Prawdzic Prawdzic
101
BLOG

Żydowska Kochanka (w przerwie o kontrkulturze)

Prawdzic Prawdzic Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Odcinek VIII – stosunek kontrkultury do culturae
Jeżeli tak wszyscy trajkotają o tej „kulturze”, która ponoć jest „dobra” i o jakiejś kontrkulturze, w opozycji do kultury, to wypada powiedzieć parę słów o tej „culturae”. Jest to słowo grecko-rzymskie, tak to trzeba ująć, bo fachowcy od języków indoeuropejskich spierają się, w jakim stopniu język grecki okresu helleńskiego wpłynął na rozwój języka łacińskiego, jednego z narzeczy ludów (szczepów) zamieszkujących półwysep „włoskiego buta”, półmitycznych, bo jeszcze mniej znanych od Etrusków, sąsiadujących z nimi Latynów, żyjących w grotach wzgórz apenińskich, na zachód od dzisiejszego Rzymu. Etruskolodzy i łacinnicy wywodzą etymologię słowa „łacina”, od skalnej groty, która miała być schronieniem dla ludu pasterzy, tłumacząc je, jako bezpieczna kryjówka lub schronienie. Wiadomo, że lud pasterski, półdziki, chociaż indoeuropejski, nie mógł wytworzyć dla swego żywiołowego, o indoeuropejskim rodowodzie, narzecza od razu adekwatnej gramatyki ani ortografii, (które kształtują się metodą naśladownictw oraz prób i błędów), dopiero w miarę czasu, Latynowie sąsiadując z Grekami (mieszkającymi w koloniach na południu półwyspu, w Syrakuzach), ulegając ich wpływom, moderował swój język, obyczaj i świadomość. Z tego to latyńskiego szczepu wywodzą się mityczny Romulus i Remus a Wilczyca, która ich wykarmiła, Roma, jednocześnie była boginią-dawczynią życia. Miała wiele cech bogiń starożytnej Grecji i Egiptu. 
       W tym czasie, obok Latynów żył lud od nich starszy kulturowo i bardziej rozwinięty, mianowicie Etruskowie, ale zaniknął on właściwie bez powodu a jego resztki zmieszały się z Latynami tworząc jeden „rzymski” naród. Prawdopodobnie a nawet na pewno część z nich została przez Latynów zamordowana, kobiety zabrana a ziemia przywłaszczona na niej założono miasto Rzym. Słowo „culturae” jest pochodzenia łacińskiego, ale nie wiadomo ile w nim inspiracji helleńskich, bowiem w grece ścisły odpowiednik tego słowa nie występuje. W Helladzie znano pojęcie hodowli, bydła, roślin, ludzi etc, ale nie używano pojęcia „kultury” w dzisiejszym znaczeniu. Ukuto pojęcie Etosu i Mytosu, co można zastąpić słowem kultura. Mówiąc o „hodowli” myślano o sposobie uprawy roli, a nie uprawianiu polityki, sztuki, religii, propagandy czy urabianiu ludzkich postaw czy opinii. (Ale uwaga! – w tych pojęciach jest zawarta domyślana wiedza, i pragmatyka, zepchnięta głęboko pod powierzchnię nieświadomości, o której nikt głośno nie mówił i nie mówi, tylko czasem odbija się to niezdrowych snach i przeczuciach – mianowicie wiedza o kolejności zabijania, Regulamin zabijania – to jest sednem każdej kultury). Grecy mieli na wszystko osobne pojęcia i terminy. Można rzec, że od nich wywodzi się zasada, że to, co jest nie nazwane słowem, terminem, wyrazem, to nie istnieje. Tatarkiewicz i Zieliński podają, że na określenie ogólnej świadomości ludzkiej i specyficznego człowieczego zachowania termin culturae wymyślili Rzymianie. Wybija się w nim rdzeń „cult” określający zbiór przepisów liturgicznych i zwyczajów religijnych, więc musiał powstawać w okresie, gdy wszystko w życiu społecznym było związane w jeden kompleks składający się z religii, sztuki, medycyny, uprawy roli, wojaczki, wychowania dzieci, sprawowania władzy i codziennych przesądów. Ale uwaga! – i tu również trzeba powtórzyć, to co powyżej, że sednem tej kultury, tak jak i każdej kultury ludzkiej, również naszej kultury, jest regulamin zabijania, dotyczący kolejności zabijania – kiedy zachodzi taka potrzeba.)
     W Grecji platońskiej, na wyróżnienie człowieka w sensie obywatelskim i cywilizacyjnym, homo politicus, używano terminu „Hellen”, helleński, „Helenus”, natomiast o nie-heleńczyku mówiono barbarus, barbarzyńca. Pojęciem „kultura” w dzisiejszym znaczeniu zaczął się posługiwać Cyceron, a spopularyzował je, jak piszą, Seneka. Ale cóż to była za kultura, jakże odmienna od naszej chrześcijańskiej wrażliwości, skoro Pater Familias miał prawo karać swoich domowników śmiercią a antykoncepcję uprawiano w ten sposób, że gdy kobieta urodziła niechciane dziecko, to go dusiła i wyrzucała na śmietnisko. Jak widać, culturae nie jedno ma imię.
    Z punktu widzenia wartości, kultura nie jest niczym dobrym ani złym, jest to stan, a raczej dobrostan, w którym społeczeństwo jest regulowane zbiorem zasad postępowania i ocen. Coś, co w jednym społeczeństwie jest złe, w innym jest dobre. To, co jest złe i dobre, jest ustalane arbitralnie i służy zaspokajaniu interesu klasy panującej. Antropolodzy i etycy powiadają nawet, że sumienie jest przesądem klasy panującej. Właściwie to nie wiadomo, czym jest owa klasa, bo im bardziej społeczeństwo zorganizowane i zindustrializowane tym trudniej wyróżnić niego, kto należy do prawdziwych decydentów. W naszej polskiej kulturze i politologii utarło się uważać, że do klasy panującej w Polsce przedwojennej należeli ci, którzy posiadali jakieś dobra materialne - obszarnicy wiejscy, fabrykanci, kamienicznicy; pieniądze - bankierzy, kupcy i hurtownicy; funkcje władzy - urzędnicy rządowi; lub pozycję z racji wiedzy i umiejętności, np., lekarskich. Podobnie w Ameryce i w Europie Zachodniej postrzega się ludzi należących do owej „klasy panującej”. Oprócz tego do tej „klasy” w Polsce przedwojennej zaliczano szeroko definiowaną inteligencję, której pojęcie na Zachodzie i w Ameryce nie istnieje. Natomiast w Polsce powojennej, tzw. socjalistycznej, do klasy panującej zaliczano (chyba dla kpiny!) robotników i chłopów, ale to tylko tak było na papierze i w pierwszym artykule stalinowskiej konstytucji z 1953 r. że suwerenem w Polsce jest lud pracujący miast i wsi (do tego „ludu” włączono pojęcie inteligencji pracującej i wszystko jasne - otwarta droga dla czerwonej burżuazji i sektora drobnokapitalistycznego, działającego pod płaszczykiem inicjatywy prywatnej) na papierze, bo de facto, tą „klasą” była grupa ludzi należąca to tzw. inteligencji rządzącej, czyli wyższych urzędników aparatu państwa i partii – partyjnych i bezpartyjnych, ale wiernych partii (PZPR) , do tego grona trzeba też zaliczyć redaktorów naczelnych pism, dyrektorów fabryk, szkół, profesorów, sędziów, adwokatów, lekarzy, wszystkich tych, z których zdaniem rząd i generalicja opierająca swą władze na milicyjnej i wojskowej przemocy nad społeczeństwem, musiał się, przeważnie całkiem formalnie, liczyć.
Prawdzic
O mnie Prawdzic

odwołuję te głupstwa. które poprzednio tu napisałem

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości