Prawdzic Prawdzic
76
BLOG

Żydowska Kochanka (suplement o kontrkulturze)

Prawdzic Prawdzic Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

Odcinek X – związki kontrkultury i kultury z polityką.
    O tym, że takie związki istnieją, nie potrzeba nikogo przekonywać. Można nawet powiedzieć, że kultura i polityka, to jest jedno i to samo. Co to jest polityka? Różni różne dawali definicje, ale można powiedzieć, że jest to gromadzenie dóbr materialnych, potrzebnych do fizycznego przeżycia. Tym samym jest kultura, tylko z tą nadwyżką, że daje ludzkiemu zwierzęciu złudzenie wolności, której nie ma i której ono nigdy nie osiąga, chyba tylko w chwili dobrowolnego samobójstwa.
    Dziwne to wszystko, co nas spotyka. Polityka jest gromadzeniem i zdobywaniem pożywienia, którego jesteśmy niewolnikami, kultura jest naszym przywiązaniem do rodziców, od urodzenia do śmierci w kondycji naszego wspólnego niewolnictwa. Bowiem istotą naszego życia jest niewola. Bez poddania się niewoli społeczeństwa nie moglibyśmy przeżyć, chyba tylko w dżungli amazońskiej, żywiąc się bulwami roślin, liśćmi traw, mięsem ryb, iguan i ptaków. A to też byłaby inna forma niewoli, bo nie ma wolności od przymusu jedzenia. Rodzimy się nadzy i bezradni, skazani na pomoc rodziców, a ci znów są skazani na pomoc sąsiadów i dalszej społeczności, w której i na rzecz, której trzeba pracować, najpierw produkując podstawowe środki do przeżycia. Społeczeństwo zgadza się na zatrzymanie kawała ziemi przez naszych rodziców, na ich warsztat do wyrobu butów, młyna, piekarni do pieczenia chleba etc i to jest forma zniewolenia. Rodzice nasi żyją w ten sposób we wzajemnej niewoli z innymi członkami społeczności, a my się do nich przyłączamy. To jest owa kultura przeżycia, połączona z polityką, czyli ze sposobem gromadzenia dóbr konsumpcyjnych i produkcyjnych. Jest jeszcze coś osobistego, co się przyłącza do naszej solidarności, do zniewolonych rodziców. Tym czymś, osobistym, jest nasze współczucie dla ich doli niewolników. Będąc ich dziećmi nie czujemy się niewolnikami, bo nasz kultura maskuje i zasłania przed nami widok przymusu. Dopiero gdy jesteśmy dorośli i brakuje rodziców, by nam zapewnić środki utrzymania, które są zdobywane w warunkach wzajemnej zachęty i jednocześnie niewolniczego przymusu, zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy w matni pełnej nędzy, którą gotują nam bliźni, członkowie społeczeństwa, którzy chcą zjeść i zawłaszczyć więcej niż potrzebują, więcej niż mają do zjedzenia inni, pomimo, że równo z nimi a może nawet więcej pracują. I tu się pojawia polityka i jej zwierzęce, bezrozumne oblicze.
Mówiąc „bezrozumne oblicze człowieka uprawiającego politykę, trzeba rozumieć maskę „rozumnego człowieka”, któremu się chce pracować więcej niż innym, dlatego ma więcej; nakłada on tę „maskę” wytworzoną w trakcie formowania się kultury duchowej społeczeństwa. Wygląd twarzy ludzkiej, jaką widzimy u naszych bliźnich, na co dzień, nie jest prawdziwy ani naturalny, jest bowiem konglomeratem naszych wyobrażeń o człowieku, wytworzonych w trakcie uczenia się kulturowego kodu. Ba, antropolodzy podejrzewają, że nasze widzenie jakości postaciowych, że się tak wyrażę, fizjonomii innych istot zwierzęcych podobnych i niepodobnych do człowieka, jest formą antropomorfizacji i proponują rozciągnąć pojęcie „bliźniego” również na przedstawicieli zwierzęcego świata. Toteż patrząc na dobrotliwą i mądrą twarz polityka, który w środku jest zachłanny, zbrodniczy i głupi, myślimy sobie, że kapitalista ma dlatego więcej, że jest bardziej pracowity, że mu się „bardziej chce”. To, że mu się bardziej „chce” to nie ulega wątpliwości, ale to, że więcej pracuje (i mu się należy), to jest kłamstwem. Żadna istota ludzka, pracująca w układzie zamkniętego systemy wytwarzania dóbr, jak to się ma z zurbanizowanej Ameryce lub Europie, nie pracuje więcej ani mniej i takie rozróżnienie nie ma sensu. Może pracować ciężej fizycznie i tylko z tego względu może się takiej jednostce należeć „więcej”, ale nie można twierdzić, że pracując ciężej pracuje więcej. Te dwie kategorie pracy: „więcej” i „ciężej”, nie mają z sobą nic wspólnego. Można się „napodnosić” zawodniczo ciężarów na zawodach kulturystycznych i nie będzie to pracą, natomiast ten, co przygotowuje sztangi i dostarcza je na podest zawodnikom do podnoszenia ciężarów napracuje się jak górnik w kopalni. Jednemu i drugiemu należy się zaplata, ale zawodnikowi, ciężarowcowi-rekordziście, już nie. W każdym razie nie z puli pieniędzy przeznaczonych do zapłaty za pracę.
     Tak czy inaczej, jeśli dorosły człowiek, nie będąc na niczyim garnuszku, pracuje na swoim lub cudzym, czy to będzie własny warsztat, gospodarstwo, wytwórnia, kopalnia, sklep itd. własny lub cudzy, to praca, jaką wykonuje, starając się wypełnić swoje obowiązki (w ramach technologii, pragmatyki lub zwyczaju) jest równa pracy wszystkich innych ludzi pracujących podobnie, a wszyscy pracują tak samo, bo jakaś inna praca, większa niż praca reszty ludzi jest niemożliwa. Stąd, absurdem jest mówić, że kapitalista, właściciel kopalni, huty etc pracuje więcej i ciężej niż reszta, dlatego należy mu się zysk, jako gratyfikacja za wysiłek i ryzyko.  Jest to rozumowanie chore i zbrodnicze, sygnowane zmową milczenia szajki morderców dysponujących siłą karabinów maszynowych.  Albowiem, jeżeli człowieczeństwo jest jednakowe dla wszystkich i „jedno”, to i praca, jako wyraz człowieczeństwa jest jednakowa i „jedna”. Nie ma przecież człowieczeństwa więcej albo mniej, bowiem albo jest, albo go nie ma. Z pracą jest podobnie, jeśli nie jest pozorowaniem w wykonywaniu zbędnych czynności. Co do tego, że władający społeczeństwem zbrodniarze uzurpują sobie zawłaszczanie dóbr materialnych, które im się nie należą, tłumacząc to prawem zwiększonego wysiłku, nie ulega wątpliwości. Do czego oni używają tego zwiększonego wysiłku? Do zniewolenia społeczeństwa? Wolne żarty. Widzimy przecież, że każde nowe założenie państwa, każdy przewrót, w którym klasa morderców tworzy jakaś parodię rządu, powołuje jakiegoś zbrodniczego premiera, oszusta prezydenta, krwawego ministra, zaczyna się albo od rozlewu krwi, od zabijania opornych, albo od puczu, w którym uzbrojeni bandyci w mundurach policji lub wojska wychodzą na ulicę, aresztują ludzi, biją ich, wchodzą do domów, łamią meble, zastraszają, grożą etc. Jednym słowem od początku świata dyktatura goni dyktaturę, ubraną w kłamstwo o demokracji, a propagandziści i twórcy kultury zamazują fakt zniewolenia kłamstwami, że tak sobie „vox populi” życzy, że tak musi być, że teraz będzie lepiej. Kultura w niewolnictwie jest złudzeniem wolności. Toteż w procesie wychowania kultura oddolna, kultura niewolników wychowuje dzieci w przywiązaniu do rodziców-niewolników wytwarzając w potomstwie uczucia solidarności z rodzicami i rodzeństwem. W przeciwieństwie do kultury wysokiej, która uczy pogardy dla nędzarzy, którzy sami są winni swej nędzy, bo są głupi i leniwi (patrz „Satyra na leniwych chłopów”). Tak, są słabi i głupi, bo nie potrafią i nie chcą schwycić swych kapitalistów i zarządców i powiesić ich na słupach albo ściąć im łby maczetą. Dlaczego są tak słabi i głupi, to już zagadnienie obezwładniającej funkcji kultury skłaniającej szarych ludzi do strachu, posłuszeństwa, niepewności i milczenia. Cała machina kłamliwej kultury i propagandy pracuje, żeby ich pozbawić poczucia inicjatywy, krytycznego myślenia i (w efekcie) radości życia. Kultura jest narzędziem obosiecznym, bronią obosieczną, która z jednej strony może ochronić broniącego się przed śmiercią, a drugiej strony śmierć na niego sprowadzić. Dając w religii Chrystusa, z jednej strony łudzimy człowieka nieokreśloną nadzieją, żeby jeszcze nie podejmował, z powodu bezsensu życia wśród możnych morderców, samobójstwa, bo jego ręce do pracy przydadzą się do zrobienia kajdanów dla następnego niewolnika, a z drugiej strony owa bezpłodna nadzieja na polepszenie losu, (że Bóg nas kocha i takie tam bujdy) jest niebezpieczną trucizną obezwładniająca robotniczą ofiarę, żeby kapitaliści mogli łatwiej ją strawić.
     I tu widzę trudny szkopuł do wyrozumowania przy analizie stosunku kultury do kontrkultury. Bo jakże to, dzieci niewolniczych rodziców, których sens duchowego życia (dzieci) polega na dozgonnym współczuciu rodzicom, zamiast im pomagać w trudnym losie więźnia kapitalistycznego systemu, odrzucają ich i łączą się w bandy hipisów pozbawionych rodzin, własności i rozumnej przyszłości.   
Prawdzic
O mnie Prawdzic

odwołuję te głupstwa. które poprzednio tu napisałem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości