Krzychuzokecia Krzychuzokecia
737
BLOG

Polska lekcja zabijania

Krzychuzokecia Krzychuzokecia Polityka Obserwuj notkę 8

Wczoraj zakończył się proces 7 żołnierzy, uczestników wydarzeń w wiosce Nangar Kel, 16 sierpnia 2007 roku.

Żołnierze ci ostrzelali z broni ciężkiej zabudowania cywilne w wyniku czego zginęło sześciu cywili, w tym trójka dzieci. Wyrok sądu oczyszcza ich z zarzutu popełnienia zbrodni wojennej, z powodu braku dowodów. Decyzja sądu spotkała się z powszechną aprobatą, a pozostający ministrem ON Bogdan Klich, stwierdził, że honor polskiego żołnierza został oczyszczony. Tymczasem, analiza tamtych wydarzeń pozostawia wątpliwości co do słuszności wyroku.

Przebieg incydentu

Zgodnie z tym co publicznie wiemy o tamtych wydarzeniach, feralnego dnia, ok. godz. 8:00 czasu lokalnego, polski patrol został zaatakowany przy pomocy zdalnie sterowanego ładunku wybuchowego klasy IED (improvised explosive device - miny i ładunki wybuchowe produkowane w sposób amatorski). W wyniku tego ataku dwóch polskich żołnierzy zostało rannych. Patrol ewakuował się z zagrożonego rejonu, w którego pobliżu znajdowała się wioska Nangar Kel.

W ciągu następnych godzin wywiad stwierdził, że trzech dowódców Talibów, którzy prawdopodobnie zaplanowali poranny atak, przebywa w jednym z budynków w wiosce. Położenie tego miejsca przekazano polskim żołnierzom, którzy następnie wyjechali, aby oczyścić ten teren z sił przeciwnika. Pierwsze doniesienia medialne mówiły też o aresztowaniu tej trójki.

Na miejscu żołnierze, należący do elitarnej 6. Brygady Powietrznodesantowej, a więc o większych umiejętnościach niż żołnierze innych jednostek, rozstawili broń ciężką w postaci 12,7mm wielkokalibrowego karabinu maszynowego WKM-B i 60mm moździerza LM-60D, przy pomocy której ostrzelali wskazany przez wywiad budynek. Z dużym prawdopodobieństwem już wtedy wiedzieli, że strzelali do osób cywilnych. Po zakończeniu ostrzału powrócili do bazy.

Jeszcze tego samego dnia do dowództwa Polskiego Kontyngentu Wojskowego - Afganistan (PKW-A), doszła wiadomość, że w wyniku tej akcji zginęło 6 osób cywilnych - uczestników przyjęcia weselnego. Do wioski Nangar Kel wysłano więc oddział Grupy Odbudowy Prowincji z żywnością, lekami i innym zaopatrzeniem. 3 ranne kobiety wysłano na leczenie w Polsce.

Błędy - ale czyje?

Zdaniem sądu 7 żołnierzy, którzy prowadzili ostrzał wioski, popełniło błędy, lecz nie strzelało do cywili z rozmysłem. Błędy rzeczywiście popełniono, ale znacznie wcześniej niż w momencie otworzenia ognia. Po pierwsze, nie wiemy kto dokonał wczesnego rozpoznania. Pierwsze informacje mówiły o tym, że działań wywiadowczych dokonały oddziały amerykańskie. Później dowiedzieliśmy się, że rozpoznania nie zrobił nikt, bo obecni w Afganistanie wywiadowcy nie przeszli weryfikacji po rozwiązaniu WSI. W takim razie skąd polscy żołnierze uzyskali współrzędne ostrzelanego budynku, i skąd pochodziła informacja o obecności wroga w terenie?
Kolejne pytanie dotyczy tego, kto zadecydował o rozpoczęciu tej akcji. Znów, wedle pierwszych informacji obecnych w polskich mediach to strona amerykańska zadecydowała o likwidacji trzech dowódców Al-Kaidy. Odpowiedź na to pytanie jest o tyle ważne, że cały plan akcji był źle skonstruowany. W sytuacji kiedy trzech wrogich dowódców znajduje się w budynku cywilnym, bez ryzykowania bezpośrednią konfrontacją, ich likwidacja możliwa jest jedynie przy pomocy broni precyzjnej. I to tylko po upewnieniu się, że cel rzeczywiście jest w przewidywanym miejscu. Polski oddział nie wykonał żadnego rozpoznania bezpośrednio przed akcją. To był ich pierwszy błąd. Jest on o tyle zaskakujące, że w informacji wywiadowczej nie było ani słowa o ewentulanej ochronie celu. Brak takiego ostrzeżenia oznacza, że żołnierze, mówiąc skrótowo, mogą sobie pozwolić na więcej, m.in. na zbliżenie się do budynku na minimalną odległość.

Zamiast tego, nasi żołnierze utworzyli stanowisko bojowe w pewnej odległości od wioski (miejsce, z którego ostrzeliwano Nangar Kel nie zostało ustalone przez sąd), skąd otworzyli ogień z broni ciężkiej w kierunku wskazanego budynku. To ich drugi błąd, w dodatku karalny, ponieważ zakazany jest ostrzał niebronionych obiektów cywilnych. Z tym, że w tym momencie dowódca nie miał pewności czy ostrzeliwany obiekt był rzeczywiście niechroniony. Jednakże stało się to dla niego jasne już po pierwszych wystrzelonych pociskach. Jak to możliwe? W tym celu należy przyjrzeć się wykorzystywanej przez Polaków broni.

Widzieli, nie zareagowali?

Najpierw rozpoczęto ostrzał moździerzowy. Wykorzystywany przez Siły Zbrojne RP lekki moździerz kalibru 60mm LM-60D, produkcji ZM Tarnów, służy do niszczenia siły żywej, stanowisk ogniowych i umocnionych pozycji przeciwnika w odległości od 70 do ponad 2300 metrów. Należy przy tym zauważyć, że ostrzał celów żywych (ludzi) ma sens jedynie w przypadku większych skupisk, ponieważ moździerze nie są bronią wystarczająco precyzyjną.

12,7mm wielkokalibrowy karabin maszynowy WKM-B, również produkcji ZM Tarnów, to unowocześniona wersja radzieckiego wkm NSW, strzelająca NATO-wskim nabojem 12,7x99mm (.50BMG). Służy on również do likwidacji siły żywej i ostrzału pozycji umocnionych, ale też do ostrzału pojazdów opancerzonych. Należy przy tym zauważyć, że wobec wrogich żołnierzy karabiny maszynowe najczęściej są wykorzystywane do prowadzenia ognia zaporowego. Strzelając w ten sposób zadaniem celowniczego wkm nie jest likwidacja żołnierzy wroga, a zmuszenie ich do znalezienia osłony, i spowolnienia ataku.

Co nas interesuje w szczególności to to, że oba te rodzaje broni mogą być wyposażone w celowniki optyczne, przy czym przy moździerzu LM-60D standardowo występuje celownik MPM-44! Bez niego, prowadzenie celnego ognia nie byłoby w ogóle możliwe, a sam moździerz byłby niekompletny, a więc nie stanowiłby wyposażenia żadnego pododdziału. Posiadając tę wiedzę, można z całą pewnością stwierdzić, że żołnierze ostrzeliwujący Nangar Kel, w momencie otwarcia ognia z wkm, widzieli, że ostrzeliwali cywilów! W związku z tym, dalsze prowadzenie ognia było działaniem celowym, a nie błędem! Czemu więc nasi żołnierze mieliby strzelać do bezbronnych cywilów?

Historia lubi się powtarzać

Przypomnijmy: polski oddział wysłano do Nangar Kel celem zabicia osób odpowiedzialnych za wcześniejszy atak na polski patrol. Może więc Polakom chodziło nie tylko o zabicie Talibów, ale też o zaprowadzenie przestrachu wśród ludności cywilnej? Takie sytuacje znamy choćby z polskiej historii, gdzie Wehrmacht, SS i Armia Czerwona paliły całe wsie za pomoc "polskim bandytom" jak nazywano członków Armii Krajowej. Jednakże nie oznacza to, że polscy żołnierze to ten sam typ obłąkańca co SS-mani. Tę taktykę przyjęła również armia amerykańska i z powodzeniem zastosowała w czasie wojny w Wietnamie, gdzie również działał ruch oporu: Vietcong. Pikanterii sytuacji dodaje fakt, że komunistyczny Wietnam, był pierwszym niepodległym Wietnamem, i z Vietcongiem utożsamiali się nie tylko komuniści.

Takie karanie ludności cywilnej, choć już w mniejszej skali, a na pewno z mniejszym rozgłosem, odbywa się zarówno w Iraku jak i w Afganistanie. Może więc zastraszenie cywilów było dodatkowym zadaniem jakie mieli wykonać Polacy? Przypomnijmy, że to Amerykanie dowodzą ISAF-em i mogli oni dać dowództwu PKW-A takie zalecenie. Na to wskazuje właśnie sposób realizacji akcji w Nangar Kel: Polscy żołnierze w ogóle nie sprawdzili czy wróg rzeczywiście jest obecny na tym terenie. Bardzo możliwe jest to, że byli oni przekonani o obecności Talibów w budynku, a rozniesienie tego obiektu w drzazgi przy pomocy moździerza miało dać efekt "pogrożenia" cywilom: "spójrzcie co się dzieje jak pomagacie Talibom". Niestety, w ostrzelanym budynku nie było żadnych Talibów.

Bo też, czy w ogóle mogli oni tam być? Wszelkie doniesienia medialne dotyczące wojny (czy też misji stabilizacyjnej) w Afganistanie, przemilczają jeden, bardzo ważny, fakt: nie wszyscy rebelianci to Talibowie. Tak naprawdę, w obecnej chwili, nie ma pewności, czy Al-Kaida, organizacja zrzeszająca większość Talibów, w ogóle jest obecna w Afganistanie!

Przypomnijmy, że Taliban to ruch wywodzący się z wahabizmu: skrajnej sekty islamskiej, która podważa kilka z najważniejszych dogmatów Islamu. Wahabizm jest popularny głównie w Arabii Saudyjskiej, czy też w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. W Afganistanie, pierwsi wahabiści pojawili się w latach 80. XX wieku. Ich przywódcą był Osama bin Laden, saudyjczyk, który przeszedł szkolenie wojskowe finansowane m.in. przez CIA. Wraz ze swoimi sprzymierzeńcami miał on zebrać wokół siebie oddziały złożone z afgańskich mudżahedinów i wyszkolić je do walki z Armią Czerwoną. Warto zauważyć, że część z wykorzystywanych przez Talibów taktyk zostało opracowanych przez Vietcong, a następnie rozwiniętych przez Amerykanów. Niestety po wojnie z ZSRR, Talibowie postanowili przejąć władzę w Afganistanie co było zaczątkiem długiej wojny domowej.

Talibowie byli mniejszością w Afganistanie i posiadali niemal zerowe poparcie. Chcieli oni zaprowadzić silną władzę centralną, co nie mogło się spodobać Afgańczykom, którzy wciąż uznawali strukturę rodową. Jednakże, z ich punktu widzenia, współczesna demokracja jest takim samym zniewoleniem jak komunizm, ponieważ niszczy władzę rodów na rzecz parlamentu. Stąd wśród najbardziej tradycyjnych Afgańczyków nienawiść wobec Amerykanów i ich sojuszników. Afgańczycy widzą misję stabilizacyjną jako normalną okupację, taką jak w Polsce w czasie II wojny światowej. W związku z tym, tak jak my, organizują swoją plemienną konspirację: większość z afgańskich mężczyzn jest dobrymi strzelcami, więc organizują oni zbrojne grupy, których zadaniem jest operować wokół rodzinnych wiosek i chronić je przed okupantem. Ponieważ jednak żyjemy w XXI wieku, również afgańskie plemiona idą z duchem czasu i wiedzą jak konstruuje się amatorskie bomby - IED. Z dużym prawdopodobieństwem, atak na polski konwój 16 sierpnia 2007 roku, mógł być wykonany przez siły wrogie zarówno Ameryce jak i Talibom. Nie byłoby też dziwne, że autorzy tego zamachu rzeczywiście brali udział w przyjęciu weselnym, które zostało przerwane polskimi pociskami. Ale czy to usprawiedliwia Polaków? Nie, ponieważ zadaniem misji ISAF nie jest walka ze wszelką opozycją (co by oznaczało zwykłą napaść na Afganistan), lecz likwidacja terroryzmu Al-Kaidy, która zdążyła już przenieść się do Pakistanu, i w inne kraje do tej pory zaprzyjaźnione z USA.

Swoją drogą: ciekawie brzmią słowa, że żołnierze są niewinni ponieważ nie ma dowodów na ich celowe działanie. Przypomnę, że w czasie pamiętnego Września, celowym zadaniem Luftwaffe nie było ostrzeliwanie uciekających cywilów. Rozumiem, jednak, że polski sąd wybaczyłby to niemieckim zbrodniarzom, ponieważ z powietrza mogli oni popełnić "błąd" i uznać cywili za wycofujące się Wojsko Polskie. W tych wszystkich analogiach widać, że historia niestety lubi się powtarzać...

Winny Macierewicz?

W całej tej sprawie najdziwniejsza jest jednak reakcja mediów, rządu i byłych generałów Sił Zbrojnych nie tylko RP, ale też PRL. Otóż, mimo tego, że wg sądu sprawa po prostu nie zaistniała (nie ma winnych), to jednak trzeba ukarać jednego winnego: Antoniego Macierewicza, likwidatora WSI. W ciągu ostatniego dnia dowiedzieliśmy się, że to przez niego nie przeprowadzono rozpoznania w Nangar Kel, ponieważ polscy wywiadowcy nie przeszli weryfikacji. Jednakże, skąd w takim razie w ogóle wiadomość o obecności wroga w tej wsi? I skąd, w pierwszych doniesieniach prasowych, informacja o tym, że rozpoznanie przeprowadzili Amerykanie?

W dodatku, należy przypomnieć, że polscy żołnierze nie wykonali swoich obowiązków w pełni, przystępując do akcji bez rozpoznania. I oni też rozpoczęli ostrzał z wkm, mimo, że w wizjerze moździerza widzieli cywilów. To nie Antoni Maciarewicz pociągał za spust WKM-B. Bloger Janusz40 w swojej notce próbuje również wykorzystać konwencję haską w obronie polskich żołnierzy, twierdząc, że wróg (wg Janusza: Talibowie) nie występuje w mundurach. Konwencja powstała w czasach kiedy nikomu się nie śniło o ruchu oporu na wzór II wojny światowej. A taki istnieje w Afganistanie. Ponadto przypomnę, że po zakończeniu Powstania Warszawskiego, Niemcy pozwolili powstańcom na opuszczenie Warszawy, chociaż mogli ich po prostu zastrzelić.

Polska lekcja zabijania

Na koniec warto wspomnieć o słynnym (opisywanym również wczoraj przez Piotra Gabryela) "syndromie Nangar Kel". Wg tej teorii, po aresztowaniu żołnierzy biorących udział w tej masakrze, wsród uczestników polskich misji PKW-A i PKW-Irak, miał zapanować strach przed otwieraniem ognia do przeciwnika bo "a nuż". W związku z tym Polacy mieli być coraz mniej efektywni i miało ich ginąć coraz więcej. Praktyka jednak pokazała, że (o dziwo!) polscy żołnierze są coraz bardziej skuteczni i w dodatku zyskali sympatię tubylców. Za ich starania wyróżniono ich poprzez nadanie dowództwa nad całą prowincją Gazni.

Boję się, że po uniewinnieniu żołnierzy z Nangar Kel, pozostali uczestnicy naszych misji mogą zacząć działać mniej rozważnie, ponieważ poczują, że w ojczyźnie jest przyzwolenie na strzelanie do wszystkiego co się rusza. Ot, taka polska, krótka lekcja zabijania.
 

 

PS. Głębsza analiza sytuacji na Bliskim Wschodzie w notce "Bliski Wschód, a sprawa polska", oraz opis PRAWDZIWYCH polskich bohaterów na misji w Iraku w notce "Oblężenie".

Polecam cykl o nieprawidłowościach w MON.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka