Ojciec dziecka ze wsi na Opolszczyźnie skarży się, że jego syn nie może uczyć się języka niemieckiego, jeżeli nie zadeklaruje, że jest to język jego przodków (ND z 9.09.: "Niemiecki za przodka").
Pomijając słuszne jak najbardziej uwagi o wynarodawianiu Polaków nie tylko na Litwie, ale i w Polsce, można dodać na marginesie: a po co dziecko polskie ma się obecnie uczyć języków zaściankowych typu niemiecki czy rosyjski? Jedynym celem dalszego (już ponad 20 lat) kontynuowania nauki tych języków zaściankowych w polskich szkołach jest stworzenie możliwości zarobienia paru złotych przez nauczycieli typu pani Hortnug. Dzieci nie potrzebują znajomości języków, które nie są na świecie używane. Język niemiecki nie jest używany nigdzie na świecie poza obszarem zasiedlonym przez Niemców w Europie (w zasadzie Niemcy i Austria). W Australii nikt nie słyszał o podobnym "języku". W Stanach i Kanadzie popularne i wykładane w szkołach są język hiszpański i francuski. W Kanadzie szerzej używany jest język włoski i portugalski niż niemiecki. Popularne i potrzebne stają się chiński i japoński. Językiem światowym jest oczywiście język angielski i pozostanie nim jeszcze bardzo długo. Nawet na Ukrainie ludzie wykształceni mówią obecniepo angielsku. Cała młoda Europa mówi po angielsku i młody Polak, który w jakiejś Szwecji czy Grecji próbowałby porozumieć się po niemiecku, naraziłby się tylko na wyśmianie. To samo odnosi się oczywiście do Afryki, Azji i Ameryki. Pół świata mówi po hiszpańsku. Jest to język piękny i dla Polaków łatwy do nauki. Powinien być zdecydowanie drugim, po angielskim, językiem obcym naucanym w polskich szkołach. Utyskiwanie, że ktoś w Polsce nie ma możliwości nauki języka niemieckiego, można złożyń na karb dwudziestowiecznej niewolniczej mentalności części Polaków, których marzeniem była praca niewolnicza dla Niemców.
