Dzisiaj nie będzie bieżączki. Nie będzie Katastrofy sprzed 2 lat, ani tej sprzed dwóch dni.Za to muzyka będzie łagodzić obyczaje, a łezka się potoczy( po moim policzku)
Czyli historia trzech barytonów
Albin
Urodził się w Bochum podczas pobytu matki u rodziców męża. Już przed wojną występował na scenie operowej, a siłę i barwę jego głosu szkoła uhonorowała złotym odznaczeniem. W czasie wojny Niemcy zmuszali go w obozie do śpiewania tenorem.Za każde obniżenie tonacji bito go zamkniętą pięścią (tworząc poduszkę powietrzną) po uszach. W efekcie wielokrotnego uszkodzenia bębenków usznych –wujek praktycznie stracił słuch. Przez kilka powojennych lat „wchodził” w swoje partie na znak kolegów albo dyrygenta. Dopiero w późnych latach sześćdziesiątych zaczął korzystać z aparatu słuchowego.*
Po wojnie wspierał administracyjnie Operę Bałtycką.Tu poznał i zaprzyjaźnił się z Janem Gdańcem. Oprócz tej samy barwy głosu połączyły ich podobne losy rodzin –obaj stracili najbliższych w Katyniu. Obaj kochali muzykę i nienawidzili komunistycznej rzeczywistości.
Za ich sprawą dom mojego dzieciństwa stał się miejscem w którym wspaniała muzyka przeplatała się z martyrologią. Wszak gospodarzem domu był mój Tatuś –więzień Dachu i ofiara bestialskiego ubeka Humera, a częstym gościem ksiądz kapelan AK. Zator-Przytocki - przez wiele lat także przetrzymywany w ubeckim więzieniu.
Oprócz wujka Albina jeszcze kilka osób z rodziny Tatusia związanych było zawodowo z operą i operetką. Od wczesnych lat szkolnych –aby nie wypaść źle podczas spotkań rodzinnych – wertowałam libretta operowe ( najpierw Stromengera, potem Kańskiego).Ale przede wszystkim chodziłam do Opery.
W Poznaniu wujek zwykle zapewniał nam lożę. Tam też pewnego późnego wieczoru jako 10/11 latka zasnęłam podczas spektaklu Fausta Gounoda. Wujek grał rolę Walentego– brata Małgorzaty.** W pewnym momencie obudził mnie głos wujka, który grzmiał” Małgorzato, przeklinam Cię „…
Rozbudzona krzyknęłam na cały głos, „za co wujku?”……
Jan
Śpiewał wszędzie. W Operze, w Kościołach podczas uroczystości, śpiewał Kardynałowi Wyszyńskiemu, Ojcu Świętemu. Śpiewał dzieciom i przyjaciołom przy każdej okazji.Jeśli jej nie było- to ją stwarzał. W pamięci utkwiły mi trzy utwory: uwielbiany przez moich rówieśników brawurowo aktorsko wykonywany moniuszkowski Był sobie dziad i baba
Faworyzowane przez dorosłych uczestników rodzinnych spotkań- tango Serce Matki
Oraz faworyzowane przeze mnie Ave Maria Gounoda. Ten ostatni utwór opromieniał mi 40 lat temu przysięgę małżeńską.
Wraz z przyborem lat i odpływem odporności na działanie okowity (której był wielbicielem-) jedno z wykonań Dziada i Baby okazało się być zadaniem pond siły. Poproszony przez (dorosłych!)znajomych o wykonanie- w trakcie demonstracji skulenia Dziada we dwoje – tak się skulił nisko nad ziemią, że nie mógł się podnieść. Ale śpiewał dalej..:-)!
Jurek
Mija właśnie 9 lat od dnia w którym zabrakło Jurka. Ciągle pędząc przez życie kontakty z rodziną jakże często zostawiamy na „potem”. Mamy tyle pilnych rzeczy do zrobienia. Nagle okazuje się, że spotkać możemy się jedynie… na cmentarzu.***
Jurek Fechner był uczniem poznańskiego Marcinka. W annałach szkoły zapisał się jako uczeń nieprzeciętny.Niestety głownie z powodu szatańskich pomysłów, które wzburzały niezwykle starannie wyczesane włosy jego pedagogów.
Jurek był „postrachem” nie tyko własnego grona pedagogicznego. Jednym z jego kluczowych popisów była wizyta w innym liceum, w którym ubrany w biały kitel wraz z podobnie wyposażonym starszym kolegą – przeprowadził „inspekcję higieniczną „ w klasie, która miała pisać jakąś niechcianą klasówkę. Klasówki nie było, a Jurek kolejny raz wylądował na dywaniku u własnego dyrektora.
Jego pasją było strzelanie – należał do koła strzeleckiego. Ta pasja i pasja do (czasem) niewybrednych żartów – doprowadziły do rodzinnego dramatu. Strzelił w drzwi do mieszkania zaprzyjaźnionych ludzi.Kula drasnęła stojącą za drzwiami koleżankę. Koleżance nic się nie stało, ale Jurek trafił do Rawicza.
Tam zaczął grać na gitarze i śpiewać. Okazało się, że ma znakomite predyspozycje głosowe- mocny, czysty baryton. W Rawiczu rozpoczął samokształcenie głosu, które pozwoliło mu po zakończeniu kary natychmiast rozpocząć studia na wydziale wokalnym. Już od 2-ego roku studiów trafił na scenę poznańskiej Opery.
Nigdy nie zapomniał o tym, że rozpoczął karierę jako amator. Do końca życia opiekował się i animował amatorskie koła śpiewaków operowych. Przez ostatnie lata wcielał się w rolę Paderewskiego w inscenizacjach organizowanych w Poznaniu z okazji obchodów rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego, zainicjowanego przyjazdem do Poznania tego wielkiego patrioty.
Był w tej roli świetny: jak mało kto czuł smak zwycięstwa…. Także: nad własną słabością.
*****
W oparach absurdu, który naciera mnie z każdej strony w ostatnich miesiącach – poczułam potrzebę powrotu do dni, kiedy wszystko wokoło było takie brzydkie i dołujące, ale można znaleźć było zawsze pięknych ludzi i jakoś żyć. To daje siłę przetrwania. I siłę walki. Aż do poczucia smaku zwycięstwa.
http://tvp.info/informacje/polska/93-lata-od-wybuchu-powstania-wielkopolskiego/6029200
http://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Zator-Przytocki
*Kształcił się pod kierunkiem m.in. Adama Didura; w 1938 ukończył ze złotym wyróżnieniem Wielkopolską Szkołę Muzyczną w Poznaniu. W okresie międzywojennym pracował w poznańskim Banku Związku Spółek Zarobkowych, w latach 1936-1938 odbył służbę wojskową. Był wieloletnim solistą Teatru Wielkiego w Poznaniu; występował w tym charakterze jeszcze przed II wojną światową, następnie w latach powojennych (1945-1949) i ponownie od 1957. W latach 1949-1957 był solistą Opery Warszawskiej (przez pewien czas pracował też w administracji w Gdańsku i Krakowie). Wykonywał liczne pierwszoplanowe partie barytonowe, do najbardziej znanych wykonań należały role tytułowe w Rigoletto Verdiego i Mazepie Czajkowskiego, Jago w Otellu Verdiego, Scarpia w Tosce Pucciniego, Hrabia Tomski w Damie pikowej Czajkowskiego, Lord Henryk Ashton w Łucji z Lammermoor Donizettiego. Jubileusz 40-lecia pracy artystycznej (17 listopada 1978) Fechner uczcił w Poznaniu partią Miecznika w Strasznym dworze Moniuszki.
** Ciężarna i porzucona Małgorzata rodzi dziecko i staje się społecznym wyrzutkiem, o czym śpiewa przy kołowrotku (Il ne revient pas). Siébel ją wspiera. Małgorzata chce pomodlić się w kościele, ale zatrzymuje ją najpierw Mefistofeles, a później chór diabłów. Kończy swoje modlitwy ale znów ulega kuszeniu diabła. Regiment Walentego wraca z wojny maszerując (Deposons les Armes). Siébel prosi Walentego aby przebaczył siostrze. Walenty rusza do jej zagrody. Faust i Mefistofeles przybywają do ogrodu a diabeł pod oknem Małgorzaty zaczyna śpiewać parodię serenady zakochanych (Vous qui faites l'endormie). Z domu wychodzi Walenty i pojedynkuje się z Faustem lecz Faust okazuję się lepszy i brat Małgorzaty ginie. Ostatnim tchnieniem przeklina Małgorzatę skazując ją na męki piekielne (Ecoute moi bien Marguerite).
***
Po krótkiej chorobie zmarł wczoraj w Poznaniu Jerzy Fechner, wybitny baryton, solista Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki. Miał 58 lat. W repertuarze miał kilkadziesiąt partii operowych.
Po krótkiej chorobie zmarł wczoraj w Poznaniu Jerzy Fechner, wybitny baryton, solista Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki. Miał 58 lat. W repertuarze miał kilkadziesiąt partii operowych. Ceniony był szczególnie za współpracę z amatorskim ruchem śpiewaczym. To on wcielał się w postać Paderewskiego podczas inscenizacji przygotowywanych przez Chór Nauczycieli kierowany przez Ryszarda Łuczaka.
7 Marca 2003 r.
Inne tematy w dziale Rozmaitości