prawo cytatu
prawo cytatu
kierownik karuzeli kierownik karuzeli
681
BLOG

Z pamiętnika młodej ekolożki

kierownik karuzeli kierownik karuzeli Ekologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 19

Boje się tylko zaparcia i PISu. Dlatego zawsze rano przegryzam kilka ziarenek lnu. Potem, wprost z butelki pociągam spory łyk oleju z czarnuszki. Jeszcze kilka tygodni temu siadałam przed telewizorem i kiedy tylko zobaczyłam żółty pasek, to syczałam z wściekłością – pis dzielce! Ostatnio dałam sobie spokój. Raczej staram się dobrze odżywiać. Czasami wystarczy owsianka posypana czosnkiem. Z tym, że czosnku sama nie wyciskam, szkoda mi plastykowych wyciskarek, które zwykle pękają w moich drobnych dłoniach. Może dziś pojadę do supermarketu i kupie sobie solidną żelazną wyciskarkę. Plus chleb i wino dla ojca, który po południu przylatuje z Tajlandii. Na lotnisko postanowiłam pojechać samochodem elektrycznym wynajmowanym na minuty. Zafundowałam sobie BMW i 3. Tym bardziej, że mam stosowną aplikacje w smartfonku, wiec zaraz odnalazłam samochód stojący dwie ulice dalej. Miałam jechać na lotnisko, jednakże najpierw zajadę pod supermarket. Wiem, wiem, nie ma wyciskarek do czosnku z solidnego żelaza, nie jestem głupia, wiem także, że podstarzali faceci latają do Tajlandii, aby rżnąc tam, te młode 12 – 14 letnie Tajki. Lecz mój ojciec nie jest taki, a także nie podoba mi się to słowo „ rżnąć” Kojarzy mi się w ten sposób, że mój ojciec zaopatrzony w wielką stolarka piłę leci do Tajlandii, aby tam przeżynać te biedne skośnookie dziewczyny. Zapocony, brudny, w jakieś stolarni, rżnie je tak, że aż wióry lecą. Fuj... Obrzydlistwo. Zaręczam, mój tatuś leci tam z mała walizeczką. Lata tam, ponieważ uwielbia zapraszać młode kobiety na deser, a dokładnie na taką lodową melbę. Może to dziwaczne, ale ma taką gastronomiczną pasje. Melba, jak by ktoś nie wiedział - to taki słodki, lodowy deser w pucharku z wisienką na samym czubku bitej śmietany. Kiedyś zaprosił moją mamusie na melbę do Hortexu. Lecz czasy się zmieniły. Komunizm upadł. Hortex także upadł, a moja mama gdzieś wyjechała. Wiec rozumiem tatusia, że musi teraz zapraszać młode Tajki i proponować im słodkie desery. Taki jest mój ojciec. Ponadto z każdej takiej podróży przywozi mi świeże curry, tajskie liście limonki i ciasteczka z duriana. Durian to taki śmierdzący brudnymi skarpetami owoc. Chrupie sobie wieczorem te ciasteczka. Popijam mlecznym cocktailem. To mnie uspakaja i wtedy zasypiam niczym dziecko.    

Dziś, w rewanżu kupię mu granat. Granat to nie granat, tylko owoc. Dobry na potencje, dobry też na miażdżyce, i jak mój tatuś wypije taki sok, to wypłucze sobie te wszystkie złogi z tętnic. A potem opowie jak było w Tajlandii. Naprawdę, ale czeka na mnie miły wieczór. Wiem, wiem, licznik w BMW bije, minuty mijają, czas upływa, ale co tam, mój ojciec ma naprawdę dużo kasy. Co mógłby miesiąc latać do Tajlandii, ale jak powiada, co za dużo, to niezdrowo. Oczywiście, ktoś powie, że jestem głupiutka, że wierze w bajki o tym jak mój tata kupuje melby Tajką. Że, że, pewnie dzieje się tam coś obrzydliwego, chorego, proszę jednak zważyć, że Tajki są młode, 12 – 14 letnie, więc nic dziwnego, że zaprasza je na lodowy deser z bitą śmietaną.

No dobrze, starczy już o moim ojcu. Starczy. Zaparkowałam swoje BMWi3 na minuty tak jak trzeba, równiutko, i prawie pod kreskę. Nie lubię takich parkingów ani takich sklepów, Są zbyt wielkopowierzchniowe. Zbyt wielosklepowe, zbyt labiryntowe, jednakże tym razem dość szybko i sprawnie kupiłam chleb, wino i ten granat. Owoc był czerwony niczym zachodzące słońce, nabrzmiały od soku. Pewnie tatuś przywiezie zielone curry, a ja mu w rewanżu wycisnę owoc granatu. Wtedy pewnie uśmiechnie się i powie mi, że wszędzie dobrze, ale najlepiej jest w domu, ale może nawet nic mi nie powie. Będzie tylko siedział w fotelu, pił sok i milczał. Kochany tata, no nic, muszę jeszcze dokupić solidną stalową wyciskarkę. Plus czosnek. Najlepiej cały warkocz. Powieszę go sobie w kuchni. Poczuje się wtedy jakbym mieszkała na wsi i miała krowę. Chociaż krów nie lubię, ani cielaków. Kur ani kogutów. Krowy zanieczyszczają powietrze tym CO2, a koguty zbyt głośno pieją. Powinny gdakać, cichutko, i właśnie w tym kierunku powinno podążać polskie drobiarstwo. Uważam także, że nasze krajowe koguty są zbyt kogucie, zbyt grzebieniaste i zbyt głęboko pazurami w ziemi grzebią. Jednak nie mogę zgodzić się na to, aby je za to kastrowano i zamieniono w kapłony. Obskubane podawano na stół. Niech żyją długo i szczęśliwie, nawet jak są wykastrowane. Takiego koguta mogłabym mieć w domu, czemu nie. Zawsze rano wychodzilibyśmy sobie na spacer. I zaraz wyobraziłam sobie, jak siedzę w tej strefie relaksu na Placu Bankowym z wykastrowanym kogutem. Popijam owocowe smoothie z dodatkiem banana, jagody , przegryzam ciasteczkiem z Duriana i jest mi naprawdę dobrze. I kiedy tak bujałam w obłokach, dostrzegłam go. Nie był młody, ani przystojny. Był za to stary, gruby. I prawdopodobnie biedny. Emeryt, to był typowy emeryt, ubrany w sraczkowaty bezrękawnik z dziesiątkiem kieszonek w jakim chodzą wędkarze. I w tych kieszonkach trzymają haczyki i wijące się robale. Przyjrzałam mu się uważnie. Nie wybierał się na ryby, ponieważ jego wózek wyładowany był cukrem i mąką, wielkimi butlami z woda. Co jest grane? Zbliża się wojna czy jak? Persowie atakują? Lecz starzy ludzie tak mają, ciągle czegoś się boja, gromadzą zapasy, chowają je po szafach. Pokolenie wojenne lub tuż powojenne, a także ich biedne dzieci, wciąż są przerażone pobytem w kanałach, ukrywaniem się w lasach. I to AK i to AL, i te Bataliony Chłopskie z Kosiniakiem na czele. Przegrane pokolenie, które nawet nie wie, co latte z posypką cynamonową. Chociaż mój ojciec to wie. Mimo upływu lat i służby na wielu odpowiedzialnych państwowych stanowiskach wciąż jest nowoczesny i postępowy. Wie także jak wygląda melba ze śmietaną i Tajka z wisienką w ustach.

Stanęłam w kolejce, tuż za właścicielem sraczkowatego bezrękawnika. Wtem emeryt nachylił się nad lodówką z mięsem i podrobami. A więc to tak. Szykuje się do kolejnych zakupów.

 - Może szyneczkę teściowe? Dobry też jest baleronik bratowej – dyskretnie mu doradziłam - Nawet kilo, lub dwa. Słyszał pan. Będzie wojna. Persowie nadjeżdżają w tych swoich rydwanach.

Spojrzał na mnie zdziwiony. Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie - I koniecznie paróweczki. - paplałam. - Te pozbawione są konserwantów, żadnego tam E. Czy innego H.

- Dziękuje – grzecznie odpowiedział. Nie jadam z H.

Palant, przecież nie ma żadnego H. Wkręcam go. Jest E. Jest EFSA, może być, CO, nie mówiąc o TG, czyli inaczej mówiąc, klej do mięsa. Dzięki czemu można rolować mięso, kleić mięso z mięsem. Podkleić je. A nawet skleić tuńczyka z żeberkami i sprzedać jako wieprzowe sushi. Ty analfabeto. Ty polski moherowy ignorancie. Nawet na mięsie się nie znasz. Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale zrezygnowałam, kopnęłam go tylko w łydkę, w to bolesne miejsce, gdzie skóra przylega do kości, i dyskretnie odeszłam. Schowałam się za słupem. Miałam nadzieje, że upadnie, ale dzielnie chwycił się wózka i stał tak nieruchomo niczym żołnierz na posterunku. Ja zaś, jak gdyby nic, poszłam w kierunku działu z domowymi drobiazgami. Pora się uspokoić. Solidna żelazna wyciskarka do czosnku. Tego mi jeszcze brakuje.

Niestety, kilka minut później znowu go zobaczyłam. Na parkingu, pchał przed sobą ten wyładowany wózeczek i rozglądał się trwożliwie. Raczej jestem delikatna, kulturalna, ale wkurzają mnie starzy ludzie. A szczególnie podstarzali emeryci w tych swoich sraczkowatych bezrękawnikach. Wyglądają tak, jakby wybierali się na ryby, a nie stać ich nawet na filet z dorsza. W supermarketach spędzają ostanie lata swojego życia. Szukają czegoś w koszach, takich z okazjami, po 5 czy 10 złotych. Czy nie lepiej, aby starych ludzi w Polsce było mniej? Powinni wyjechać do Tajlandii, a jeżeli ich na to nie stać, to powinni być wyeliminowani z życia społecznego, lub coś w tym rodzaju... Metod jest wiele, brak tylko odwagi. Na ich miejsce trzeba sprowadzić młodych ludzi z Tajlandii. Plus owoc duriana, chiński tani czosnek, granaty, a także wspomnianą wyżej, nową pulę genetyczna, to jest to, co może nas jeszcze uratować.  

Zaczekałam aż podszedł do swojego marnego samochodziku. Tak jak przeczuwałam, był to diesel.

 - Pewnie jeździ pan bez filtra? - starałam się, aby to pytanie zabrzmiało jak najbardziej naturalnie i spokojnie. Nie wiem dlaczego, ale właściciel bezrękawnika zaczął pośpiesznie wrzucać zakupy do samochodu. Czyżby znowu nadjeżdżali Persowie w tych swoich rydwanach.

- Filtr. Tylko filtr mnie interesuje. FAP, słyszał pan coś o tym?

Jednakże mój znajomy z supermarketu nie wyglądał na takiego, który wie, co to FAP. Szkoda. Wielka szkoda. Ewidentny deficyt wiedzy. Podeszłam i znowu kopnęłam go w łydkę. Nie wiem dlaczego, ale uwielbiam kopać emerytów po łydkach. Mój tatuś lubi karmić młode Tajki melbą a ja kopie. Pije także soki i jem owsiankę z posypką. Taka już jestem. Po prostu, mam swoje drobne przyziemne słabostki.Poczułam jakiś niedosyt. Jedno kopniecie to zbyt mało. Wiec walnęłam go z główki. Emeryt osunął się na ziemie, tak szczęśliwe, że upadł pomiędzy samochodami i nie było go widać. Nachyliłam się. Głęboko dyszał i chyba chciał coś powiedzieć.  

- To benzyniak, nie diesel...To benzyniak. – w końcu wyksztusił.

Kretyn, naprawdę kretyn, mógł od razu to powiedzieć. Nie każda młoda kobieta rozróżni diesla od benzyniaka. Taka jest prawda. Na przykład ja jestem zwolenniczką elektromobilności.

- To benzyniak, benzyniak. – wciąż sapał. A potem zamknął oczy. I leżał tak nieruchomo. Pewnie marzył, że siedzi przed telewizorem i ogląda to badziewie dla mas, to ” Sanatorium miłości” Ten żałosny program dla emerytów, którzy marzą o ostatniej miłości w ich życiu. Koszmar. Z tą „ ostatnia miłością” Nie ma czegoś takiego jak ostatnia miłość. Jest tylko pierwsza, która jest zarazem ostatnią. Taka jest prawda. Cała reszta to tylko oszustwo. Oszustwo starych ludzi przed telewizorem. I jeszcze to „ The Voice Senior ” Absolutne badziewie. Jednakże, z drugiej strony tym ludziom coś się od życia należy, jakaś drobna przyjemność. Może nawet przygoda. Seks i piosenka dla starych ludzi. Uklękłam nad nim. Znowu zaczął sapać a ja położyłam mu palec na ustach. Był taki stary i bezbronny. Prawie jak dziecko. Wzruszyłam się. Może powinna rozpiąć mu spodnie i wyjąć jego małego pomarszczonego fiutka, a potem włożyć go do mojej solidnej żelaznej wyciskarki? Co prawda wyciskarka jest do czosnku, lecz nie przesadzajmy. Ważne jest tylko to, abym nie straciła gwarancji. Tym bardziej, że wyciskarka jest nowa, prawdę mówiąc, dziewicza.

- Chcesz tak? - Spytałam – Chcesz?- a on nie odpowiedział, pewnie zasłabł. Biedny, biedny, stary mężczyzna w sraczkowatym bezrękawniku, który pewnie marzy, że wygrywa „ Senior Voise” a potem spotyka kobietę swojego życia.

Czułam jak zbierają mi się łzy.

Wróciłam do swego elektrycznego samochodu na minuty. Wyjęłam owoc granatu, paznokcie wydrążyłam dziurkę, i z owocu wycisnęłam sok wprost do ust. To mnie uspokoiło. Potem sięgnęłam po smartfon i postanowiłam napisać coś do ojca. Po prostu. Krótkiego smsa wysłać do nieba.

Ojcze mój gdzie Ty jesteś

Jadę już po ciebie elektrycznym BMW

Zrobiłam drobne zakupy. Chleb wino i owoce.

Mam nadzieje, że będziesz ze mnie zadowolony

Twoja córka.


Zakończyłam pisać smsa, i dołączyłam uśmiechniętą buźkę.


Link do mojego bloga Mój Blog

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości