kierownik karuzeli kierownik karuzeli
1817
BLOG

Eko bogowie czyli jak zabić kukułkę

kierownik karuzeli kierownik karuzeli Ekologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 75

Mam działkę czy ogród w otulinie Kampinoskiego Parku Narodowego.  Działka  jest  nieduża, zasadzone była w większości drzewami karłowatymi, o niewielkim przyroście. Jednak po latach sytuacja wygląda tak,   że nie ma już problemu sadzenia, a  wycinania. Ponieważ  wszystko zarasta  i  powstaje  coś,  o czym marzą radykalni ekolodzy – naturalna puszcza. Kiedy pisze te słowa dobiega      do mnie – kuku! Kuku! To kukułka, coś tam sobie kuka i frajerów szuka.              W zasadzie powinienem ją pogonić, to cwany i  zdradziecki ptak. Z drugiej strony, może niech sobie kuka, bo może kawaler panny szuka. Chociaż  w czasach singli i singielek nikt już kukułki nie słucha.  Jeżeli już, to na portale randkowe  wchodzi  i tam szczęścia  wypatruje … 

 

Podstawą programu Natura 2000 są dwie unijne dyrektywy. Dyrektywa ptasia oraz dyrektywa siedliskowa.  Do końca 2008 rząd Polski wyznaczył 141 obszarów specjalnej ochrony ptaków i 364 obszarów ochrony siedlisk. Jednak to nie zadowoliło lobby ekologiczne.  2009 r. Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska przesłał do Komisji Europejskiej listę nowych obszarów.  Zaś w  2012 r. Polska przekazała do  KE kolejną listę. Utworzono wówczas 22 nowe proponowane obszary mające znaczenie dla Wspólnoty Europejskiej.  Po zmianach w 2012 roku sieć Natura 2000 w Polsce zajmuje prawie 20% powierzchni lądowej kraju. Czyli  20 % terytorium naszego kraju, o ile można tak  powiedzieć - należy do ptaków. Na tym terenie istnieje wiele obostrzeń,   dla przykładu nie można zabić kukułki.  Zresztą na całym terytorium Polski nie można zabijać kukułek, ponieważ ptak jest pod ścisłą ochroną. Lecz kto normalny zabija kukułki? Kukułek  się nie zabija, chociaż  to naprawdę wredny ptak. I nie potrzebne są  do tego  żadne dyrektywy, obszary ochrony  i  inne rezerwaty. Jest to tym bardziej chwalebne, i godne szacunku, ponieważ kukułka to naprawdę wredny ptak, podrzucający innym ptakom własne potomstwo.   I to, że podrzuca  jaja to na razie melodramat. Dramat zaczyna się wtedy, gdy sprytna kukułka  usuwa z gniazda jajko nie swoje, to nadprogramowe. Ponieważ jeżeli w  gnieździe są trzy jajka, to po podrzuceniu dalej musi być trzy. A to dlatego, aby ptak – właściciel gniazda, nie mógł  się zorientować  w podmiance.  Bo przecież  inne ptaki, nie są głupie, zobaczą, że  coś nie jest  tak w ich gnieździe, to te  dodatkowe jajo wywalą z gniazda. Dalej,  kukułki są na tyle sprytne ( ach ta ewolucja…), że jajko podrzucone musi być podobne do jajek już tam złożonych.  Lecz  to nie koniec ptasiego dramatu,  pisklę  kukułki po wykluciu, a wykluwa się szybko, jest na tyle cwane,  że wyrzuca z gniazda  inne jajka. A potem głośno wydziera dzioba i chce być pierwsze  i  jedyne w kolejce do karmienia. Widzimy wiec, że kukułka  to urodzony i  podstępny  morderca.     I to już od pisklęcia.

 

 Kto nie widział budynków administracji brukselskiej, w naturze lub w telewizji? Pewnie każdy.  To jakiś pseudo nowoczesnych monumentalizm, rodzaj sztuki bizantyjskiej przeniesionej w XXI wiek. Czasami dziwimy się jak na Kremlu otwierają się wielkie wrota i oto ukazuje się Putin. Szpaler urzędników a  Putin idzie i idzie i idzie. Czyż nie podobnie jest w Brukseli. Nowo otwarta siedziba Unii Europejskiej  za ponad 320 mln Euro. To rodzaj wielkiego futurystycznego jaja   ( może inspiracją  było jajko kukułki) czasami widzimy jak wokół tego jaja  idą politycy. Idą i idą po czerwonym dywanie w jakimś przedziwnym brukselskim rytuale. Oczywiście, wiadomo … nie po to wydano 320 mln euro, aby politycy pojawiali się z głupia frant.  Muszą więc godnie, po brukselsku się eksponować. Zdążając  ceremonialnie na obrady. Jak  już  tak się  idzie i idzie, to przecież nie po to, aby uchwalać jakieś bzdury,  ale po to, aby uchwalić coś mądrego, istotnego, jakąś  kolejna dyrektywę.  Może ptasią?  Każącą mi zabić kukułkę  na mojej działce. Uzasadnieniem dla tej dyrektywy będzie zakaz mowy nienawiści. Bo kukanie, zwodzące inne ptaki,  taka mową niewątpliwie jest.  Lecz  uwaga …  znając  arbitralność  Eko Bogów może być  na odwrót. Na podstawie donosów, lub nawet tego tekstu na SALONIE 24, wyślą na moją działkę specjalny odział  młodych  RP,  który będzie pilnował mojej kukułki, abym  krzywdy jej  nie zrobił. Ponieważ moja opina o  tym ptaku, wyda się urzędnikom brukselskim bulwersująca. Dwuznaczna.  I  jeszcze wpadnie mi do głowy ponad dyrektywna ochrona jajek w gniazdach innych ptaków, kosztem jajka kukułki.  A przyroda – zdaniem tych brukselskich Eko Bogów - powinna regulować się sama. I jeżeli kukułką chce podrzucać jajka  do cudzych gniazd,    to niech sobie podrzuca. Wara mi od tego. Co najwyżej mogę sobie liczyć,  ile mi latek życia wykuka. Ta moja kukułka.

 

  Ciekawy jest problem w Puszczy Białowieskiej  W wyniku niespotykanej od wielu lat gradacji kornika obumierają świerki. Jedno drzewo zjadane przez kornika może zarazić kilkadziesiąt sąsiadujących. Fundamentalni ekolodzy mający oparcie w Brukseli żądają pozostawienie chorych drzew, zabraniają wycinki. Bliski ich ideałowi jest las naturalny. Gdzie ingerencja człowieka ograniczona jest do minimum, lub prawie żadna. Kto chce zobaczyć jak wygląda taki las wystarczy klikać sobie  paluszkiem „ Las Bawarski”, aby zobaczyć gole  kikuty, czy drzewa  powalone.  Argumentują oni także, że las jako samodzielny byt przyrodniczy poradzi sobie z  kornikiem. Najwyżej na miejscu świerka wyrośnie Iny młodnik. Inne drzewa. Może tak, a może nie … często porastają tam gęste trawy  i nic więcej przez dziesiątki, a może i setki lat tam nie urośnie. Dla mnie takie stanowisko jest  co najmniej fanatyczne, pozbawione racjonalnych argumentów.  Taka filozofia ekologiczna pozbawia człowieka instrumentów sprawczych. Właśnie  degraduje.  Eliminuje człowieka do roli bycia kimś obok przyrody, obserwatora, a przyroda sama ma się naprawić  ponieważ tak postanowił jakiś  Eko Bóg  brukselski. A ponieważ przyroda jak     to przyroda, jej rozwój trwa setki lat, nawet tysiące, nie mamy wiec żadnych obiektywnych instrumentów, aby weryfikować dokąd zmierzamy wyznając ów pogląd?  Dziwny jest ten nakaz bierności i ograniczenia człowieka, jego mocy sprawczych, tym bardziej, gdy porównamy z tym, co człowiek może w dziedzinie urbanistyki i architektury. Czy projektowania zieleni. Przykład, proszę bardzo -  wielkie  jajo w Brukseli za 320 mln euro. Chyba, że zobaczymy to  jajo, jako jajo kukułcze. I zaświta w naszej głowie myśl, że to jajo ktoś podrzucił naszej cywilizacji. Jakaś  inna cywilizacja. Wroga. Ziemska lub nawet pozaziemska. Oby tylko nie…

 

  Ten problem nie rozgrywa się tylko w przestrzeni ekologicznej czy filozoficznej, ale także politycznej.  To, co dzieje się w naszym kraju, jest na to doskonałym dowodem. Można odnieść wrażenie, że urzędnicy brukselscy plus nawiedzeni ekolodzy wiedzą lepiej, niż polscy leśnicy, a także naukowcy zajmujący się gospodarką leśną.  Np. w Borach Tucholskich mamy wycinać połamane od wiatru  drzewa,  i  to jak najszybciej, a  w  Puszczy Augustowskiej już nie. Ponieważ jest to  obszar, region, rezerwat, park, ustanowiony metodą administracyjną, najlepiej unijną,  i tam obowiązują inne prawa przyrody.    Grzyb i  pleśń istnieje w Borach Tucholskich, i dlatego należy połamane drzewa wycinać i  wywozić, ale już taki grzyb nie ma znaczenia w  Puszczy Augustowskiej.  To samo pleśń. Jest bo jest. I to jest dobre i piękne. Stworzone w pierwszym dniu świata przez Eko Bogów brukselskich.

 Było już o kukułce, Brukseli, drzewach, a teraz kilka słów o pszczołach.  Nie było jeszcze Unii Europejskiej i tego wielkie jaja ( oby nie kukułczego), wokół którego po  czerwonym dywanie idą i idą nasi europejscy politycy. I nie było  ekologów przykuwających   się  łańcuchami do drzewa,  gdy w  roku 1559  Krzysztof Niszczycki, starosta  ciechanowski  ustanawia „ Prawo Bartne”, które obowiązywało  na większości ziem polskich przez ponad 200 lat. Zbieraniem miodu zajmowało się tysiące ludzi i to przez setki a nawet tysiące lat, więc wszystko w tej naszej dobrej starodawnej Polsce musiało być  porządnie uregulowane. Prawo to stanowiło jak traktować pszczoły, roje, barcie, drzewa, regulowało dziedziczenia barci  i rojów, garnków i sznurów do wspinania się na drzewa. Prawie wszystko. Także to,  że pszczołom nie można wszystkiego zabierać, a zostawić  tyle ile trzeba na przeżycie zimy, bo ważny jest człowiek, ale także ważna jest pszczoła i las  I  zanim ta myśl powstała w głowach urzędników brukselskich  już dawno istniała w głowach naszych praprzodków. Miodu w takich barciach było znacznie więcej, niż we współczesnych ulach, chociażby dlatego, że barcie były wysoko. Pomysł, aby umieszczać ule na poziomie ziemi, to raczej współczesny pomysł, może i ułatwiający życie ludziom, ale z tego, co wiem, pszczoły temu nie przyklasnęły.  Takiego miodu z barci nigdy nie jadłem, ale podobno jest inny, smaczniejszy no i znacznie droższy. Ale  wracając do Prawa Bartnego, uchwalonego w Polsce kilkaset lat wcześniej, zanim narodził się Człowiek roku „ Gazety Wyborczej” Frans Timmermans.  Ów kodeks, nasz polski kodeks z roku 1559 regulował jak  żyć z lasu i w lesie. A także jak współżyć społecznie z innym bartnikami.  Pomagać przyrodzie i sobie. Piękne? Piękne. Jak las.

 

   Obecnie w nadleśnictwach augustowskich, powstają warsztaty dla bartników.  W trosce o pszczoły, bartnicy XXI wieku, zakładają barcie na drzewach, miejmy także nadzieje, że w ten sposób pozyskiwany miód znajdzie swoich nabywców, chociaż cena takiego miodu zapewne będzie odpowiednio wysoka.   

  

   Uwierzyłbym w to jajo brukselskie, i w to, że to jajo nie podrzucili nam Marsjanie, gdyby ekolodzy, którzy tak dzielnie walczą o każde drzewo w Puszczy Augustowskiej  założyli grupę rekonstrukcyjną i posługując się Prawem Bartnym z 1559 wydłubywali   w drzewach  barcie i kusili zapachem mięty nowe roje pszczół. Mogliby także powołać fundacje i z UE otrzymać jakieś dofinansowania. Czemu nie … Nawet na produkcje miodu pitnego, ale oni wolą przywiązywać się łańcuchami do harwesterów i z jakimś z dziwnym zadowoleniem znosić te wszystkie katusze. To jakaś dziwna  choroba ludzi w lesie.

 

   Aha, bym zapomniał. W tym bractwie bartnym był kat ( pewnie jakiś amator, ale zawsze)  karzący złodziei rojów, ale był także  –  pisarczyk bartny, piszący te wszystkie uchwały i wyroki po polsku lub po łacinie, a jeden z paragrafów Kodeksu Bartnego brzmiał tak  -  „ A gdyby nie mógł łacińskim językiem zapisków zprostać, tędy Polskim,  by tylko warownie” -  No wiec i ja pisarczyk salonowy, 24 godzinny, pisać będę, lecz nie po łacinie, bo ja nie z lasu tylko  z  miasta, więc  ja niedouczony. 

Mam tylko nadzieje, że po polsku i   „ warownie „ … A jak już napisze, to miodu sobie wypije i  posłucham mojej kukułki.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Link do mojego bloga Mój Blog

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości