„Ja Twojej teorii o równych odległościach ludzi ancien regime odnośnie komunizmu, nazizmu i demoliberalizmu w latach 40-tych nie przejąłem”. Tak napisał do mnie jeden z moich kolegów narodowców przy okazji rozpętanej przez lewicową prasę „afery” wokół kwartalnika „Templum Novum”, gdzie miał być ponoć „propagowany faszyzm”.
Rzeczywiście nie rozumiem dlaczego niektórzy ludzie prawicy w Polsce – głównie o poglądach narodowych – nie trzymają „równej odległości” wobec nazizmu i komunizmu, uważając nazizm za mniejsze zło (tak jak nie rozumiem sympatii lewicy do stalinizmu i udawania, że to „mniejsze zło” niż nazizm). Nie będę tu pisał o obozach koncentracyjnych, milionach ofiar – argumenty te można mnożyć w nieskończoność i chyba napisano już wszystko na temat zbrodniczego charakteru nazizmu. Nikt przy normalnych zmysłach nie może temu obiektywnemu faktowi zaprzeczyć i stwierdzić, że Hitlerjugend to był taki niemiecki skauting, a w Oświęcimiu znajdował się modny kurort.
Jest prawdą, że niektórzy konserwatyści ze względów koniunkturalnych wstąpili do NSDAP. Zrobił tak choćby Carl Schmitt mając do wyboru emigrację, represje lub podjęcie kolaboracji. Nie zmienia to jednak faktu, że narodowy socjalizm znajduje się na antypodach refleksji konserwatywnej. Przypadek Schmitta nie wyjaśnia niczego, gdyż żyjący w krajach komunistycznych konserwatyści (np. Aleksander Bocheński) także musieli kolaborować z komunizmem aby przeżyć okres totalitarny.
Obawa przed państwem i ideologią typu faszystowskiego (choć nie miała ona jeszcze swojej nazwy) przepełnia literaturę konserwatywną XIX wieku. Wynikało to z obserwacji rzeczywistości. Rewolucje od roku 1789 po 1917 wybuchały zwykle pod hasłami liberalnej emancypacji spod praw ancien regime’u, ale zaraz po nich pojawiały się nowe, jeszcze bardziej radykalne hasła o charakterze kolektywistycznym. Aż do Wiosny Ludów (1848) rewolucje miały charakter nacjonalistyczny (suwerenność ludu i wynikły z tego faktu republikanizm), choć coraz silniejszy stawał się wątek ekonomicznego egalitaryzmu (babuwizm, blankizm), aby w drugiej połowie stulecia nabrać charakteru socjalistycznego. Komuna Paryska (1871) była tu momentem zwrotnym, gdy idee nacjonalistyczne i socjalistyczne połączyły się.
Z punktu widzenia konserwatyzmu zarówno plebejski nacjonalizm, jak i proletariacki socjalizm były zaprzeczeniem naturalnego porządku rzeczy. W miejsce hierarchicznego i tradycyjnego porządku, opartego na religii, wprowadzały zasady kolektywistyczne społeczeństwa masowego, odwołując się albo do plebsu (nacjonalizm) lub do niższej warstwy plebsu (komunizm). Nacjonalizm i komunizm były ideologiami rozwydrzonej masy, ideologiami powszechnego buntu. W imię tych plebejskich haseł mordowano ludzi, plądrowano domy, gilotynowano, topiono na barkach, kamieniowano, profanowane kościoły. Z dwojga złego nacjonalizm był mniejszym złem, gdyż podważał monarchię, religię, tradycyjną hierarchię społeczną, ale nie atakował (wprost) np. instytucji własności. Komunizm był przeto kolektywizmem bardziej radykalnym.
Sytuacja ta uległa zmianie w sytuacji, gdy w okresie międzywojennym demokratyczny nacjonalizm w Niemczech zaczął ustępować pola nazizmowi, który stanowił połączenie dwóch kolektywizmów: nacjonalizmu w mitologii politycznej i socjalizmu w ekonomii. Istotą sprzeczności między kontrrewolucją a nazizmem i bolszewizmem jest to, że są to ruchy rewolucyjne. Kontrrewolucjonista chce cofnąć emancypację społeczną, rewolucjonista chce ją przyśpieszyć. Nazizm i stalinizm. Obydwa reżimy były równie rewolucyjne; obydwa likwidowały całe grupy społeczne (jedni burżuazję, drudzy Żydów i Polaków), zsyłając je do obozów zagłady lub masakrując pod murem; obydwa nie szanowały religii, tradycji, obyczaju, własności; obydwa stanowiły gigantyczną erupcję polityczną najgorszych społecznych szumowin. W przypadku radzieckim jest to może bardziej widowiskowe (ze względu na pokazowy charakter tych zmian „klasowych”), ale wystarczy poczytać o zmianach społecznych w elicie Niemiec (pisze o tym H. Rauschning w „Rewolucji nihilizmu”), aby zobaczyć, że mamy tu do czynienia dokładnie z tym samym zjawiskiem. Nawet antysemityzm nazistowski jest niczym innym, jak tylko walką z bogaczami (Żyd = kapitalista) i nie jest przypadkiem, że Hitler równo nienawidził Żydów i Habsburgów.
Z punktu widzenia konserwatywnego nazizm ma tę lepszą cechę, że nie zaatakował wprost własności prywatnej, wprowadzając centralne planowanie, ale nie znosząc własności. Ale nie wynikało to z „liberalizmu”, lecz z faktu ideologicznego: wrogiem nominalnym nie byli „burżuje”, ale „Żydzi”. Postępowanie nazistów i komunistów wobec ludzi, którym z przyczyn ideologicznych odmówiono człowieczeństwa, było identyczne i nie można powiedzieć, że mordowanie burżuazji było „straszne”, a zamordowanie tylu samu Żydów było np. tylko „kontrowersyjne”.
Rewolucyjny charakter nazizmu jest mniej widoczny i dlatego wydaje się on niektórym narodowcom bardziej zjadliwy. Piękne mundury Waffen SS i autentycznie śliczny (estetycznie) widok maszerującego Wehrmachtu nie zmieniają faktów, że był to reżim rewolucyjny, który podważył wszystkie filary tradycyjnego społeczeństwa. Samo poprowadzenie wojny totalnej jest rewolucją mentalną i kulturową; wypchnięcie milionów kobiet do fabryk obudziło feminizm; zbrodnie spowodowały masową dechrystianizację; państwowa gospodarka to wstęp do socjaldemokratycznego państwa; likwidacja całych grup społecznych to inżynieria społeczna.
III Rzesza w jakiś sposób była spuścizną po pruskiej dyscyplinie, po konserwatywnych Niemczech Keisera. Ale dyscyplina ta okazała się tylko narzędziem dla ideologicznego projektu, dla poruszenia politycznego mas, emancypacji, rozbicia tradycyjnych struktur społecznych. Gdyby hitlerowcy rządzili nie lat 12 a 72, to wyprodukowaliby nowego „narodowo-socjalistycznego” człowieka, takiego niemieckobrzmiącego kołchoźnika. Nazwijmy wprost: Enerdowca.
Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka