Wyraziłem niedawno myśl, że jedną z możliwych hipotetycznie wersji polskiej polityki zagranicznej jest sojusz z Rosją. Myśl tą domorośli dyplomaci uznali za „agenturalną”, ale znaleźli się i tacy, którzy uznali, że przynajmniej teoretycznie jest to jedna z alternatyw. Swoim Czytelnikom obiecałem, że myśl tę rozwinę. Jeśli ktoś uważa, że samo rozważanie takiej kwestii świadczy o „agenturalności”, może nie czytać tekstu dalej…
Zaznaczam, że są to rozważania wyłącznie akademickie, gdyż polska klasa polityczna – wychowana na Mickiewiczu i Słowackim – odrzuca taką teoretyczną choćby możliwość, wybierając z góry antyszambrowanie w Brukseli (PO i SLD) lub Waszyngtonie (PiS) i widząc w Rosji „egzystencjalnego wroga”.
Racjonalność sojuszu z Rosją wynika z naszych lęków. Jeśli się kogoś boimy i szukamy przed nim obrony, to zawsze trzeba rozpatrzyć, czy nie prościej się z nim dogadać? Na przeszkodzie takim rozważaniom stoi historia: Konfederacja Barska, rozbiory, powstania, 17 września, Katyń, NKWD itd. Wszystko to prawda, ale to nie są kategorie polityczne roku 2008. To są dobrze znane fakty z przeszłości. Panuje u nas irracjonalne przekonanie, że Rosja jest prostą kontynuacją ZSRR. Oczywiście, polityczne „kadry” współczesnej Rosji wywodzą się z tych szemranych kręgów, ale to zupełnie inna epoka! Cechą charakterystyczną polityki radzieckiej była ideologizacja i niszczenie podmiotów politycznych z powodu wyznawania przez nie innych poglądów. Był to klasyczny polityczny gnostycyzm, wymagający unicestwienia „herezji” i „pogaństwa”. Ale dzisiejsza Rosja taka nie jest. Paradoksalnie to Rosja prowadzi dziś najbardziej aideologiczną politykę, szukając sprzymierzeńców i oznaczając wrogów wedle standardów zupełnie aideowych. Rosja nie niesie światu ani demokracji, ani praw człowieka. Prowadzi bardzo racjonalną politykę mocarstwową, opartą na racjonalnie pojętych interesach.
Dlatego właśnie ewentualny sojusz z Rosją nie oznaczałby odbudowy PZPR, SB, kierowania przez rosyjskich generałów polską armią, konieczności przebudowy systemu gospodarczego czy propagowania „ateizmu naukowego”. Rosja jest zainteresowana tym jaką prowadzimy politykę zagraniczną, a nie naszymi sprawami wewnętrznymi. Dzieje się tak, gdyż Rosja jest krajem aideologicznym.
Czy Rosja zagraża Polsce próbując odbudować imperium? Po pierwsze, Rosja odbudowuje imperium w granicach dawnego ZSRR, tam gdzie istnieje duża rosyjskojęzyczna mniejszość. W Polsce takiej mniejszości nie ma i obawy, że Rosja zażąda Lubelszczyzny są utopijne. Po drugie, w sposób radykalny zmieniła się sytuacja geopolityczna. Zauważmy, że Rosja – poza kawałeczkiem dawnych Prus Wschodnich – przestała być sąsiadem Polski. Dzieli nas Białoruś i Ukraina. Rosja dąży do ich uzależnienia, ale nie do wchłonięcia. Oznacza to, że dzieli nas od Moskwy „kordon sanitarny”, w związku z czym z natury rzeczy zainteresowanie Rosji naszym krajem musi być mniejsze niż niegdyś. Pamiętajmy także, że wrogiem Rosji przestała być Europa i Polska nie jest już postrzegana jako pole bitwy. Dziś wrogiem tym są Stany Zjednoczone.
Teraz korzyści z takiego ewentualnego sojuszu: możemy wyjść z „socjalistycznego kołchozu”, czyli Unii Europejskiej; możemy po preferencyjnych cenach kupować surowce i liczyć na niskie taryfy celne przy eksporcie naszych produktów; przede wszystkim zaś możemy urządzić nasz kraj nie oglądając się na standardy „europejskie”, „demokratyczne” i „prawo-człowiecze”. Nie ukrywam, że ta ostatnia rzecz jest dla mnie wartością najważniejszą, a możliwą ze względu na aideologiczny charakter polityki rosyjskiej.
Czy w takim ewentualnym sojuszu Polska byłaby wasalem, takim PRL-bis? Nie, musiałaby jedynie uzgadniać swoją politykę zagraniczną z Moskwą (tak jak Kaczyńscy uzgadniają z Waszyngtonem, a Tusk z Berlinem). Polska nie graniczy praktycznie z Rosją, a więc wasalizacja jest niemożliwa. Poza tym różnica potencjału pomiędzy Polską a Rosją jest zdecydowanie mniejsza niż między PRL a ZSRR. Polityka prorosyjska nie wynikałaby z narzucenia nam ekipy rządzącej przez radzieckie czołgi, lecz z naszego własnego wyboru politycznego. To byłby rzeczywisty sojusz. Oczywiście, Rosja byłaby tu silniejszym partnerem, ale teraz też Niemcy i USA to silniejsi partnerzy naszej dyplomacji.
Ale zaznaczam raz jeszcze: mam świadomość tego, że sojusz taki jest zupełnie niemożliwy. Wielkie odwrócenie sojuszy Francji w XVIII wieku (zamiana sojusznika z Prus na Austrię) nie została zrozumiana przez ulicę i była jedną z przyczyn Rewolucji 1789 roku. Demokracje nie kierują się politycznym rozumem, ale fobiami. Do racjonalnej decyzji trzeba ośrodka politycznego, który nie obawia się opinii publicznej.
Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka