Po jednym z moich artykułów w N.Cz! („Samotność PiSu”) jeden z kolegów na forum konserwatyzm.pl zadał mi ciekawe pytanie: „(...) Spekulowanie na temat powrotu PiS do władzy jest więc możliwe, pytanie jest inne. Po co PiS ma wracać do władzy? Klub jest całkowicie bierny. Brak tam poważniejszych osobowości politycznych, nie widać jakichś ciekawych, na prawdę istotnych inicjatyw ustawodawczych”.
Oczywiście na tak postawione pytanie można odpowiedzieć złośliwie, że są do obsadzenia stanowiska ministrów, dyrektorów, prezesów agencji, nie wspominając o zasobach w postaci spółek Skarbu Państwa – a więc PiS ma po co wracać do władzy. Jeśli jednak nie chcemy tak trywializować polityki, to rzeczywiście warto się zastanowić z jakim programem PiS doszło do władzy w l. 2005-2007, co z niego zrealizowało, co pozostało mu do zrealizowania, a więc po co do władzy miałby wrócić? I tu pojawia się nam problem: jaki program miało PiS w 2005 roku? Czy ktoś z Czytelników orientuje się np. jaki był program gospodarczy? Czy było za wyższymi czy za niższymi podatkami? Za liberalizacją gospodarczą czy za jej zawężaniem? Na to pytanie trudno jest odpowiedzieć i ciśnie się pytanie bardziej banalne: czy PiS w ogóle miało program gospodarczy? Ale to oczywiście nie koniec, ale dopiero początek kłopotliwych pytań: czy PiS posiadało program odnośnie naszego miejsca w UE? Czy miało doktrynę względem takich problemów jak: samorządność, bezrobocie, reprywatyzacja, problemy rodziny, edukacja?
W moich felietonach wielokrotnie zarzucałem tej partii bezprogramowość, choć jest faktem, że w niektórych kwestiach miała sprecyzowane poglądy: lustracja, dekomunizacja, likwidacja WSI, polityka wschodnia (w znaczeniu: antyrosyjska), system prezydencki jako ustrój państwa. I to chyba wszystkie dostrzegalne punkty programowe. Które z nich zrealizowano? Tylko unicestwienie WSI. Jest to jedyny sukces PiS w okresie dwóch lat rządów, przy czym jest to zwycięstwo o tyle słabe, że nie mające przełożenia na sposób i poziom życia przeciętnego Polaka. A przynajmniej moje życie nijak nie zmieniło się z powodu rozwiązania WSI.
Pozostałe punkty programowe PiS pozostały na papierze. Lustracja została obalona przez Trybunał Konstytucyjny i nigdy już jej nie będzie. Zresztą dziś lustracja interesuje już tylko Lecha Wałęsę, któremu spadają gatki jak słyszy słowo „Bolek”, Kaczyńskich i czytelników „Gazety Polskiej”. A kto jeszcze poważnie traktuje „Gazetę Polską”? Dekomunizacja pozostała hasłem, a przez dwa lata klub parlamentarny PiS „nie zdążył” wyjść z inicjatywą ustawodawczą w tym względzie. Nowa polityka wschodnia – „fotygizm” – okazała się (co zresztą było do przewidzenia) wyłącznie machaniem piąstkami przed nosem rosyjskiego niedźwiedzia. System prezydencki także nie został uskuteczniony, gdyż nie było większości konstytucyjnej.
Wniosek z tego taki, że poza likwidacją WSI PiS podjęło próbę wcielenia w życie tylko jeden ze swoich priorytetów: lustrację i możemy być pewni, że pogrzebało ten problem raz na zawsze, zupełnie tak jak Marek Jurek zawalił ideę konstytucyjnej obrony życia poczętego. Wszystkie pozostały inicjatywy PiS nigdy nie doczekały się przełożenia na projekty ustaw, co sytuuje je jako demagogię, bardzo tanią i prymitywną, zwykle o socjalistycznym charakterze.
Pytanie: czy skoro przez dwa lata PiS nie przeprowadził żadnych reform, to czy – gdyby dziś wrócił do władzy – wziąłby się za ich przeprowadzenie? Czy gdyby Jarosław Kaczyński dał sygnał do instytucjonalnej rewolucji, to miałby kim to zrobić? Kto pisałby te projekty ustaw zmieniające Polskę? Przemysław Gosiewski? Jacek Kurski? Karol Karski? Niestety, mój kolega ma rację: „Brak tam poważniejszych osobowości politycznych, nie widać jakichś ciekawych, na prawdę istotnych inicjatyw ustawodawczych”. Z punktu widzenia programowego PiS autentycznie nie ma po co wracać, gdyż jego zasadnicza różnica względem PO ma charakter pijarowski: politycy PiS gryzą wszystkich naokoło, a politycy PO wszystkich kochają – nawet homosiów.
Prawda jest brutalna: PiS nie starczyło 2 lata na realizację programu, ale nie starczyłoby ani 4, ani 8 lat. Partia ta ani nie miała koncepcji państwa alternatywnej dla III RP, ani kadr zdolnych do obmyślenia i przeprowadzenia zmian. To nie tylko kompromitacja PiS, ale całej formacji, która lubi się nazywać „centroprawicą”. Tym razem nie obalono was podczas „nocy długich teczek”, nie było „lewego czerwcowego” i „nocnej zmiany”. Straciliście władzę na własne życzenie. Mieliście ją i okazało się, że nie macie pojęcia co z nią zrobić. Macie ogólnikowe hasła i frazesy, a nie wizję IV RP. Gdyby kiedyś nie obalono rządu Jana Olszewskiego, to już lata temu tę intelektualną nicość mielibyśmy jak na dłoni, bo zobaczylibyśmy efekty, a raczej ich brak.
Jednej rzeczy nie rozumiem: zachwytów nad PiSem wielu osób o katolickich i patriotycznych poglądach. Jeśli ktoś mi powie, że reprezentuje „pisorealizm”, gdyż w obliczu PO i SLD partia Kaczyńskich jest „mniejszym złem”, to jestem zdolny to rozumowanie zaakceptować, a nawet powstrzymać się od złośliwych pytań w rodzaju „a co takiego zrobili lepiej niż PO?”. Jeśli jednak ktoś zieje nienawiścią do PO i krzyczy, że „gdyby Kaczyński miał więcej czasu, to zmieniłby Polskę, tylko ci z PO mu nie dali”, to zupełnie nie rozumiem. Jak można pokładać nadzieję w partii, która przez dwa lata rządziła i nie spełniła żadnych pokładanych w niej nadziei? Jak można być fascynatem partii, która przez dwa lata zrealizowała jeden punkt programu?
Problem jest więc inny: nie chodzi o to „po co PiS?”, ale jak wymienić tę partię na stronnictwo autentycznej prawicy w sytuacji, gdy ustawa o finansowaniu partii politycznych doprowadziła do oligarchizacji życia politycznego, eliminując z niego partie, które w poprzednich wyborach nie przeszły progu w postaci 3% poparcia? Na pytanie to nie znam odpowiedzi i dlatego obawiam się, że przez lata będziemy mieli sytuację taką, że PiS będzie zajmował prawą część sceny politycznej.
Adam Wielomski
Inne tematy w dziale Polityka