Wraca debata na temat metody in vitro, która wywołuje kontrowersje głównie ze względów ideologicznych. Miała być ustawa regulacyjna, jednak rząd wycofał się z pomysłu po tym jak biskupi wystosowali list w tej sprawie. Od lat powtarzam, że zajmowanie się jakimiś projektami dotyczącymi in vitro jest bezcelowe, gdyż te zabiegi są w Polsce legalnie wykonywane i nie potrzeba żadnych dodatkowych regulacji. Zaś debata na ten temat zaraz uruchamia odpowiednie opcje chcące całkowitego zakazu in vitro. Efekt mamy taki, że do społeczeństwa idzie komunikat jednoznaczny 'jesteś za, czy przeciw in vitro'. Coś absolutnie kuriozalnego w momencie kiedy zapłodnienie tą metodą dotyczy jedynie par chcących posiadać dzieci i to niestety jedyna szansa by własne dzieci posiadali.
Więc nie jest to sprawa biskupów i polityków tylko zwykłych ludzi. Rząd zamartwia się ujemnych przyrostem demograficznym, biadoli jak to dzieci rodzi się za mało i trzeba reformować system emerytalny. To jeszcze posłuchajcie PiSu, który tak ochoczo nie chce ani reformy emerytalnej ani in vitro i karajcie za wykonywanie tego pożytecznego zabiegu. PiS, które ponoć popiera politykę pro-rodzinną. Polityka pro-rodzinna ale jedynie za aprobatą biskupa. Innych rodzin partia Kaczyńskiego nie przewiduje. Mają być jedynie katolickie. Może to jest metoda? Może warto pomyśleć jak doszczętnie zohydzić ludziom Kościół katolicki i poprzeć księżycowe pomysły PiSu? Może wtedy otworzą się oczy tym co ignorowali wszechobecne panoszenie się kleru. Albo machnąć na to ręką, niech sobie PiS idzie w ekstremę. Czy musimy ich słuchać?
Przypomnieli mi się XVIII wieczni francuscy feudałowie chcący koniecznie zachować status quo, czyli także przywileje dla kleru. Wiemy jak się to skończyło. Natomiast PiS działa tutaj wyłącznie w interesie Kościoła skazując się na powszechne niezrozumienie, gdyż 77% Polaków metodę in vitro akceptuje (w tym 53% stosowanie jej w związkach partnerskich). Skoro Kościół i PiS chcą walczyć ze zdaniem Polaków mają do tego prawo. Niech jednak kler nie zapomina z czyich pieniędzy żyje. Taka refleksja przyda się w momencie kiedy liczba praktykujących z 40% spadnie do 20. A tyle mniej więcej (raczej mniej) jest przeciwne metodzie in vitro. Czyżby malejąca liczba wiernych nie zrażała katolickich doktrynerów?
Może ich nie zraża, jednak żywot partii politycznej w przeciwieństwie do żywota instytucji kościelnej uzależniony jest od głosu przy urnach. To tam rozstrzyga się w demokracji czy dana partia będzie reprezentowała część społeczeństwa w Sejmie czy też nie. A w przeciwieństwie do spraw związanych z gospodarką gdzie panują mechanizmy nieskłonne poddawać się presji społecznej, ideologiczne zacietrzewienie zawsze wydaje się złym doradcą. I tak będzie tym razem. Choć toruński zakon starszych pań postulujących przeciw in vitro, to mniej więcej taka sama karykatura jak Seweryn Blumsztajn z wiadomym transparentem na demonstracji feministek.
Inne tematy w dziale Polityka