Dzisiaj sąd sprowadził na ziemię silną grupę walczącą z "faszyzmem".
Zatrzymani "bandyci", doprowadzeni w kajdanach na salę sądową, zwolnieni z aresztu.
Wczoraj Premier oświadcza, że kilka godzin zapoznawał się ze stanem prawnym problematyki zwalczania przestepczości stadionowej. Odkrył, że w zasadzie to ma wystarczająco dużo narzędzi prawnych by skutecznie walczyć.
Brawo. tak trzymać, czyli czytać, co prawo stanowi. Bez tego nie da się rządzić.(poza Polską oczywiście).
Nie wiem co Premier wyczytał, ale chyba czytał nie to co powinien, gdyż dzisiaj sąd ostudził jego zapał do brutalnych rozwiązań.
Wczoraj Premier maił wystarczające narzędzia, dzisiaj już ich nie ma. Dzisiaj zapowiada, że koalicja pozmienia prawo, i to szybko. To już brzmi groźnie.
Ogólny problem "kibolstwa" jest starą, nieleczoną chorobą, zaniedbaną, tolerowaną do czasu, gdy władza nie usłyszała na stadionie przykrych słów. Przez lata różne grupy mogły terroryzować innych, jesli tylko działo się to ramach stadionów, jeśli tylko Premier nie był wskazywany palcem. Premier Tusk, specjalista od piłki nożnej, cywilizowany szalikowiec, został pewnego dnia brzydko zwyzywany na stadionie. I zaczęło się. Rozpoczęła się epoka kilku lat walki, bez czytania obowiązującego prawa, walki w zasadzie medialnej, walki w zasadzie z Kaczyńskim, a nie "kibolami", Kilka lat wypychania "kiboli" ze stadionów, na ulicę, w miejskie zakamarki, na plaże.
Na skutki w przestrzeni publicznej długo nie trzeba było czekać. Ci Meksykanie musieli się w końcu trafić, by walka z "kibolami" mogła się przerodzić w walkę z "faszystowską" opozycją.
Kubeł zimnej wody w postaci orzeczenia sądu o zwolnieniu zatrzymanych, powinien ostudzić gorące głowy rządzących polityków, powinien im uświadomić, ze przy pomocy "kiboli" nie da sie odbudować poparcia społecznego.
