Rodzice Ojca, Barbara i Ignacy Kobylińscy
Rodzice Ojca, Barbara i Ignacy Kobylińscy
Almanzor Almanzor
2124
BLOG

Początek XX wieku oczami mojego Ojca

Almanzor Almanzor Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

1. Wstęp 

 Światło dzienne ujrzałem w dniu 30 września 1898 roku, we wsi Kobylanach Kozach, gminy Tarków, po­wia­tu siedleckiego, jako piąte z kolei i ostatnie dziecko małżonków Ignacego i Barbary Kobylińskich.image


Najstarszy z moich braci - Franciszek przyszedł na świat 6 października 1888r., dru­gi z kolei - Grzegorz 
12 marca 1891r., trzecia Maria - 9 września 1893, czwarta Apolonia - 29 czerwca 1896. Różnica wieku mię­dzy naszym rodzeństwem wynosi zatem około 2 i pół roku.  

Z opowiadań rodziców dowiedziałem się, że ich małżeństwo, jak na owe czasy, było bardzo romantyczne. Zna­li się od lat dziecięcych. Ojciec uczęszczając do szkoły w Krześlinie zamieszkał u swego wuja Sawickiego w Strusach w sąsiedztwie domu matki. Do szkoły chodził razem ze starszym bratem matki Hipolitem. Później nawet kolegowali i przyjaźnili się ze sobą, jak również z młodszym bratem Grzegorzem. Na matkę, która była blisko o 6 lat młodsza ojciec początkowo nie zwracał uwagi, ale później, gdy miał już lat 24 bywał w jej domu, zakochał się i oświadczył o rękę młodej Basi. Wtedy spotkał się z nieprzychylnym przyjęciem, zwłaszcza ze strony brata matki Hipolita i ich matki. Hipolit motywował swój sprzeciw tym, że on pierwszy powinien się ożenić, jako najstarszy z rodziny, a jego matka głównie z namowy swego brata Ludwika Strusa w ogóle nie chciała wyrazić zgody na to małżeństwo. Wchodziły tu w grę głównie różnice majątkowe. Matka miała tylko dwóch braci, a ojciec dwie siostry: Aleksandrę Wiercińską, Marię Osińską i brata Józefa. Poza tym majątek i dom rodzinny matki był zamożniejszy i lepiej zagospodarowany. Ojciec znów był przystojny, lubiany, we­so­łe­go usposobienia, ślicznie tańczył i umiał się znaleźć w każdym towarzystwie. Matka zaś o 6 lat młodsza - ma­jąc takiego adoratora - zakochała się, jak to zwykle bywa.  

Postanowili więc oboje pobrać się wbrew woli braci i matki Antoniny Czarnockiej z domu Strusówny. Ksiądz parafialny nie chciał udzielić im ślubu bez zgody matki (ojciec matki Stanisław zmarł przed 4 laty w 1883r.). W tym stanie rzeczy, ojciec udał się do biskupa w Lublinie, gdzie otrzymał zgodę na zawarcie mał­żeń­stwa. Ślub postanowiono wziąć w Mordach, który miał pobłogosławić tamtejszy proboszcz ks. Myst­kow­ski. Tak też się stało.  

W końcu maja 1887 r. matka - pod pozorem pójścia na nieszpory Bożego Ciała do kościoła w Krześlinie, udała się ze swą koleżanką - sąsiadką, a cioteczną siostrą ojca - Marysią Sawicką do domu ojca w Kobylanach Ko­zach.  

Ostatni zajazd na Podlasiu 


Ojciec w obawie przed poszukiwaniem matki przez braci, zwłaszcza przez Hipolita, który wówczas był wój­tem gminy, ukrył matkę w domu sąsiadów i następnie odesłał do swej zamężnej siostry Aleksandry Wier­ciń­skiej w Tarkówku, gm. Przesmyki odległym o kilkanaście kilometrów. Obawy były słuszne, gdyż następnego dnia Hipolit dokonał ze swymi sąsiadami zajazdu na dom ojca i jako wójt gminy zrewidował mieszkanie ojca i najbliższych sąsiadów. Po bezskutecznym poszukiwaniu siostry - obaj bracia wraz ze swą matką - pos­ta­no­wi­li wydziedziczyć swą siostrę z majątku. Uplanowali, że matka ich Antonina sprzeda cały swój majątek bratu Lu­d­wi­ko­wi, a ten z kolei obydwu siostrzeńcom Hipolitowi i Grzegorzowi.

Tak też i zrobili. Całą sprawę przeprowadzili urzędowo u rejenta w Siedlcach. W ten sposób matka moja dos­ta­ła od swych braci spłatę tylko z części po swym ojcu, z której wobec prawa nie mogli matki wyzuć. W po­sa­gu otrzymała 3000 zł., za które nabył ojciec wraz ze swoim bratem Józefem majętność od Antoniego Ko­sie­radz­kie­go w swojej rodzinnej wsi Kobylanach Kozach.

 Związek małżeński moich rodziców, jak już wspomniałem, pobłogosławił w Mordach dnia 1 czerwca 1887 r. ksiądz Mystkowski proboszcz tamtejszej parafii.

Skrzywdzenie mojej matki przez swych bra­ci spowodowało to, że rodzice moi nie spo­ty­ka­li się z nimi przez kilka lat. Później nas­tą­piła niby pozorna zgoda. Zapraszali się na­wza­jem i bywali u siebie. Nawet moimi ro­dzi­ca­mi chrzestnymi byli: brat matki Grze­gorz i żona Hipolita Maria. Rodzice moi w tym czasie byli zapraszani na chrzestnych rodziców ich dzieci.

Matka mojej matki zrozumiała później swój błąd i usiłowała wpłynąć na synów, żeby oddali swej siostrze co się słusznie należało. Zwłaszcza później, gdy nie mogła się zgo­dzić i współżyć z obydwu swymi synowymi. Przyszła do swej córki i z pewnymi przerwami przebywała u nas. Ostatnie lata swego życia spędziła w domu moich ro­dzi­ców, gdzie zmarła w listopadzie 1916r. Pochowana została na cmentarzu parafialnym w Paprotni. Koszty po­grze­bu zapłacili obaj synowie. Hipolit, któremu matka przed śmiercią przykazywała, żeby nie skrzywdził swej siostry, oddał należność rodzicom w zdewaluowanych rublach carskich w czasie wojny. A młodszy brat Grzegorz oddawał resztę spłaty po zakończeniu wojny w zło­tych polskich. Było to chyba w 1925 roku. Spra­wa ta tak silnie wbiła się w ich pamięć, że Grzegorz przed śmie­r­cią swą prosił, ażeby matka moja go od­wie­dzi­ła. I od razu, gdy byli tylko we dwoje zaczął mówić: Basiu ja bym chciał się z Tobą pogodzić i oddać Ci resztę co Ci się należy. Na to matka zaczęła go uspokajać i mó­wić „żeś mi już wszystko oddał i do Ciebie nie mam żadnej pretensji”. On jakby nie pamiętał, że już raz się roz­li­czył, obawiał się żeby po jego śmierci nie mieć do niego pretensji. Z tego widać jak silne są wyrzuty su­mie­nia, gdy się świadomie kogoś skrzywdzi.

2. Lata dziecięce

 Z najdawniejszych lat pamiętam opowiadania o wojnie Anglii z Burami w Płd. Afryce oraz wojnę Japońską. Ponadto w domu moich rodziców opowiadano często o Powstaniu z 1863 r., o stawianiu Krzyży ju­bi­le­u­szo­wych w 1900r. wbrew zarządzeniom władz carskich. Pamiętam opowiadanie w jaki sposób wyprowadzono w pole strażników moskiewskich podczas ustawiania Krzyża na rynku w Wyrozębach. Krzyż przygotowano wcześniej, a zależało wszystkim, żeby go postawić tuż przed oknami, gdzie mieszkali z carskiej służby straż­ni­cy. Umówiono się, że jeden z gospodarzy, który dobrze pił wódkę, zaprosi Moskali do Karczmy. Co zostało dokładnie wykonane. Kiedy już wypili sobie dość dużo i głowy im się kiwały, a czasu już upłynęło blisko dwie godziny, które wystarczyły aż nadto na ustawienie i ogrodzenie krzyża, wówczas ten gospodarz wspa­nia­ło­myś­l­nie zaśpiewał na cały głos:

„Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi.
 Wstańcie śmieciarze krzyż się Wam rodzi.
 Czemprędzej się wybierajcie
 A Wy chłopi uciekajcie, bo Was połapią.”

Moskale się zerwali wybiegli z karczmy i widzą przed oknami swego domu na środku rynku ustawiony, po­ma­lo­wa­ny i ogrodzony wspaniały Krzyż. Nikt nikogo nie wydał. Strażników za karę przeniesiono na inne gorsze stanowiska.

3. Jak nauczyłem się czytać

 Sztuki czytania uczyłem się na kalendarzu. Brat mój Grześ opowiadał mi bajeczki i pokazywał obrazki w Ka­len­da­rzu i z Opiekuna Domowego. O każdym obrazku umiał mi coś opowiedzieć. Książki te służyły zarówno do nauki jak i do zabawy. Pisania uczyłem się w ten sposób, że pociągałem piórem po literach napisanych o­łów­kiem przez brata Grzesia. On był moim opiekunem i wychowawcą. Był zawsze dla mnie dobry i wy­ro­zu­mia­ły. Później w 1905r. w czasie strajków szkolnych starszy brat Franek miał przerwę w nauce. Siedział więc w domu i ojciec kazał mu uczyć młodsze rodzeństwo. Jako 17 letni nauczyciel uczył nas kilkoro czytać, pisać i rachować. Widocznie byłem zdolniejszy od innych, bo przypominam sobie, że nauczyłem się swego za­da­ne­go mi wiersza na pamięć i słuchając jak siostra Pola uczyła się głośno, zapamiętałem i to co ona miała zadane do nauczenia się. Razem z nami uczyła się stryjeczna siostra Czesia.

Pewnego razu, a było to w zimie około godziny 11-tej podczas naszej nauki wszedł ojciec do domu i oznajmił, że strażnicy są we wsi. Myśmy jak na komendę poroznosili krzesła i stoły do innych pokoi i czemprędzej w nogi, aby Moskale nie wykryli tajnego nauczania w domu, gdyż to było surowo zakazane i groziły wielkie kary. W taki sposób utrwalał się i rósł pat­rio­tyzm w sercu dziecka oraz nienawiść do wroga. Pamiętam wybuch bomby, rzuconej pod po­lic­maj­s­tra w le­cie 1905r. w Siedlcach. Do dziś pamiętam z jaką czcią i uwagą czytaliśmy zakazane broszury, w któ­rych był namalowany orzeł polski z koroną. Patriotyczne wiersze i pieśni tak się nam podobały, że uczyliśmy się ich na pamięć. Były to: „Boże coś Polskę, Z dymem pożarów, Grzmią pod Stoczkiem armaty, Boże Ojcze Twoje dzie­ci, Już Ojczyzna synów traci, Hej tam w Karczmie, Gdy naród do boju, Walecznych tysiąc” itd.

Pieśni te póź­niej wyśpiewywałem na cały głos, a głos po rosie leciał daleko. Czytać, pisać i rachować na­u­czy­łem się w do­mu. Nauczycielem mego brata Franciszka był weteran z Powstania 1863 r. Antoni Wojewódzki „Troszku”. Przesiedział on 25 lat na Syberii. Nienawidził on Moskali i można powiedzieć, że zaraził nas pat­rio­tyz­mem i mi­łoś­cią Ojczyzny. Nie doczekał On Polski, zmarł bowiem w lecie 1916r., kiedy już był wi­docz­ny świt wolności. Gdy Go ostatni raz spotkałem nie poznał mnie i przypuszczał, że rozmawia z bratem Fran­cisz­kiem. Po powrocie z Syberii nie ożenił się. Trudnił się jako rzemieślnik reperacją zegarów, malował po­ko­je, w zimie tajnie uczył dzieci, był niby felczerem i w ten sposób zarabiał u dobrych ludzi na życie. Miał jedną wadę, bo lubił wódkę. Ale nie pamiętam Go, żeby kiedykolwiek był całkiem pijany. Lubił codziennie zaglądać do kie­lisz­ka. Poza tym dużo palił. To są skutki przeżyć Jego młodości. Starszemu bratu dużo opo­wia­dał o walkach Powstańców z Moskalami, z czego ja jeszcze wtedy wiele nie rozumiałem.

 Po zakończeniu wojny rosyjsko - japońskiej i strajków szkolnych w 1905r. rząd carski zezwolił na otwarcie polskiej szkoły w Siedlcach. Było to gimnazjum Podlaskie przy ul. Ogrodowej róg Floriańskiej. Szkoła ta jednak nie otrzymała praw państwowych. Dyrektorem szkoły został geograf Tadeusz Radliński, inspektorem zaś matematyk Dąbrowski.

Brat mój, jak i cała prawie młodzież polska rzuciła szkołę rosyjską, przechodząc do szkoły polskiej.

4. Pobyt w szkole

W styczniu 1907 r. zdałem egzamin do wstępnej klasy tej szkoły. Z polskiego, arytmetyki i religii ot­rzy­ma­łem stopnie b. dobre, natomiast z jęz. rosyjskiego - źle. Zostałem jednak przyjęty. Uczyłem się dość dobrze. Szwa­n­ko­wał tylko rosyjski, bo nie znałem ani gramatyki ani pisowni rosyjskiej. Robiłem błędy na znak mięk­ki czy „ë”. Wpadłem na pomysł taki. Nauczyciel pisał na tablicy tekst dyktanda, które na następnej lekcji ro­syj­skie­go miał nam dyktować. Kazał uważać i nie pozwolił robić żadnych notatek. Zadaniem moim było za­no­to­wać lub zapamiętać pierwsze zdanie i zakończenie. Brat wynalazł podręcznik, z którego nauczyciel dyk­to­wał. Wtedy w domu nauczyłem się całej lekcji. Obliczając w jakim słowie jest trudny znak (jat'), od razu pisałem dyktando bez błędu. Z dwójki poprawiłem się od razu na piątkę. Mimo to nauczyciel na koniec roku postawił mi z języka rosyjskiego 3. Widocznie poznał się na tym. Do dziś pamiętam listę kolegów z pierwszej klasy, byli to:

 1. Bieliński  
 2. Biernacki 
 3. Błoński 
 4. Bogucki 
 5. Gorazdowski 
 6. Grabowski 
 7. Hipsch 
 8. Kobyliński
 9. Krause 
 10. Latour 
 10a. Łubkowski 
 11. Małachowski
 12. Małycha 
 13. Mamczyk 
 14. Matejczyk 
 15. Michalak 
 16. Mosiej 
 17. Niewęgłowski 
 18. Nowosielski 
 19. Olszewski 
 20. Orzechowski 
 21. Oświęcimski 
 22. Ołdakowski 
 23. Piesiewicz 
 24. Pruski 
 25. Rajzacher 
 26. Rozmuszcz 
 27. Samborski 
 28. Skowroński 
 29. Tatarzyński 
 30. Tchórznicki 
 31. Wyrobek 
 32. Wysokiński 
 33. Zakrzewski 
 34. Zwoliński  

 Do klasy I-szej przeszedłem bez poprawek t.j. bez stopni niedostatecznych, gdyż dostawałem nawet dość do­b­re stopnie. Jedynie z języka rosyjskiego miałem stopień dostateczny, poza tym większość b. dobrze.

image

 Pamiętam swój pierwszy przyjazd do Siedlec i pierwszy egzamin. Straszono mnie w domu, że ktokolwiek pierwszy raz przyjedzie do miasta Siedlce, obowiązany jest pocałować gołego Jacka (posąg Jowisza - Atlas z globusem na starym ratuszu).

I o dziwo jakoś mi się udało wjechać bez tych ceremonii do miasta. Ale strachu miałem dużo, zwłaszcza przed wyjazdem z domu.

W Siedlcach zamieszkałem w pokoiku na strychu przy ul. Brzeskiej w domu wuja Żółkowskiego razem z bra­tem Franciszkiem i siostrą Marysią, wówczas 13-letnią panienką, która miała nam przygotowywać jedzenie i zajmować się gospodarstwem. Początkowo zos­tała z nami Matka a później mała siostra. Ojciec przyjeżdżał co wtorek do nas i przywoził wszystko z domu do gospodarstwa domowego. Na wiosnę przenosiliśmy się do dużego pokoju na parterze od ulicy. Jednocześnie z nami zamieszkał Henio Mioduszewski, syn organisty z Krze­ś­lina, późniejszy lekarz w Siedlcach i mały Andrzej Nasiłowski ze wsi Uziębły, którego brat Franek przygotowywał do gimnazjum. Ponadto brat pomagał w lekcjach ciotecznemu bratu Leopoldowi Czar­noc­kie­mu, który niechętnie uczył się. Z nim mieliśmy sporo kłopotów i zatargów, bo był niezgodny. Przychodzili do nas koledzy brata, moi koledzy: Marysia Czarnocka z bratem Julkiem. Ona uczęszczała do III klasy, a Julek do II-ej. Jednym słowem było nam dobrze i wesoło. Poza tym zachodzili i rewolucjoniści Karwat i Świąt­ko­w­ski, którzy dużo mówili o walce klasowej z caratem. Najbardziej utkwiła mi w pamięci wycieczka w zimie za miasto chyba na Sekułę, gdzie bawiliśmy się w wojnę, pod kierownictwem profesora od gimnastyki Gno­iń­s­kiego. Biliśmy się śniegiem. Klasy IIa, Ia i wstępna A - przeciwko klasom I, II i wstępna „B”. Był to bój jak­by z Moskalami. Chło­p­cy tak się zapalili, że aż do krwi pobili się śniegiem. Szedłem wtedy pod rękę w parze z kolegą Frankiem Tar­ko­w­s­kim, z którym później spotkałem się w Wojsku Polskim w 1919r.

Po wakacjach w 1907r. uczęszczałem do klasy I. Zaraz na wstępie ks. prefekt Piotrowski zauważył, że nie po­sia­dam książki do nauki religii, co zanotował w moim dzienniczku. Następnie [okazało się, że] z przyrody nie mam podręcznika i przy odpowiedzi nie wiedziałem dlaczego woda deszczowa nie ma żadnego smaku. Dla­te­go, że minerały nie parują - podpowiedział mi kol. Piesiewicz. Traciłem chęć do nauki. Podczas dyktanda z jęz. nie­mie­c­kie­go dostałem 4. Na następnej lekcji siedzący obok mnie kolega Błański Eugeniusz ściągnął ode mnie całą stronę, za co obaj zostaliśmy ukarani i moje 3+ zostało zmienione na 1. Takie miałem nie­po­wo­dze­nie w pie­r­w­szym miesiącu nauki w I klasie. I kiedy dyr. Redliński wszedł do klasy i wyczytał kilka naz­wisk, między innymi i moje że Ojciec dotychczas nie wpłacił wpisowego za naukę, i że mam zabrać książki i opuścić szkołę. Byłem dosłownie jak przybity tym zarządzeniem. Czułem, że kończy się w ten sposób moja nauka, od której przecież zależy los całego życia. Pojechałem na wieś. Pozostała mi tylko szkolna czapka. Mundurka szkolnego jeszcze nie miałem. Wstydziłem się nosić inna, a wiedziałem, że tej szkolnej czapki na wzór fran­cu­s­ki zrobionej, nosić mi nie wypada, bo nie jestem uczniem. Tą jedną lubiłem, a każda inna cy­wil­na wydawała mi się okropna i wstrę­t­na. Musiałem i to przeboleć.

5. Przerwa w nauce

Lata 1908, 1909 i 1910 przesiedziałem na wsi. Pasłem krowy, jeździłem na koniach i pomagałem w gos­po­dar­s­twie Bratu Grzesiowi. Ale w szkole nauczyłem się grać w palanta. I kiedy dostałem od brata Franka piłkę za 60 kop. zaraz zorganizowałem kolegów i nauczyłem ich tej gry. To była nasza jedyna na owe czasy miła roz­ry­w­ka. Kiedy paśliśmy konie za lasem u błotnej studni w dzień powszedni, a zwłaszcza w niedzielę wów­czas gra­li­ś­my w palanta od godziny 8 rano do 8 wieczorem z dwugodzinną przerwą na obiad. Najlepszym graczem w pił­kę byłem ja i kol. Józef Kobyliński syn Edwarda. Inni koledzy starsi i młodsi nie mogli nam dorównać. Myśmy potrafili prawie za każdym razem trafić i podbić piłkę oraz co najtrudniejsze złapać ją t.zw. fangą, za co przechodziło się na stronę wygraną. Wskutek tego nie mogliśmy grać po jednej stronie i on musiał być wykupnikiem t.j. kierownikiem jednej drużyny, a ja drugiej. W przeciwnym wypadku nie byłoby równowagi sił i przeciwko nam nikt z kolegów nie odważył się stanąć do walki. Tak przechodziły moje mło­de lata stra­co­ne dla nauki, które później musiałem nadrabiać. W międzyczasie przystępowałem do pierwszej spowiedzi i ko­mu­nii świętej. Dnia 30 maja 1909r. jechałem z Ojcem do Zawad za Mordami, do majątku wu­jos­twa Wier­ciń­s­kich. Jechaliśmy przez kościelną wieś Paprotnię. Ojciec poprosił organistę, żeby mnie zapisał na lekcję ka­te­chi­z­mu. Przez miesiąc czerwiec chodziłem codziennie do odległej o 6 km Paprotni, gdzie or­ga­ni­sta B. Rym­mer, a przeważnie jego pomocnik uczył nas katechizmu. Ks. proboszcz Górski tylko raz jeden był z nami i póź­niej, [był dopiero] aż przy egzaminach. Widocznie wyróżniałem się wiadomościami z pośród dzieci i uczyłem się dobrze, bo były wypadki, że nauczyciel zostawiał mi książkę i kazał mi uczyć i pytać dzieci, a sam odchodził od nas na jakiś czas. Za to przy egzaminie ks. Górski postawił mi 5 i zwolnił z eg­za­mi­nu. Pa­mię­tam swe przeżycia podczas spowiedzi, bo przystępowałem do poprawki, gdyż jakiś grzech za­pom­nia­łem. Zawsze przystępując do spowiedzi przeżywałem to bardzo nerwowo.

Muszę tu wspomnieć, że kościół nasz parafialny w Paprotni był przez 25 lat zamknięty przez rząd carski za to, że chłopi unici ze wsi Hołubla nie chcieli chodzić do cerkwi, którą Moskale zamienili z unickiej na pra­wo­sław­ną i przychodzili do kościoła w Paprotni. Moskale uchwalili, żeby nikogo z Hołubli nie wpuszczać do kościoła w Paprotni i w tym celu wystawić wartę. Chłopi przeskakiwali przez parkan i wchodzili do kościoła. Moskale z zemsty zamknęli kościół w Paprotni, było to w latach 80-tych 19 wieku. Dopiero podczas re­wo­lu­cji 1905r. pozwolono kościół otworzyć. Parafianie szybko złożyli fundusze i wybudowali nowy kościół pod kie­ro­w­nic­twem budowniczego Wrońskiego. W związku z tym na czas zamknięcia kościoła cała parafia była przyłączona do parafii Wyrozęby pow. sokołowskiego. Dlatego też metryki mojego chrztu znajdują się w Wy­ro­zę­bach, gdzie byłem chrzczony. Stąd w dowodzie osobistym mam wpisane, że urodziłem się w Ko­by­la­nach Kozach pow. sokołowskiego, co jest niezgodne z prawdą, gdyż moja wieś rodzinna leży w powiecie siedleckim, a do powiatu sokołowskiego należą Wyrozęby.

 

Almanzor
O mnie Almanzor

PRZEGLĄDARKA BLOGU LONGINA W S24 Kolekcjonuję osiągnięcia geniuszy i ludzi dużego formatu a również osiągnięcia nibynauki, nibyprawa, nibyuczciwości. W czasie jednego ze swoich wykładów David Hilbert, znany matematyk, powiedział z ironią: "Każdy człowiek ma pewien określony horyzont myślowy. Kiedy ten się zwęża i staje się nieskończenie mały, zamienia się w punkt. Wtedy człowiek mówi: To jest mój punkt widzenia". Poznanie świata dobrze jest zacząć od poznania samego siebie. Chętnie czytam komentarze. Lubię spierać się z mającymi inne ode mnie zdanie. Jednak jeden z ostatnich komentarzy zdumiał mnie tym, jak jego autor daleki jest od zrozumienia tekstu pisanego po polsku. Szok miałem tak wielki, że zużyłem pół nocy dla przypomnienia swojego IQ. Namawiam czytelników do tego samego, a osoby z IQ poniżej 90 proszę aby darowały sobie czytanie moich tekstów. Dla komentowania zapraszam bardzo tych, co mają IQ powyżej 120. Tu kliknij jeżeli chcesz się sprawdzić! Cytat miesiąca czerwca "Przed długi czas o prezydenturze Lecha Kaczyńskiego nie można było powiedzieć nic krytycznego, bo od razu zachowanie takie traktowano jako niegodne." Janina Paradowska Ciężko być cynglem ... Cytat lipca "Dzisiaj okazuje się, że od Bronisława Komorowskiego trochę lepsza była demokracja." ezekiel Cytat sierpnia "Nie doceniałam dziś tej drzemiącej siły, która w czasach stanu wojennego kazała mieszkańcom Warszawy codziennie układać krzyż z kwiatów przy kościele św. Anny." Janina Jankowska Cytat listopada "gdyby wybory mogły naprawdę cokolwiek zmienić, to już dawno byłyby zakazane" (-Stanisław Michalkiewicz) O  dznaczenie mojej Mamy, siostry Stanisława Sadkowskiego (+KW) poległego 22 sierpnia 1944 w ataku ze Starego Miasta na Dworzec Gdański. Prezydent poszedł na Wawel Dźwięczy requiem pod dzwonu kloszem, Salonowcy - skończcie tę wrzawę! O czas smutnej zadumy proszę, gdy Prezydent poszedł na Wawel. Kogo powiódł w żałobnej gali? Jakieś cienie, mundury krwawe, ci w Katyniu z dołów powstali, z Prezydentem poszli na Wawel. Poszli wolno, lecz równym krokiem, bo im marsza rozbrzmiewało grave. Niezbadanym Boga wyrokiem z Prezydentem zaszli na Wawel. Gdy próg przeszli królewskich pokoi, krótki apel – czas z misji zdać sprawę, potem spać – pierwsza noc już wśród swoich z Prezydentem, co wwiódł ich na Wawel. Ciiiiiicho! śpią …Ale może obudzi ich los w nas to, co czyste i prawe? Niech pojedna – i partie i ludzi, dzień, gdy oni dotarli na Wawel. wg. Henryka Krzyżanowskiego Zapraszam do przeczytania moich notek: 1. - bliskich Powstaniu: ~ Pamiątka Powstania na Górczewskiej ~ Najdroższym Weronikom Matce i Siostrze ku wiecznej pamięci ~ Czy ktoś jeszcze pamięta? ~ Nasza barykada Gdy kiedykolwiek zauważysz, że jesteś po stronie większości - powstrzymaj się i dobrze nad sobą zastanów! - Mark Twain „ ... tylko człowiek wolny ma czas by bloga prowadzić” -Grzegorz P. Świderski Do ników klikam per 'Ty', oczekuję wzajemności. * Blog z Przeszłości *Blog Longina Cz. 1 Wstęp.   *Blog Longina Cz. 2: Pobyt w szkole   *Blog Longina Cz. 3: Przerwa w nauce   *Blog Longina Cz. 4: Przed I wojną światową   *Blog Longina Cz. 5: Wybuch wojny, front, okupacja niemiecka   *Blog Longina Cz. 6: Rok 1918   *Blog Longina Cz. 7: Rok 1920   *Blog Longina Cz. 8. Kursy dokształcające dla wojskowych   *Blog Longina Cz. 8a. Kursy dokształcające dla wojskowych   *Blog Longina Cz. 9. W.S.H.   *Blog Longina Cz.10. Absolutorium i praca   *Blog Longina Cz.11: Blog z przeszłości. Longin   *Blog Longina Cz.12 - 1933: Morzem po słońce Afryki   *Blog Longina Cz.13 - 1933: Casablanka, Marakesz, Góry Atlasu   *Blog Longina Cz.14 - 1933: Hiszpania - Malaga, Granada, Alhambra   *Blog Longina Cz.15 - 1933: Sewilla - Byki i Don Kiszot   *Blog Longina Cz.16 - 1933: Sewilla, Cadiz, Al Casar   *Blog Longina Cz.17 - 1933: Sztorm z Zatoce Biskajskiej, Znaczy   *Blog Longina Cz.18 - 1933: Belgia, Bal kapitanski   *Blog Longina Cz.19 - Jastarnia / Jurata '34   *Blog z przeszłości dopisane - Dowborczyk i Rodzina   *Blog Longina Cz.20 - morze, Austria, Jugosławia, Węgry   *Blog Longina Cz.21 - Hania *Blog Longina cz.22 - Przerwane wspomnienie Planowane do napisania 37. Wybuch II wojny światowej 38. Okupacja 39. Rok 1940         1941         1942         1943 40. Powstanie Warszawskie 41. Ewakuacja 42. Milanówek 43. Obóz w Gawłowie 44. Powrót z obozu 45. Ucieczka Niemców 46. Powrót do Warszawy 47. Praca organizacyjna w Banku 48. Wrocław 49. Warszawa - praca w Banku 50. Więzienie 51. Powrót do domu 52. W poszukiwaniu pracy 53. C.Z.S.P.J.D. 54. Sp. „Plan” 55. Sp. W.S.P.U.TiR 56. Rok 1956 57. Spółdzielnia „Plan” NAPISZ DO MNIE

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura