1. Wstęp
Światło dzienne ujrzałem w dniu 30 września 1898 roku, we wsi Kobylanach Kozach, gminy Tarków, powiatu siedleckiego, jako piąte z kolei i ostatnie dziecko małżonków Ignacego i Barbary Kobylińskich.
Najstarszy z moich braci - Franciszek przyszedł na świat 6 października 1888r., drugi z kolei - Grzegorz
12 marca 1891r., trzecia Maria - 9 września 1893, czwarta Apolonia - 29 czerwca 1896. Różnica wieku między naszym rodzeństwem wynosi zatem około 2 i pół roku.
Z opowiadań rodziców dowiedziałem się, że ich małżeństwo, jak na owe czasy, było bardzo romantyczne. Znali się od lat dziecięcych. Ojciec uczęszczając do szkoły w Krześlinie zamieszkał u swego wuja Sawickiego w Strusach w sąsiedztwie domu matki. Do szkoły chodził razem ze starszym bratem matki Hipolitem. Później nawet kolegowali i przyjaźnili się ze sobą, jak również z młodszym bratem Grzegorzem. Na matkę, która była blisko o 6 lat młodsza ojciec początkowo nie zwracał uwagi, ale później, gdy miał już lat 24 bywał w jej domu, zakochał się i oświadczył o rękę młodej Basi. Wtedy spotkał się z nieprzychylnym przyjęciem, zwłaszcza ze strony brata matki Hipolita i ich matki. Hipolit motywował swój sprzeciw tym, że on pierwszy powinien się ożenić, jako najstarszy z rodziny, a jego matka głównie z namowy swego brata Ludwika Strusa w ogóle nie chciała wyrazić zgody na to małżeństwo. Wchodziły tu w grę głównie różnice majątkowe. Matka miała tylko dwóch braci, a ojciec dwie siostry: Aleksandrę Wiercińską, Marię Osińską i brata Józefa. Poza tym majątek i dom rodzinny matki był zamożniejszy i lepiej zagospodarowany. Ojciec znów był przystojny, lubiany, wesołego usposobienia, ślicznie tańczył i umiał się znaleźć w każdym towarzystwie. Matka zaś o 6 lat młodsza - mając takiego adoratora - zakochała się, jak to zwykle bywa.
Postanowili więc oboje pobrać się wbrew woli braci i matki Antoniny Czarnockiej z domu Strusówny. Ksiądz parafialny nie chciał udzielić im ślubu bez zgody matki (ojciec matki Stanisław zmarł przed 4 laty w 1883r.). W tym stanie rzeczy, ojciec udał się do biskupa w Lublinie, gdzie otrzymał zgodę na zawarcie małżeństwa. Ślub postanowiono wziąć w Mordach, który miał pobłogosławić tamtejszy proboszcz ks. Mystkowski. Tak też się stało.
W końcu maja 1887 r. matka - pod pozorem pójścia na nieszpory Bożego Ciała do kościoła w Krześlinie, udała się ze swą koleżanką - sąsiadką, a cioteczną siostrą ojca - Marysią Sawicką do domu ojca w Kobylanach Kozach.
Ostatni zajazd na Podlasiu
Ojciec w obawie przed poszukiwaniem matki przez braci, zwłaszcza przez Hipolita, który wówczas był wójtem gminy, ukrył matkę w domu sąsiadów i następnie odesłał do swej zamężnej siostry Aleksandry Wiercińskiej w Tarkówku, gm. Przesmyki odległym o kilkanaście kilometrów. Obawy były słuszne, gdyż następnego dnia Hipolit dokonał ze swymi sąsiadami zajazdu na dom ojca i jako wójt gminy zrewidował mieszkanie ojca i najbliższych sąsiadów. Po bezskutecznym poszukiwaniu siostry - obaj bracia wraz ze swą matką - postanowili wydziedziczyć swą siostrę z majątku. Uplanowali, że matka ich Antonina sprzeda cały swój majątek bratu Ludwikowi, a ten z kolei obydwu siostrzeńcom Hipolitowi i Grzegorzowi.
Tak też i zrobili. Całą sprawę przeprowadzili urzędowo u rejenta w Siedlcach. W ten sposób matka moja dostała od swych braci spłatę tylko z części po swym ojcu, z której wobec prawa nie mogli matki wyzuć. W posagu otrzymała 3000 zł., za które nabył ojciec wraz ze swoim bratem Józefem majętność od Antoniego Kosieradzkiego w swojej rodzinnej wsi Kobylanach Kozach.
Związek małżeński moich rodziców, jak już wspomniałem, pobłogosławił w Mordach dnia 1 czerwca 1887 r. ksiądz Mystkowski proboszcz tamtejszej parafii.
Skrzywdzenie mojej matki przez swych braci spowodowało to, że rodzice moi nie spotykali się z nimi przez kilka lat. Później nastąpiła niby pozorna zgoda. Zapraszali się nawzajem i bywali u siebie. Nawet moimi rodzicami chrzestnymi byli: brat matki Grzegorz i żona Hipolita Maria. Rodzice moi w tym czasie byli zapraszani na chrzestnych rodziców ich dzieci.
Matka mojej matki zrozumiała później swój błąd i usiłowała wpłynąć na synów, żeby oddali swej siostrze co się słusznie należało. Zwłaszcza później, gdy nie mogła się zgodzić i współżyć z obydwu swymi synowymi. Przyszła do swej córki i z pewnymi przerwami przebywała u nas. Ostatnie lata swego życia spędziła w domu moich rodziców, gdzie zmarła w listopadzie 1916r. Pochowana została na cmentarzu parafialnym w Paprotni. Koszty pogrzebu zapłacili obaj synowie. Hipolit, któremu matka przed śmiercią przykazywała, żeby nie skrzywdził swej siostry, oddał należność rodzicom w zdewaluowanych rublach carskich w czasie wojny. A młodszy brat Grzegorz oddawał resztę spłaty po zakończeniu wojny w złotych polskich. Było to chyba w 1925 roku. Sprawa ta tak silnie wbiła się w ich pamięć, że Grzegorz przed śmiercią swą prosił, ażeby matka moja go odwiedziła. I od razu, gdy byli tylko we dwoje zaczął mówić: Basiu ja bym chciał się z Tobą pogodzić i oddać Ci resztę co Ci się należy. Na to matka zaczęła go uspokajać i mówić „żeś mi już wszystko oddał i do Ciebie nie mam żadnej pretensji”. On jakby nie pamiętał, że już raz się rozliczył, obawiał się żeby po jego śmierci nie mieć do niego pretensji. Z tego widać jak silne są wyrzuty sumienia, gdy się świadomie kogoś skrzywdzi.
Co o tym sądzisz?