Andrew A. Michta Andrew A. Michta
3980
BLOG

Sygnał dla Brukseli: W Anglii, Grecji i Polsce wyborcy biorą sprawy w swoje ręce

Andrew A. Michta Andrew A. Michta Polityka Obserwuj notkę 33

Dzisiejsza Europa w żadnym stopniu nie przypomina statecznej i przepełnionej politycznym optymizmem krainy.

Niech nie zwiedzie nikogo utrzymująca się na stałym poziomie konsumpcja croissantów i kawy latte czy fakt, że europejskie drogi są w znacznej większości w dobrym stanie (przynajmniej w północnej części kontynentu). W rzeczywistości Grecy nadal zmierzają ku zapaści finansowej a  Brukseli nikt nie chce przyjąć do wiadomości tego, że jeśli ten kraj naprawdę będzie chciał podnieść się ze swojej katastrofalnej sytuacji gospodarczej, być może będzie musiał opuścić strefę euro. Problemem dla zabiegow ratowania Grecji w strefie euro jest grecka opinia publiczna, która jest coraz mniej przekonana co do słuszności kierunku obranego przez swój kraj i coraz bardziej  zmęczona nciagłymi  zapewnieniami eurokratów w stylu „sprawy wyglądają coraz lepiej, tylko trzymajmy się wytyczonej drogi” . Niezadowolenie grackich obywateli jest już tak duże, że nie trafiają do nich argumenty mówiące o słuszności i mądrości europejskich elit. Czasem demokracja bywa prawdziwym utrapieniem, prawda?

W podobnym tonie, choć w odniesieniu do nieco innych tematów, swoje zdanie wyrazili wyborcy w innych zakątkach Europy. I nie mam tu na myśli opanowanych zwykle obywateli niemieckich, u których szala goryczy może się wkrótce również przelać, jeśli przyjdzie im po raz kolejny zapłacić za utrzymanie na powierzchni przeciekajacego statku, jakim jest obecnie Unia Europejska.

W dwóch różnych regionach Europy wyborcy nieźle namieszali w prognozach firm przeprowadzających badania opinii publicznej: wyniki wyborów zarówno w Polsce, jak i w Wielkiej Brytanii były dość wyraźnym komunikatem dla ankieterów, by szybko oddali klucze do swoich biur i zajęli się inną, mniej stresującą profesją.

W Wielkiej Brytanii miażdżące zwycięstwo konserwatystów,  które odesłało do domu Labourzystów pod przewodnictwem Eda Milibanda, podważylo wszystkie wcześniejsze przewidywania oraz postawiło Niemcy przed najtrudniejszym jak do tej pory dylematem: jak podejść do żądań Londynu dotyczących gruntownego zrewidowania Traktatu UE. Zaplanowana przez brytyjskiego premiera seria spotkań z europejskimi liderami jeszcze przed czerwcowym szczytem UE to zapowiedź kilku burzliwych tygodni. Cameron może teraz jak na dłoni wykazać poparcie społeczne dla pomysłu zmiany relacji Wielkiej Brytanii z Unią. Jest też bardzo prawdopodobne, że będzie starał się zorganizować referendum w tej sprawie wcześniej niż w początkowo planowanym 2017 roku, ponieważ niezbędne do tego narzędzia legislacyjne może mieć gotowe już rok wcześniej.

Walka o rzeczywiste ograniczenia odnośnie do „zmian traktatu”, tak pożądanych przez Wielką Brytanię, będzie najprawdopodobniej decydującym momentem projektu politycznego, jakim jest Unia Europejska. Berlin już zapowiedział, że nie chce wprowadzenia żadnych znaczących zmian. A jednak możliwość regulowania przez Wielką Brytanię obecności imigrantów na swoim rynku pracy zgodnie z własnymi zasadami, będzie wymagała od pozostałych krajów Unii pójścia na znaczące ustępstwa. Jeszcze bardziej zapalnym tematem może okazać się żądanie przez Londyn większej autonomii parlamentów narodowych w zakresie decyzji dotyczących legislacji unijnej. Gra toczy się tutaj o wysoką stawkę. Berlin już zasygnalizował, że jeśli zwycięstwo konserwatystów ma oznaczać próbę wprowadzenia zmian w najważniejszych decyzjach Brukseli z ostatnich 20 lat, Niemcy nie będą siedzieć z założonymi rękami.

Z kolei w Polsce wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich, które okazały się najbardziej nieprzewidywalnymi ze wszystkich wyścigów politycznych w całej Europie. Na początku kampanii, kiedy przewidywane poparcie dla urzędującego prezydenta Bronisława Komorowskiego sięgało 65% i wydawało się nie do pobicia, słychać było głosy wątpiące że dojdzie nawetdo drugiej rundy wyborów.  Eksperci dawali jedynie niewielkie szanse jego przeciwnikowi, Andrzejowi Dudzie, kandydatowi wysuniętemu przez główną partię opozycyjną, PiS. Reszta kandydatów wyglądała przy nich jak statyści, zgłoszeni w ostatniej chwili, aby zapełnić program przedstawienia. Sporo było wśród nich mało znanych nazwisk, które nie wróżyły wyników wyższych niż jednocyfrowe. I rzeczywiście wszyscy pozostali kandydaci okazali się nieważni – wszyscy, poza jednym: Pawłem Kukizem. Ten były rock’n’rollowiec nagle stał się swoistym trybunem, nawołującym do generalnej reformy politycznej i złorzeczącym na system partyjny i korupcję.

Można uznać fenomen Kukiza za polską wersję Ruchu Rossa Perota w Stanach Zjednoczonych, ponieważ taki obrót sprawy wstrząsnął polskim establishmentem politycznym i komentatorami: po pierwsze Duda uzyskał nieznacznie, ale jednak wyższy wynik niż Komorowski (34,76% vs 33,77%); po drugie, a być może ważniejsze, antysystemowy Kukiz dostał 20.8% głosów. Taki wynik wystarczy mu do założenia trzeciej co do wielkości partii w Polsce (o ile zdoła stworzyć jej struktury do czasu jesiennych wyborów parlamentarnych). Bez względu na to,  jakim wynikiem zakończy się druga runda wyborów prezydenckich w Polsce, głosującym udało się zaszokować system i po raz kolejny przypomnieć politykom, że wyborcy naprawdę są w stanie postawić wszystko na głowie.

W ostatniej dekadzie dużo mówiło się w USA o „deficycie demokracji” w szeregach państw unijnych oraz o rosnącej rutynizacji „polityki symbolicznej”, która do tej pory była często jednoznaczna z europejskim procesem demokratycznym. Dlatego w obliczu narastającego pesymizmu związanego z przyszłością gospodarczą Unii, to że głosujący biorą sprawy w swoje ręce, jest w końcowej analizie krzepiące mimo towarzyszących temu zawirowaniom. Jest to krok, który wyjdzie Europie na dobre, bez względu na to, jak bardzo teraz przedstawiciele władz w Brukseli i innych unijnych stolicach załamują na nim ręce.

 

Artykuł ukazał się pierwotnie w The American Interest.
tłum. ©Salon24.pl S.A.

 

Politolog, ekspert ds. bezpieczeństwa, profesor w U.S. Naval War College. Współpracownik Center for Strategic and International Studies (CSIS) w Waszyngtonie. Opinie prezentowane na tym blogu są osobistymi poglądami autora. Stały felietonista magazynu The American Interest. Na tym blogu publikuję teksty pisane specjalnie dla Salonu24 oraz polskie wersje artykułów z "The American Interest".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka