Dziś można już napisać z dużą dozą prawdopodobieństwa, że obecnie obserwowany upadek Europy ma swoje podłoże, czy też genezę w utopijnym założeniu, jakim było stworzenie wspólnej waluty – euro.
Oczywiście było tylko kwestią czasu, kiedy do owego upadku dojdzie. Gdyby cykliczny kryzys, który by dotknął świat, nastąpił za powiedzmy 10 lat, to strefa euro dalej byłaby w „rozkwicie” przez te kolejne 10 lat.
Rzecz jednak w tym, że o ile w przypadku hossy stać każdego na jakiś tam rodzaj ekstrawagancji, tak w dobie długotrwałej bessy koniecznym staje się sięgnięcie do rezerw , którymi są zasoby portfeli obywateli.
Żeby jednak cały system nie runął z dnia na dzień na pysk, konieczne jest ratowanie w pierwszej kolejności największego sektora usług finansowych, czyli po prostu – banków o znaczeniu globalnym.
Schemat powstawania kryzysu finansowo- gospodarczego jest prosty i wielokrotnie przerabiany.
W dużym uproszczeniu polega on na wzajemnych relacjach polityki z wielką finansjerą. Gdy zaś górę bierze w tych relacjach strona zajmująca się finansami, możemy być pewni, ze kryzys jest bliski.
Wspomniany schemat wygląda mniej więcej tak:
Nasycenie rynku grozi stagnacją, co przekłada się na obniżenie zysków banków. Finansiści wywierają więc presję na polityków, by ci dali zielone światło dla nieuzasadnionego obniżenia stóp procentowych w bankach centralnych. To powoduje wzrost cen – głównie nieruchomości. Dostęp do kredytów jest jednak praktycznie nieograniczony, a niskie oprocentowanie zachęca do zadłużania się. Na tym etapie nikt nie narzeka, a gospodarka nienaturalnie szybko się rozwija.
Przychodzi jednak moment, że na skutek nierównowagi ekonomiczno-gospodarczej zaczyna wzrastać inflacja i chcąc nie chcąc trzeba podnieść stopy procentowe. To skutkuje w prostej linii zmniejszeniem udzielanych kredytów, co dla przedsiębiorstw znaczy tyle co ograniczenie kosztów. Jednym z nich jest wzrost bezrobocia. Coraz trudniej też przychodzi spłata kredytów. Zaczynają się więc problemy banków i ich klientów.
Rządy zaczynają zadłużać kraj w celu ratowania banków. Dodatkowo następuje wzrost podatków oraz dodruk obligacji rządowych , co powoduje w kolejnych latach jeszcze większy wzrost zadłużenia kraju. Bezrobocie nie spada. Kolejne kredyty są przyznawane na coraz gorszych warunkach. Państwo staje na skraju przepaści.
Teraz przychodzi moment na „ratowanie” kraju.
W celu ratowania kraju oddajemy kolejne prerogatywy niewybieralnym, a raczej samo wybieralnym eurokratom z Brukseli.
Pod zastaw, czyli w zarządzanie oddajemy autostrady, udziały państwa w przedsiębiorstwach, kopaliny i prawa do ich wydobycia. Trwa wyprzedaż akcji przedsiębiorstw na giełdach. Wszystko oczywiście w zamian za nowe pożyczki. Ktoś musi opłacić emerytury i minimalną ochronę zdrowia.
Ostateczny etap to zmuszenie kraju do przyjęcia waluty euro, na poczet czego pójdą rezerwy w złocie.
Co dalej ?
Bóg raczy wiedzieć. Wskazówką mogą być jednak niektóre kraje trzeciego świata, takie jak Grecja,Hiszpania,Włochy, Meksyk, Argentyna czy Chile, które przez podobny schemat przechodziły.
Oczywiście wszystko to co napisałem jest w dużym stopniu przerysowane, co nie znaczy, że tak całkiem „od czapy”.
Inne tematy w dziale Polityka