Obojętnie co się jeszcze wydarzy mniejszego lub większego w Kijowie, klamka zapadła. Dlatego też kurz bitewny będzie powoli opadał, pomimo prób wzniecania go na nowo. Nie oceniając tego kogo i czyje interesy pozostały na wierzchu, warto parę słów poświęcić nam samym.
Zakładając, że faktycznie zależy nam na Ukrainie – nie roztrząsając dlaczego – fakty oraz sekwencja zdarzeń mówią jednoznacznie o sile naszej dyplomacji na tle działań unijnych.
Już samo powierzenie sprawy ukraińskiej przez Eurokratów politykom rangi zerowej, czyli Coxowi i Kwaśniewskiemu może być odczytywane jako wyraz ignorancji lub też wyjątkowej naiwności. Zakładanie, że Kwaśniewski ma moc sprawczą w stosunku do Ukrainy i delegując mu za kompana osobę, która o Ukrainie nie miała zielonego pojęcia – sam Kwaśniewski to stwierdził po niewczasie - oraz zezwalając na hulanie po tym kraju europosłów bez jakiegokolwiek mandatu obrazuje rzeczywisty stan zainteresowania Unii Ukrainą. Ostatecznie jak już wiemy, cała ta sprawa zakończyła się totalną klapą i kompromitacją , którą zapewne przypisze się w sporej części polskiej dyplomacji – oczywiście nie tej rządowej, bo rząd od początku chował głowę w piasek i nie wychylił się ani na jotę poza unijne działania, a przecież to Polska w ocenie mainstreamowych mediów i w wypowiedziach polityków koalicji rządzącej jest wiodącym państwem w Unii na kierunku wschodnim.
Nic się jednak nie zrobi samo, o czym wiedzą już dzieci w przedszkolu. Dzieci jednak nie wiedzą, że w polityce rządzi PR i to ten PR podtrzymywał skutecznie fikcję, aż do minionej soboty .
Otóż w tę sobotę na finalnym akcie, który został uwieczniony na filmach i zdjęciach, stanęli obok siebie pani prezydent Litwy jako gospodarz, bohater dnia czyli Wiktor Janukowycz oraz dwóch oficjeli unijnych van Rompuy pod rękę z Barosso. Zabrakło w tym momencie prezydenta Komorowskiego, a to przecież on miał być tym, co trzyma z ramienia Unii kurs na Wschód. Dopiero gdzieś w kuluarach dowiedzieliśmy się z ust Komorowskiego, że to on wepchnie buta między framugę i drzwi i będzie trzymał rękę – a w zasadzie nogę – na pulsie.
Całej sprawie smaczku dodają też twitterowe wypowiedzi szefa dyplomacji polskiej zdradzające swoiste de ja vu ministra Sikorskiego. W takich to okolicznościach dostrzegliśmy też wzmożoną aktywność premiera Tuska zwołującego poważne gremium ekspertów w niedzielę, a zatroskany Komorowski zwołuje swoje ulubione ciało – od niczego – RBN, nie wykluczając, że będzie rozmawiał telefonicznie z Janukowyczem (sic!), jakby to miało jeszcze jakiekolwiek znaczenie.
Przypomina mi się w tym momencie konflikt w Gruzji. Przypomina mi się jak prezydent Kaczyński pod rękę z przywódcami państw bałtyckich wspierał to państwo tam na miejscu. Pamiętam jak wtedy jego postawa zmusiła do zajęcia stanowiska i podjęcia działań przez Angelę Merkel i prezydenta Sarkozy’ego, który w trybie pilnym udał się do Moskwy. Wtedy nie czekaliśmy na reakcję Brukseli, bo wiedzieliśmy, że jeżeli sami nie weźmiemy sprawy we własne ręce i to natychmiast, to przegramy Gruzję dla nas i dla Europy. To wtedy Kaczyński stał się ruchomym celem dla obecnej ekipy rządzącej Polską.
Wystarczy więc chwila refleksji i ocena faktów, by widzieć zaniechania, których na odcinku wschodnim dopuściła się ta ekipa. Ukraina to tylko jeden przykład. Polska polityka zagraniczna funkcjonuje tylko w wymiarze PR.
Inne tematy w dziale Polityka