Dla wszystkich średnio rozgarniętych jest jasne, że zadymy nie są wtedy kiedy chcą tego protestujący, czy manifestanci, zadymy są wtedy, kiedy chce tego policja.
A nasza policja chciała, chciała i to bardzo.
Od wielu dni szykowali się do spacyfikowania tego święta "głupich Polaczków".
Jak pisałem wcześniej, szokiem dla mnie było, że minister Sienkiewicz odpowiedzialny za porządek i bezpieczeństwo wyzywa publicznie w mediach Kaczyńskiego od tchórzy i dezerterów, zamiast, co wydawało się normalnym w tej sytuacji, podziękować mu za rozwagę i dojrzałość polityczną.
Znowu Kaczyński miał rację. Ci co pastwili się nad jego decyzją, to albo prowokatorzy, albo ludzie bezrozumni. Władza pokazała znów swoje oblicze. Ten dzień w Warszawie nie różnił się od podobnych dni w PRL, znów władza była sama, znów premier wiedział lepiej, jak świętować, znów policja (to jest ta zasadnicza zmiana, bo kiedyś ci sami ludzie, ale nazywali się milicja) ganiali i pałowali za obchody 11 listopada.
I znów po prowokacji prorządowych służb rozwiązano legalną manifestację.
Gdyby dziś był tu PIS i Kaczyński winien byłby wszystkiemu, teraz może zaśmiać się rządzącym w twarz, a media muszą przez noc kombinować, jak wytłumaczyć jutro dzisiejsze zdarzenie.
Jeszcze wczoraj nasze komisje wyborcze jeździły po nauki do "demokratycznej" Rosji, od jutra służby Łukaszenki będą przyjeżdzać do Polski radzić się, jak traktować manifestantów, którzy nie są zadowoleni z władzy.
Z władzy, która jest zadowolona z siebie , jak żadna.
Oby do czasu.
Inne tematy w dziale Polityka