Andrzeju, po raz kolejny padł pomysł okręgów jednomandatowych w wyborach do Sejmu i Senatu. Ja jako wyborca byłabym z tego bardzo zadowolona. Wygrywa najlepszy i w końcu wiadomo, o co w tej zabawie chodzi. Jak wygląda to z Twojej strony - czyli potencjalnego kandydata - i ze strony partii politycznych?
- Z mojej strony, jako człowieka dzisiaj niepartyjnego, a więc całkowicie pozbawionego możliwości skutecznego kandydowania, ale w „moim” naturalnym okręgu wybieralnego „za nazwisko” (co rozbawi wielu moich nieprzyjaciół) okręg jednomandatowy byłby czymś cudownym. Ale, uwierz proszę, swój interes jakoś nie stawiam ponad wszystkie inne argumenty. Krótko: dla Polski i Polaków żyjących w Polsce najlepsza byłaby ordynacja na wzór niemiecki - mieszana. Pół na pół. Połowa sejmu wybierana w okręgach jednomandatowych, połowa z list ściśle partyjnych. Senat do likwidacji. Zamiast senatu rozbudowa profesjonalnego Rządowego Centrum Legislacji i odebranie sejmowi prawa przegłosowywania poprawek do ustaw w tzw. trzecim czytaniu. Na tym etapie Sejm przyjmowałby, albo odrzucał całość wcześniej dyskutowanej ustawy. Poprawki wpisywane byłyby w drugim czytaniu, rząd mógłby je uwzględnić, albo nie kierując projekt do trzeciego czytania. Ryzykując rzecz jasna, że wkurzony jego ewentualną arogancją Sejm odrzuci mu całość ustawy. W takim systemie wyborów miałabyś możliwość głosowania na rzeczywiście „swojego” kandydata i mocny impuls dla partii, aby same szukały ludzi podobających się wyborcom. Dla takiej zmiany potrzebna jest większość konstytucyjna. Ordynację mieszaną coprawda uznać można za spełniającą wymóg proporcjonalności, ale w konstytucji zapisana jest ilość posłów - 460. Ordynacja mieszana dawałaby wynik bliski tej liczbie, ale zmienny, w przedziale od 440 do 460 posłów. Wrogiem takiej zmiany jest to jakże polskie: „wszystko albo nic”. Dzisiaj realną drogą do zmiany jest przeprowadzenie referendum obywatelskiego, ale za w pełni większościową ordynacją wielu rozsądnych ludzi nie pójdzie, bo niesie ona zagrożenia większe od wad dzisiejszego sposobu wybierania sejmu. Niemcy mają ordynacje mieszaną i dobrze się, także dzięki niej, rządzą.
Najzabawniejsze są wybory samorządowe. Uwielbiam lokalność wszelaką, bo bliższa ciału koszula, ale jeśli jakiś topowy radny wciąga za sobą kilku osobników, na których głosowała jedynie najbliższa rodzina, a i to nie cała, to zaczyna mnie to wkurzać.
- Praktycznie dotyczy to teraz wyborów do sejmików wojewódzkich. W gminach takich, jak Twoja Ukta, czy Ruciane-Nida wybory są z okręgów jednomandatowych. Zgoda! Polityka partyjnie organizowana ma sens jedynie na poziomie kraju. Samorząd i partyjność to sprzeczność. Najpierw powinniśmy zlikwidować próg dla list wyborczych do sejmików w województwie. Dzisiaj jest tak, że kandydat może przebić dwu, trzykrotnie wszystkich pozostałych w województwie, ale jeśli jest z listy, która w skali województwa nie uzyska 5% - przepada. To antydemokratyczne. Zniechęca niepartyjnych społeczników do aktywności. Uprzywilejowuje partyjne miernoty. Do działalności stricte społecznej wprowadza element partyjnego konfliktu. Jest więc bezsensowne. Pamiętaj jednak, że prawo tworzą partie. Z dzisiejszych - żadna nie jest zainteresowana osłabieniem jej możliwości kadrowych. Więc zmiana musi wyjść z ruchu, który nie jest zakotwiczony w którejkolwiek z mainstreamowych partii. Ruchu, takiego jak rodzący się ruch kobiet na rzecz parytetów, który zmusi partie do rewizji stanowiska dla nich wygodnego, ale dla społeczeństwa niecelowego.
Kolejna sprawa w wyborach samorządowych, to wszelkie „komitety”. Powstaje ich multum, a na końcu i tak się okazuje, że to powiedzmy - PSL. Tak jest na Mazurach. Czasami po nieznanych nazwiskach rozpoznać, z czym taki komitet jeść.
- To jest konsekwencja partyjności i progów, o których mówiłem. W niewielkiej gminie ktoś nieznany mandatu nie zdobędzie. PSL ani mu nie pomoże, ani nie zaszkodzi. Bo przecież nie idzie o to, aby ktoś, kto jest znany w swoim środowisku jako dobry człowiek, nadający się do bycia radnym, poskładany, konsekwentny, uczciwy, aktywny - nie mógł być aktywnym działaczem jakiejś swojej partii: PSL, PiS, PO czy SLD. Jakiejkolwiek ideowo mu bliskiej. Idzie o to, by partyjność nie dzieliła ludzi na poziomie aktywności lokalnej. Poza może skrajnie ideologicznymi partiami, partyjność radnego gminy nie powinna mieć znaczenia. Prawo wyborcze powinno temu sprzyjać. Jak idzie o gminy - nie ma potrzeby go zmieniać. Zmiana jest potrzebna w wyborach radnych wojewódzkich i w dużych miastach.
Liczebność rad gmin i powiatów, o sejmikach nie wspominając, jest rekordowa. Nowy Jork ma chyba 9 radnych, w Warszawie jest ich zatrzęsienie. Poza tym nikt z szarych obywateli pojęcia nie ma, która rada czym się zajmuje.
- Zgoda! Prawie zgoda. Jak idzie o sejmiki, to zdobyć pozycję radnego jest trudniej niż dostać się do sejmu. Natomiast radnych w dużych miastach, a już szczególnie w Warszawie jest przynajmniej kilka razy za dużo. Ja uważam, że likwidacja diet, albo ich zasadnicze obniżenie (tak, aby nie były źródłem utrzymania a jedynie rekompensatą za czas rzeczywiście poświęcony konkretnemu, wykonanemu obowiązkowi radnego) pozytywnie zmieniłoby ludzi, którzy służą sprawom publicznym.
Uważasz, że istnienie powiatów ma sens? Dla mnie to jedynie przekaźnik pieniędzy, bez jakichkolwiek przełożeń na gminy. Starosta może burmistrza prosić, ale nie może mu kazać. Nawet z koordynacją działań między gminami danego powiatu jest tragicznie.
- Istotą ustroju samorządowego jest podział zadań (i środków) oraz autonomia jednostek samorządu. Starosta nic nie ma do wójta czy burmistrza, podobnie jak marszałek województwa do starosty. Oczywiście prawo dopuszcza związki gmin i rózne formy dobrowolnego łączenia wysiłków przez różne jednostki samorządu terytorialnego. Pamiętaj, że ten ustrój ma dopiero 20 lat. Mnie się zdaje, że akurat reforma samorządowa, to jedna z tych rzeczy, która najlepiej nam się w minionym dwudziestoleciu udała. Oczywiście, że są wyjątki. Ale odradzałbym powrót do hierarchizowania administracji terenowej. Co do powiatów, to one nie mają sensu tam, gdzie ich potencjał ludnościowy, gospodarczy, kadrowy jest za mały. Po latach przyznałbym w tej kwestii rację Waldemarowi Pawlakowi i PSL, którzy, kiedy likwidowaliśmy „małe” województwa radzili, żeby tego nie robić, ale je usamorządowić. Jednostka samorządu prowadząca szpitale, na przykład, powinna mieć nie minimum 50 tysięcy mieszkańców a przynajmniej raz tyle. Dzisiaj niektóre powiaty liczą ledwie 30 tysięcy mieszkańców. Koszty ich administracji są większe niż wydatki na niektóre z ważnych celów, dla jakich je powołano.
Ban grozi za:
- wycieczki ad personam, zwłaszcza za atakowanie członków mojej rodziny i moich bliskich;
- chamstwo;
- atakowanie innych uczestników dyskusji;
- kłamstwa i pomówienia;
- trollowanie i spam.
Banuję raz, za to skutecznie. Bany są nieodwołalne. Wszystkie przypadki klonowania i trollingu natychmiast zgłaszam Administracji Salonu 24.
pozdrawiam i życzę miłej dyskusji
Andrzej Celiński
rys. Cezary Krysztopa
Rysunek zawdzięczam Cezaremu Krysztopie. Dziękuję. AC
Andrzej Celiński
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka