Zaczął się rok szkolny i SLD poddało pomysł, żeby nie wystawiać oceny z religii i nie uczyć jej w państwowych szkołach. Pomysł nie jest nowy, mówi się o tym właściwie od początku konkordatu. Zwolennicy religii w szkołach z kolei mówią o korzeniach, polskości i konieczności nauczenia dzieci tego, czym jest katolicyzm. Zastanawiam się, czy można to zrobić w innej formie, niekoniecznie jako lekcję religii, ale raczej jako dodatek do lekcji historii.
Ja jestem przeciwko nauczaniu religii w szkołach publicznych. Konsekwentnie także przeciwko wystawianiu ocen z religii na świadectwie szkolnym. Twoja propozycja nauczania, czym jest katolicyzm, jako aneksu do lekcji historii wydaje mi się absurdalna.
Jestem przeciwko nauczaniu religii w szkołach publicznych po pierwsze dlatego, że to rodzi trwały konflikt, który dla niektórych uczniów jest nie do wymazania z pamięci do końca życia. Dla tych, którzy woleliby, ażeby lekcji religii nie było jest przeżyciem na tyle traumatycznym, że buduje postawy niechęci, a czasem nawet nienawiści wobec Kościoła. Dla niektórych uczniów (i ich rodziców), praktykujących katolików, spłyca to, co tworzone jest przez specyficzny klimat sakralnego przeżycia. Bo przecież mówimy o lekcjach religii, a nie o religioznawstwie. Historia obecności Boga w życiu człowieka jest częścią ludzkiej historii. Czasem dla teraźniejszości niezwykle doniosłą. Człowiek powinien mieć jakieś o niej pojęcie, żeby świadomie przeżyć swoje własne życie i żeby pełniej rozumieć innych ludzi. Więc Twoja propozycja wydaje mi się dziwaczna. Oczywiście, że historia religii i szerzej obecności sacrum, transcendencji w życiu człowieka powinna być i to nie w formie jakiegoś dodatku, lecz wprost, integralnie, nauczana w szkole. Najbardziej właściwym przedmiotem, gdzie powinna się pomieścić jest właśnie historia.
Ale to nie zastąpi lekcji religii. Która jednak nie powinna być nauczana w szkole, zwłaszcza jeśli to szkoła publiczna.
Inaczej jest z niepubliczną szkołą. Z uwagi na pierwszą moja uwagę, nie sądzę ażeby nauczanie religii w jakiejkolwiek szkole było korzystniejsze od nauczania jej poza szkołą, w pomieszczeniach związków wyznaniowych, albo przez nie wynajmowanych (jednak nie przez szkoły publiczne). W szkołach niepublicznych jednak decyzja w tej sprawie powinna być kompetencją zarządu szkoły i, ewentualnie, jeśli statut szkoły na to pozwala, rodziców.
Nauczanie religii w szkołach publicznych odbywało się, najpierw, na mocy rozporządzenia opracowanego przez św.p. minister Annę Radziwiłł i wydanego przez MEN w 1990 roku. Dzisiaj, niektórzy uważają, że jest też umocowane w konkordacie z 1998 roku, a więc jego fundament prawny, jeśli przyjąć, że to słuszne stanowisko, jest mocny.
Nie wyobrażam sobie, jako zwolennik państwa prawnego, wobec podpisania przez Polskę konkordatu, aby można było dzisiaj, zaprzestać nauczania religii w szkołach publicznych na podstawie rozporządzenia MEN, czyli tak, jak zostało ono do szkół publicznych wprowadzone. Trzeba rozmawiać z Kościołem, przekonywać, szukać kompromisu. Jeśli nie znajdzie się szansy porozumienia z Episkopatem w tej sprawie należy, moim zdaniem, rozważyć kwestię wypowiedzenia konkordatu. Choć i ta droga jest, jak wiem, skomplikowana. Wobec jej skomplikowania należałoby chyba najpierw przeprowadzić referendum z ogólnym pytaniem o przyzwolenie dla rządu, ze strony społeczeństwa, na podjęcie takich kroków.
Nie wiem, czy warto? Nie wiem, to znaczy naprawdę nie wiem. To sprawa poczucia odpowiedzialności. Jakie rozwiązanie rodzi większy konflikt? Czy może byłoby lepiej podjąć wysiłek dla takiej edukacji obywatelskiej - z jednej strony i lepszego kształcenia katechetów, by zasada tolerancji była bezwzględnie promowana (a nie tylko przestrzegana, z czym też są kłopoty) - z drugiej strony? Może należy ściślej przestrzegać ustaleń pomiędzy Państwem a Episkopatem w sprawie nauczania religii w szkołach?
W niemal wszystkich szkołach w Polsce są problemy z nauczaniem etyki. Dzisiaj minister edukacji mówiła, że nawet jeśli jedno dziecko w gminie chce chodzić na etykę, to gmina ma mu to zapewnić i już. W praktyce to absurd i etyki nie ma. W szkołach już w czerwcu rozdano listę podręczników. Podręczniki do religii są w niej ujęte, etyki nikt nie stara się tam wpisać, bo etyki nawet nikt nie usiłował zaplanować.
Właśnie o tym przed chwilą mówiłem. Życie naucza, że jeśli jakiś przepis jest absurdalny, to wykonany, w demokratycznym porządku świata, nie będzie. Musiałby powstać specjalny fundusz MEN na pokrycie kosztów nauczania etyki. Albo musiałaby wrócić autokracja. Inaczej społeczność szkolna, wioskowa, gminna zagryzłaby tych, którzy skutecznie zobowiązanie Państwa by egzekwowali. Mówi minister, a płaci gmina. Reszta jest konsekwencją.
Jeśli wkurzam się czasem na moje własne Państwo, a już specjalnie na jego realną politykę, to właśnie z takich powodów, jak ten przede wszystkim. Władza stanowi prawo nazbyt często nieświadomie konsekwencji. Spycha odpowiedzialność z poziomu krajowego na poziom gminny nie dając środków - prawnych i finansowych - by tej odpowiedzialności sprostać. Minęło dwadzieścia lat od wielkiej rewolucji nadziei i znów mamy to, co przed rewolucją. Państwo niesprawne, władcze, czasami niemądre. Zwłaszcza w sprawach, wprost dotykających powszechnej codzienności. Mi ręce opadają. A jeśli mi opadają ręce, co ma powiedzieć człowiek, który nie ma nawet najmniejszego, poza kartką wyborczą, wpływy na sposób funkcjonowania Państwa?
Czy religia powinna wrócić do sal katechetycznych?
Powinna. Mówiłem o tym. Ale droga tak trudna, jak opowiedziałem. Inaczej pozostanie tylko gadanie. Demokracja i prawo kosztuje czas i wysiłek, oraz konsekwencję. Rewersem są systemy autokratyczne: czerwone i brunatne, jak dotychczas.
Opłacanie katechetów - w tej chwili opłacani są z budżetu państwa i to całkiem nieźle. Nie sadzisz, ze nie budżet państwa powinien opłacać katechetów?
Jak wyżej. Skromnie tylko przypomnę polskiej lewicy od Napieralskiego, Kwaśniewskiego i Millera (którego zresztą lubię i cenię, ale za co innego niż to akurat), że ja byłem konsekwentnie przeciwko konkordatowi. I to z pozycji opozycji wobec swojego własnego ugrupowania. Kiedy ówczesne SLD zdecydowało się konkordat poprzeć. Więc dzisiejsza ich postawa, bez mruknięcia choćby o tamtej, nie jest specjalnie wiarygodna.
Dlaczego nauczana jest jedynie religia katolicka? Ja mieszkam w rejonie, w którym są i ewangelicy i prawosławni. A może każde wyznanie powinno mieć swoje sale katechetyczne, poza szkołą, na takich samych zasadach? Jeśli opłacamy katechetów katolickich, dlaczego nie zrobić tego samego z prawosławnymi?
Jak wyżej. To konsekwencja podpisanego i ratyfikowanego konkordatu.
Coraz częściej rozdział Kościoła od Państwa okazuje się fikcją. W szkołach zdarza się - sama to przeżyłam w zeszłym roku - że rozpoczęcie roku szkolnego odbywa się w kościele. W tym roku podobnie było w szkole, bodajże w Łodzi. Z pomysłu wycofano się po awanturze w mediach. Dzisiaj wiele szkół przed rozpoczęciem roku szkolnego zamówiło msze święte, wprawdzie nieobowiązkowe, ale na plakatach podających godziny rozpoczęcia roku szkolnego figuruje „9 - msza święta”. Dopiero dalej rodzice dowiadują się, że jest jakaś akademia.
To akurat jest niedopuszczalne. O ile wiem kuratoria jednak reagują. Widzisz, problem i w tym, że duża część społeczeństwa nie rozumie istoty praw człowieka. A tą istotą jest ochrona praw osoby ludzkiej (nawet nie mniejszości) przed większością. U nas raz po raz słyszy się: - to przegłosujmy! Zwłaszcza ze strony większości. Konsekwencją skrajną tego niezrozumienia praw osoby ludzkiej i praw mniejszości byłaby anegdotyczna, zmyślona sytuacja przez jednego z najwybitniejszych współczesnych filozofów - etyków amerykańskich, który napisał mniej więcej coś takiego: wyobraźcie sobie, że w państwie Kwakliukwów (zmyślone!) w powszechnych wyborach wygrywa większość kanibali. I po wyborach wydaje dekret pozwalający zjeść opozycję. Nie wystarczy mieć większość, żeby stanowić prawo, jeśli respektuje się prawa człowieka i zasady demokratycznego państwa prawa! Mam świadomość, że na prawicowym portalu, zaraz odezwą się nożyce!
Wiele dzieci – zwłaszcza na wsi - chodzi na religię, żeby uniknąć ostracyzmu. Wyobraź sobie sytuację malucha, który jako jedyny dwie godziny religii spędza w świetlicy. W efekcie nie ma wyjścia - posyła się dziecko na religię.
Wyobrażam sobie. Niestety.
Ban grozi za:
- wycieczki ad personam, zwłaszcza za atakowanie członków mojej rodziny i moich bliskich;
- chamstwo;
- atakowanie innych uczestników dyskusji;
- kłamstwa i pomówienia;
- trollowanie i spam.
Banuję raz, za to skutecznie. Bany są nieodwołalne. Wszystkie przypadki klonowania i trollingu natychmiast zgłaszam Administracji Salonu 24.
pozdrawiam i życzę miłej dyskusji
Andrzej Celiński
rys. Cezary Krysztopa
Rysunek zawdzięczam Cezaremu Krysztopie. Dziękuję. AC
Andrzej Celiński
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka