Kiedy chodzę pustymi ulicami w nocy zwykle zastanawiam się czy ktoś śledzi moje ruchy. Czy faktycznie jestem sama, czy tylko tak mi się zdaje. Mogę wszak być obserwowana przez tysiące głodnych sensacji oczu. Może być ich tylko jedna para… Jedna para ciekawskich oczu wyglądająca mnie zza firanki. Może obserwator specjalnie czeka pierwszej w nocy aby popatrzeć jak przechodzę. Co jeśli wie iż o tej właśnie godzinie kończę pracę w piwiarni aby udać się do domu i ułożyć do snu? Co jeśli patrzy na mnie wygłodniałym wzrokiem pełnym żądzy potu i krwi… żądzy morderstwa…
Może któregoś dnia jego głód będzie tak silny, że nie wytrzyma. W odpowiedniej chwili wyjdzie z domu, ukryje się w miejscu gdzie nie zostanie przeze mnie zauważony. Wyczeka odpowiedniego momentu i rzuci się na mnie, ogłuszy czymś i zgwałci bądź od razu zabije…
Nie wrócę jak co dzień bezpieczna do domu. Nie zjem kolacji, nie wypiję herbaty, nie pocałuję dziecka w czoło, nie powiem jak zwykle „śpij” do męża, który otworzy oczy i uśmiechnie się do mnie jak to ma w zwyczaju.
Kiedy nie wrócę do rana mój mąż będzie mnie szukał, najpierw po koleżankach, szpitalach. Znajdzie mnie w kostnicy. Jego rozpacz będzie ogromna…
Wścieknie się gdy zobaczy artykuły w gazetach. Moi i jego rodzice pomogą mu w organizacji pogrzebu, zajmą się naszą córeczką…
Tak bardzo się tego boję. Życie jest tak bardzo kruche.
Gdyby tylko mój mąż mógł zarabiać tyle, żeby wystarczyło na utrzymanie mnie i naszej córki, nie musiałabym wtedy dorabiać wieczorami w piwiarni i wracać sama po pracy do domu…
Ale muszę. Wiele kobiet musi. Trzeba się wtedy liczyć z ryzykiem.