Obiecałam sobie, że się krótko zajmę sprawą "braku rodziny" u Jarosława Kaczyńskiego.
Dwie sprawy mnie zjamują, pierwsza jest taka, że się Jarosławowi zarzuca brak żony i dzieci, jednocześnie twierdząc, że bez tego doświadczenia nie można być też ojcem narodu. A druga strona medalu jest taka, że ten brak żony i dzieci jest dyshonorem w oczach aferałów. Pamiętam, że do ŚP Szczygły też się z tej armaty strzelało. Zakon kawalerów, pamiętacie?
Ten dyshonor mnie strasznie bawi, bo o ile wierzyć partii aferalnej, to oni mają wyborców w dużych miastach, a to właśnie w tychże dużych miastach jest zdaje się największa ilość popularnych singli w najróżniejszym wieku. Singli, którzy się tym szczycą i uznają to za rzecz jak najbardziej normalną, nie mówiąc o tym, że im się do ożenku wcale nie spieszy. Tak ten wyświechtany tekst o starokawalerstwie aferały bezkarnie kolportują, i nikt im tego nie wytyka. Jacka Kurskiego mi tutaj brakuje bardzo:-)
Po pierwsze, jak ktoś singlem to singlem, ale nie znaczy, że bez rodziny. Po drugie, to jest chyba dyskryminacja, nie? Po trzecie, trzeba wyraźnie lemingom wyjaśnić, że z Jarosława Kaczyńskiego taki sam singiel jak z nich stary kawaler / stara panna, lub odwrotnie.
Druga sprawa z tym ojcem narodu. My, katolicy, mamy w swojej religii zasadę Celibatu u księży, tę zasadę można pięknie wykorzystać jako argument przemawiający za osobą, która nie weszła w związek małżeński. Taka osoba jest oddana sprawom Boga, a przekładając na sytuację Jarosława Kaczyńskiego może być, i jest oddana sprawom Ojczyzny. Że trudne? A w życiu, w Polsce każdy normalny człowiek, nawet nie katolik złapie sprawę w lot. A kto głupi, ten głupi.
Jarosław Kaczyński powiedział kiedyś, że kawalerski stan też jest Bogu miły. I czego tutaj nie rozumieć? Nie wierzę, że się nie da ładnie tego przedstawić, nie wchodząc na aferalny poziom bruku.
Inne tematy w dziale Polityka