Antoni Dudek Antoni Dudek
297
BLOG

Wojna polsko-polska

Antoni Dudek Antoni Dudek Polityka Obserwuj notkę 178

 

Wchodzimy w kolejną fazę konfliktu, który w swej najnowszej postaci od 2005 r. skutecznie zatruwa polskie życie publiczne. Od 1990 r. wiadomo, że nic nie wyzwala takich emocji wśród nas jak powszechne wybory prezydenckie. Przez najbliższe tygodnie media, a w ślad za nimi nasi znajomi, sąsiedzi, a nawet przypadkowo spotkani ludzie będą od nas wyciągać deklaracje poparcia dla jednego z dwóch kandydatów (reszta jak wiadomo już się nie liczy), a następnie wyrażać swoją aprobatę bądź oburzenie naszym stanowiskiem.
Co w tym dziwnego? Pozornie nic, bo przecież demokracja opiera się na sporze i konflikcie, które rozstrzyga się w końcu drogą głosowania. Rzecz jednak w tym, że wielu z nas przywiązuje do wyborów prezydenckich zbyt wielką wagę, nadając im rangę  totalnej wojny kulturowej i światopoglądowej. Rwą się stare przyjaźnie, przerywana jest trwająca od lat współpraca, ludzie skaczą sobie do oczu rzucając wyzwiska pod adresem kandydatów, których widzieli tylko w telewizji. POpaprańcy  piętnują PiSuary i odwrotnie. A wszystko to w imię opanowania urzędu, którego realna władza jest naprawdę niewielka i sprowadza się głównie do trzymania relatywnie słabego hamulca w postaci prezydenckiego weta.
Najbardziej irytujące jest właśnie to przekonanie przedstawicieli obu walczących obozów, że od tego kto wprowadzi się w lipcu do pałacu prezydenckiego zależy przyszłość Polski. Nie od tykającej od lat bomby demograficznej, ukrywanego od dawna przez kolejne rządy stanu finansów publicznych, zrujnowanej służby zdrowia, anachronicznego szkolnictwa czy nawet zapaści na kolei. To wszystko są problemy równie nudne i nierozwiązywalne, co wtórne wobec rzekomego problemu Polski nr 1, czyli czy gospodarzem pałacu zostanie pan BK czy JK.
Mam w tej sprawie inne zdanie. Ze wszystkich (skądinąd też przecenianych) powszechnych wyborów prezydenckich jakie mieliśmy od 1990, właśnie te najbliższe wydają mi się najmniej istotne. Polska polityka pogrążyła się już bowiem doszczętnie w odmętach całkowicie jałowego, równie destrukcyjnego co symbolicznego konfliktu, a smoleńska tragedia odegrała w tym niestety rolę betonu wiążącego zwaśnione obozy polityczne mocniej niż jakikolwiek inny budulec.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka