Po czym można poznać dobrego publicystę? Po tym, że niewielu ludzi potrafi przejść obojętnie wobec tego, co pisze. Tak jest właśnie z Rafałem A. Ziemkiewiczem i jego najnowszą książką, której sam tytuł – „Myśli nowoczesnego endeka”– jest oczywistą prowokacją i nawiązaniem do uwielbianej przez jednych, a znienawidzonej przez innych biblii polskiego nacjonalizmu, czyli „Myśli nowoczesnego Polaka” Romana Dmowskiego. Diagnoza Ziemkiewicza dotycząca współczesnej Polski jest bezlitośnie ostra i w wielu miejscach niezwykle celna, jak na przykład w wątku dotyczącym metamorfozy tej części naszych rodaków, którą trafnie przed laty nazwał „polactwem”:
„Dziesięć lat temu pisałem w >Polactwie<, że >chamuś w gumofilcach, podkoszulku i beretce jak z satryrycznych rysunków Krauzego, stał się polskim bożkiem i wyrocznią<. To już o tyle nieaktualne, że na kolejnej fali awansu społecznego chamuś przebrał się nie do poznania. Teraz stara się nosić modnie, chłonie wzorce z telewizyjnych talk-shows, i uwielbia myśleć o sobie jako o >młodym, wykształconym, z dużego miasta<. Ale kieruje nim wciąż ta sama nienawiść i pogarda, ta sama gotowość płaszczenia się przed silniejszymi i wskakiwania butami na tych, których postrzega jako słabszych, do rechotania z wszelkich wartości i tabu, która stanowi o tym, że cham jest chamem”.
Po lekturze „Myśli nowoczesnego endeka” mam też wszakże wrażenie, że w dążeniu do osiągnięcia publicystycznego efektu Ziemkiewicz zbyt często z premedytacją przyczernia obraz. Niektóre obserwacje Ziemkiewicza dosłownie wgniatają czytelnika w fotel. Oto przykład dotyczący sprawy wciąż budzącej dziś w Polsce najsilniejsze emocje:
„Nawet, gdyby istniały niezbite dowody zamordowania Lecha Kaczyńskiego i towarzyszących mu osób, świat zrobiłby wszystko, aby ich nie przyjąć do wiadomości (przypomnijmy sobie jak rządy USA i Europy potraktowały, a było to przecież w czasach ostrej konfrontacji, przesłanki wskazujące na sprawczą rolę KGB w zamachu na Jana Pawła II). Gdy zaś istnieje wersja oficjalnie akceptowana także przez Polskę, przypisująca całą winę pilotom i pasażerom tupolewa, tym bardziej Zachód przejdzie do porządku nad najbardziej zasadnymi wątpliwościami”.
Szkopuł w tym, że pierwsze z przytoczonych zdań unieważnia w istocie sens drugiego. Jakie bowiem znaczenie ma takie, czy inne stanowisko Polski w sprawie katastrofy smoleńskiej, skoro świat zrobiłby wszystko, aby nie przyjąć do wiadomości „niezbitych dowodów zamordowania Lecha Kaczyńskiego”?
Kilka akapitów dalej Ziemkiewicz stawia przysłowiową kropkę nad „i” pisząc:
„Potraktowaniem Polski po Tragedii Smoleńskiej udowodnił Putin światu prawdziwość tezy, którą rosyjska polityka głosi przez całe posowieckie dwudziestolecie: że suwerenna Polska jest bytem chwilowym, niezdolnym do długotrwałego samodzielnego trwania (…). Wątpliwość w to czy państwo polskie jest bytem trwałym, na Zachodzie, dbającym o pozory, artykułowana nie jest, ale przecież istnieje także. To ona sprawia, że NATO nie umieściła u nas żadnych instalacji, które nie mogły by być zwinięte i zabrane w krótkim czasie, a i większe >greenfieldowe< inwestycje w naszym kraju to przede wszystkim równie łatwe do ewakuowania w razie potrzeby montownie”.
Wedle mojej wiedzy, brak stałych instalacji NATO-wskich w Polsce, to efekt nieformalnego (?) porozumienia USA (NATO) z Rosją z 1997 r., na które Moskwa zaczęła się powoływać, gdy administracja Busha postanowiła zainstalować nad Wisłą elementy tarczy antyrakietowej. I pewnie by je ostatecznie zainstalowała, gdyby nie zwycięstwo wyborcze Baracka Obamy i jego polityka „resetu” w relacjach z Kremlem. Mam też wątpliwość, czy zachodnie inwestycje w Polsce, których wartość dawno już przekroczyła poziom 100 miliardów euro dadzą się sprowadzić tylko do montowni. A jednak Ziemkiewicz ma sporo racji, gdy wskazuje na postrzeganie Polski – i państw całej posowieckiej części Europy – jako na byty sezonowe. Pytanie jednak, czy po zaledwie dwudziestu latach obecności na mapie jako kraj, którego obywatele mają wpływ na wybór swojego rządu, może być inaczej? I jeszcze jedno: czy Ziemkiewicz na pewno ma rację, gdy w epoce, w której rządy takich państw jak Wielka Brytania i Francja (o Włoszech i Hiszpanii już nie wspominając) stały się zakładnikami tzw. rynków finansowych, wciąż posługuje się kategoriami suwerenności, narodu i patriotyzmu, w taki sposób jak je rozumiał przed stu laty Roman Dmowski?
To tylko dwa z bardzo wielu pytań, do jakich prowokuje warta lektury najnowsza książka Rafała Ziemkiewicza, który mnie osobiście jawi się jednak nie tyle jako nowoczesny endek, co nieco staroświecki pesymista.
Inne tematy w dziale Polityka