Wuwuzele słodko śpią. Postękują z cicha, uśmiechając się przez sen. To znak, że butla mleka smakowała. Od czasu, kiedy zawitały do domu praktycznie nie śpię. Co trzy godziny wołają jeść. Niestety, także w nocy. Najgłośniej woła oczywiście Natasza, choć do koncertu życzeń włącza się jako ostatnia. Wyczekuje, aż czarną robotę odwalą Franek i Ignaś. Najczęściej zaczyna Franek. Najpierw za pomocą krótkich sygnałów dźwiękowych bada, czy będzie miał wsparcie. Odzew zjawia się natychmiast. Ignaś melduje gotowość do wspólnej akcji. Nataszka taktycznie wyczekuje. Jej wiercenie się w łóżeczku oznacza przejście w stan czuwania. Gdyby miała zamontowaną kontrolkę, ta zapewne by mrugała.
To ostatni sygnał, by przygotować mleko. Na szczęście idzie to migiem. Stare poczciwe Bebiko bez udziwnień nie ma sobie równych. Rozpuszcza się błyskawicznie i nie zatyka smoczków. Niestety, Wuwuzele jakimś szóstym zmysłem kontrolują sytuację i urządzają doping, jakiego nie powstydziłby się żaden piłkarski „młyn”. Sytuację na szczęście uspokaja tetrowa pielucha, która lądując na podbródkach Wuwuzeli, czyni ciszę. Wiedzą, że papu jest już gotowe i zaraz będzie dostawa. Chwilę później Wuwuzele przechodzą do tak zwanego cmokania, zupełnie jak karpie. To znak, że ich pompy ssąco-tłoczące osiągnęły pełną gotowość. Z chwilą zassania smoczka dźwięki przez nie wydawane zaczynają subtelnieć.
Subtelność to dziwaczna, nie mniej zawsze to subtelność. Ryk przechodzi w kojące „ciamkanie” i postękiwanie, pełne niezbadanych uniesień, dostępnych jedynie niemowlakom. Oczy na wpół zmrużone, znamionujące nurzanie się w krainie mlecznej nirwany, różne prężenia dające znać, że perystaltyka działa, a także „ulewania” świadczące, że stany magazynowe osiągnęły maksymalny poziom. W tak zwanym międzyczasie Wuwuzele wzajemnie się kontrolują, czy każdy aby na pewno dostał butlę. Potrafią zrobić dziką awanturę, jeśli któryś da znać, że został pominięty. Jest to jednak solidarność jedynie werbalno-foniczna, gdyż żaden z Wuwuzeli od smoczka sam się nie odessie.
Mój rekord karmienia Wuwuzeli wynosi 17 min. Chodzi rzecz jasna o tzw. karmienie równoległe, polegające z grubsza na tym, że Wuwuzele ssą w tym samym momencie, a każdą butelkę przytrzymuje misternie wykonana konstrukcja z kocyków. Jedynym mankamentem tej metody jest to, że nie wolno Wuwuzeli spuszczać z oka i ewentualnie, jak złapią chimerę i nie dopiją, rozpocząć dokarmianie ręczne. Celuje w tym Natasza, która w ten sposób się dowartościowuje, dając wszystkim wkoło do zrozumienia, że jest „córunią tatusia”. I jest to niestety prawda. Bo choć jest najgłośniejszą z Wuwuzeli, zawzięcie testującą wytrzymałość moich bębenków, to wystarczy, że się spojrzy tymi swoimi wielkimi oczami, by nasze napięte relacje momentalnie się zresetowały.
Tymczasem jest godzina 2:16. Wuwuzele śpią. Błogosławiona cisza.
www.eckardt.pl
Inne tematy w dziale Rozmaitości