Dorota Arciszewska-Mielewczyk Dorota Arciszewska-Mielewczyk
173
BLOG

Powtórka z histerii

Dorota Arciszewska-Mielewczyk Dorota Arciszewska-Mielewczyk Polityka Obserwuj notkę 40

 

Na naszych oczach nakręcana jest po raz kolejny spirala antylustracyjnej histerii – tym razem z okazji przygotowań do wydania przez IPN książki o agencie „Bolku”. Jak głosi plotka bohaterem książki ma być Lech Wałęsa. Choć są również przecieki, że głównym tematem ksiązki ma nie być sam „Bolek” ale opis działań prowadzonych w latach 90-tych aby sprawę „Bolka” zagmatwać i schować pod sukno.

 

Bo tak naprawdę to w całej sprawie najgorsze jest nie to co robił nie najważniejszy przecież agent SB w pierwszej połowie lat 70, tylko w jaki sposób cała sprawa traktowana była i jest nadal w wolnej Polsce.

 

Wyobraźmy sobie przez moment zupełnie teoretycznie i bez związku z rzeczywistością, że Wałęsa jednak „Bolkiem” był. I w którymś momencie – w latach 80-tych, przy Okrągłym Stole, po wyborze na prezydenta, w 1992 roku stanąłby przed kamerami i powiedział: Jako młody robotnik dałem się złamać i coś podpisałem. Chciałem przeprosić wszystkich moich kolegów, którym zaszkodzić mogły moje donosy. Jest mi bardzo wstyd, ale mam nadzieję, że swoją późniejszą postawą w walce z komunizmem odpokutowałem z nawiązką za moje winy. Moim skromnym zdaniem w żaden sposób nie przekreśliłby wówczas swojej legendy, mógłby liczyć na wybaczenie i puszczenie w niepamięć przewinień. Bo były to przewinienia blednące wobec symbolu przywódcy największego ruchu antykomunistycznego na świecie.

 

A teraz wyobraźmy sobie inną sytuację: że będąc „Bolkiem” Wałęsa w III RP poszedł w zaparte zaprzeczając swojemu agenturalnemu epizodowi, wykorzystując stanowisko prezydenta RP do tuszowania całej sprawy, wykorzystując pozycję zwierzchnika resortów siłowych do niszczenia mogących zaświadczyć o jego winie dokumentów, niszcząc wszelkimi sposobami osoby chcące dojść do prawdy i wreszcie stając się lokajem chroniącego go salonu. Lokajem rozmieniającym na drobne wielkie nazwisko na medialne szczekanie w chórze aktualnie przez salon orkiestrowanym. W takim wypadku mamy jak najbardziej do czynienia z upadkiem wielkiej legendy i degrengoladą bohatera, szczególnie bolesną dla milionów Polaków dla których przez tyle lat był uosobieniem ich ogromnych nadziei.

 

Nie da się ukryć, że kolejne akty żenującego spektaklu – „ależ panowie ja ich nie mogę wpuścić jutro do resortów” uwiecznione na taśmie wideo, histeryczny śmiech w sejmowej loży pewnej czerwcowej nocy 1992 roku, równie histeryczna reakcja na pytania dziennikarza w filmie „Plusy dodatnie, plusy ujemne”, straszenie wszystkich dookoła sądem (od czasu gdy w wyniku kilku kruczków prawnych sądy mogą odmówić rozpatrzenia jakichkolwiek wniosków dowodowych mających potwierdzić że „Bolek” to Wałęsa), obecne prewencyjne straszenie autorów nie wydanej jeszcze książki czym tylko się da – to wszystko układa się w bardzo przykrą całość.

Aby jednak cała sprawa nie była zbyt przygnębiająca są i akcenty humorystyczne – Wałęsa książki nie czytał i nie zna, ale z góry wie że zawiera same kłamstwa oparte na fałszywkach. Podobnież „Gazeta Wyborcza” daje odpór i wytrwale recenzuje książkę, której jak na razie nie de facto nie ma. „Prosty robotnik” Frasyniku proponuje „lanie w mordę” jako argument w dyskusji. Mamy już i list intelektualistów i apel niezawodnego w takich sprawach JE arcybiskupa Życińskiego. Kolejne akty tej farsy są stałe.

 

Wstrzymuję oddech w oczekiwaniu na wysmakowany erudycyjny artykuł Adama Michnika na temat siedmiu plag egipskich, udowadniający niezbicie, że plagi zostały wywołane próbą lustrowania faraona.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka