Arkadiusz Jadczyk Arkadiusz Jadczyk
1940
BLOG

Z wizytą u Państwa Ikosińskich czyli jak znaleźć Prawdziwą Miłoś

Arkadiusz Jadczyk Arkadiusz Jadczyk Kultura Obserwuj notkę 10
Tak, tak, Ikosińskich a nie Iksińskich, to nie był błąd, ale o tym poniżej.

Zacznijmy od tego, że jest dziś poniedziałek i że żył-był sobie niejaki Sir William Rowan Hamilton. Co ma poniedziałek do tego? To się wkrótce okaże.

W polskiej Wikipedii znajdujemy na temat Lorda Hamiltona raczej skromne informacje:

William Rowan Hamilton (ur. 4 sierpnia 1805 w Dublinie - zm. 2 września 1865) to matematyk, astronom i fizyk irlandzki.

Był dyrektorem obserwatorium astronomicznego i profesorem uniwersytetu w Dublinie. Jego prace dotyczyły algebry, mechaniki teoretycznej, optyki i rachunku wariacyjnego. Wprowadził kwaterniony, liczby zespolone jako pary liczb rzeczywistych i określił w pewien sposób mnożenia i dodawania tych par. W młodości rozwinął ambicje opanowania ilości języków odpowiadającej liczbie jego lat. Podobno założenia tego dotrzymał do swojego 17 roku życia.

Zobacz też: hamiltonian

W Wikipedii angielskiej znajdujemy trochę więcej ciekawych informacji na temat zadziwiających zdolności lingwistycznych Lorda Hamiltona:

Mając siedem lat władał już hebrajskim, a kiedy miał lat trzynaście znał większość klasycznych języków europejskich, a także sanskryt, perski, język Hindustanu i jeszcze parę innych. Wybrał jednak jako swą pasję matematykę. Choć otrzymał wiele nagród i wyróżnień, zawsze pozostawał skromnym. Nas interesować będą jednak nieco tajemnicze kwaterniony, które odkrył i który weszły na trwałe do dorobku naukowego i pojęciowego ludzkości (kwaterniony, quaternio, tak, tak, Pitagoras, Paracelsus i Jung z pewnością usmiechają się pod wąsem z zaświatów). Ciekawe jest jak doszło do ich od odkrycia.

Otóż Hamilton przez wiele lat usiłował znaleźć metodę mnożenia, nie zwykłych liczb, lecz punktów trójwymiarowej przestrzeni i to tak, żeby możliwe było nie tylko ich mnożenie, ale i dzielenie. Bez skutku. Dzieci pytały każdego ranka: "No i co, Tato, czy wiesz już jak mnożyć tryplety?" I oto, w pamiętny poniedziałek, 16-go października Roku Pańskiego 1843,wybrał się on, wraz ze swą nie-kochaną małżonką Heleną, na przechadzkę wzdłuż Kanału Królewskiego w Dublinie. Zmeczęni marszem, a może i sobą, spoczęli pod mostem Broom Bridge.
 
Broom Bridge

Musiał Hamilton wciąż mieć gdzieś w świadomości lub podświadomości swój problem i miast myśleć o walorach Heleny, krążyły mu po głowie zupełnie inne myśli. Aż raptem przyszło olśnienie: żeby rozwiązać problem mnożenia w trzech wymiarach trzeba się otworzyć, pozbyć stereotypu i użyć czterech wymiarów! Formułę miał gotową w mgnieniu oka. Wyciągnął z kieszeni scyzoryk (tak, tak, Panie i Panowie, zawsze noście ze sobą scyzoryki!) i wydrapał na kamiennych cegłach mostu formułę, która i dziś wygląda dokładnie tak samo:

i2 = j2 = k2 = ijk = -1

W roku 1958 wmurowano w tym miejscu pamiątkową tablicę, dziś dość podniszczoną:

Kwaternion na Broom Bridge

Co wynika z tej historii, znanej dziś wielu matematykom, filozofom i historykom nauki? Po pierwsze, jak to już zauwazyłem, nośmy ze sobą scyzoryki. Po drugie, bierzmy na przechadzki naszych nie-kochanych współmałżonków, inaczej zamiast muzy może się nam objawić zwodnicza syrena. Po trzecie, olśnienie przychodzi po cięzkiej i żmudnej pracy, a nie zamiast niej, jak to imputował w swoim komentarzu mój kolega po fachu "oldfart" (nota bene występujący w tym Salonie także pod swym prawdziwym imieniem i nazwiskiem).

A gdzie tu Miłość?, zapytacie Państwo, gdzie dusza?

Zacznijmy od tego, że Sir William zakochał się już w wieku lat dziewiętnastu, od pierwszego wejrzenia, w Catherine Disney (z linii genealogicznej Myszki Miki i Kaczora Donalda). Niestety, Catherine, jak to dziewczyna, pod naciskiem rodziców, wybrała i poślubiła, w r. 1825, zamożnego i piętnaście lat od niej starszego pastora Williama Barlow. Zrozpaczony Hamilton miał odtąd romans za romansem, aż w roku 1833 poślubił Helenę Marię Bayly. Ich małżeństwo nie było szczęśliwe, Helena nie była całkiem psychicznie w porządku. Dziesięć lat później Hamilton wyrył na moście słynną formułę. Catherine odeszła w końcu od niekochanego męża kleryka, Helena zaś odkryła u swojego męża listy od Catherine, do tego dołożyło się parę innych nieszczęść, wynik był taki, że Lord Hamilton znalazł ucieczkę w alkoholu. W roku 1853 ukończył dzieło "Wykłady o Kwaternionach" i natychmiast pojechał sprezentować je Catherine. Uściskali się wreszcie, po tylu latach, ale Catherine zmarła dwa tygodnie później. Dalej pijąc i prowadząc neizdrowy tryb życia, Hamilton ukończył w r. 1865 słynną monografię "Elementy Kwaternionów" i zmarł z przejedzenia i nadmiaru alkoholu. Elementy Kwaternionów ukazały się drukiem już po jego śmierci.

Smutne to wszystko, nieprawdaż? Do czego może doprowadzić nieszczęśliwa miłośc i nieudane małżeństwo! Czy świat musi być taki? Czy nie ma szczęśliwej miłości dusz? A jeśli jest, to jak ją znaleźć? Aby odpowiedzieć na to pytanie musimy jednak wrócić do kwaternionów, czterech wymiarów, a następnie złożyć wizytę Państwu Ikosińskim.

Zatem, kwaterniony. Policzmy, i,j,k - to trzy wymiary, gdzie jest więc ten czwarty? Czwarty ukrywa się po prawej stronie równania, w "minus jedynce". Nie zapominajmy o niepozornym "1"! Kwaternion q=(w,x,y,z) zapisujemy jako

q = w.1 + x.i + y.j + z.k,

"sprzężony" z nim kwaternion to q

q = w.1 - x.i - y.j - z.k .

Iloczyn q i q definiuje kwadrat długości q:

||q||2 = q.q = w2 +x2 +y2 +z2 .

Kwaterniony o jednostkowej długości spełniają więc równanie trójwymiarowej sfery zanurzonej w czterech wymiarach:

w2 +x2 +y2 +z2= 1.

Hamilton szukał w swoim życiu prawdziwej miłości i prawdziwego piękna. Miał problemy ze znalezieniem wzajemności w świecie ludzi, szukał jej więc w świecie Platońskich idei. Zacząl bawić się swoimi kwaternionami. Chciał poustawiać piękne kwaterniony na powierzchni trójwymiarowej sfery, i to tak, żeby rezultatem była możliwie piękna, symetryczna figura. Ale co to jest piękno?

Konsultując Wikipedie, bo tak najprościej i najszybciej, znajdujemy tam pod hasłem "piękno" taki oto odnośnik: "Zobacz też złoty podział". Więc idziemy do złotego podziału, gdzie znajdujemy tajemniczą liczbę "φ":

Phi

Jej odwrotność, Φ=1/φ, to to samo co φ -1=0.618033989. Złoty podział, podział harmoniczny, boska proporcja - tak to bywa nazywane. Hamilton bawił się wiec z (w,x,y,z) podstawiając za w,x,y,z nie różne kombinacje prostych liczb jak, 1, 1/2 oraz fi, zawsze tak, by leżały na naszej 3-sferze. Obliczał ich iloczyny ... I tak wymyślił ... Ikosiany (ang. icosians).

Uwaga: Hamilton doszedł do ikosianów nieco inną drogą, niż to przedstawiłem powyżej, jednak nie jest to dla nas tutaj istotne. Skąd się wzięła nazwa? Od ikosaedru. Przypomnijmy, że ikosaedr to jedna z pięciu figur Platońskich, dwudziestościan foremny, ma 20 ścian trójkątnych, 12 wierzchołków, 30 krawędzi; w każdym narożu spotyka się 5 ścian.

Puśmy teraz wodze fantazji i wyobraźmy sobie hipotetyczny pierwiastek o liczbie atomowej 137 i symbolu chemicznym Ic (żartuję tutaj, ale nie całkiem). Z atomów tych zbudujemy najpierw panią Ikosińską. Pani Ikosińska ma budowę krystaliczną i jest niezwykłej piękności. Składające się na jej kryształ atomy pierwiastka Ic porozmieszczane są regularnie, jest ich 120. Pani Ikosińska żyje w świecie czterowymiarowym (ale czwarty wymiar to nie "czas", pani Ikosińska żyje w "wieczności"). Atomy kryształu poustawiane są jak następuje:

Osiem łatwych do zapamietania położeń: ( ±1,0,0,0),(0, ±1,0,0),( 0,0, ±1,0),(0,0,0, ±1)

Szesnaście równie łatwych: (±1/2,±1/2,±1/2,±1/2)

Dziewięćdziesiąt sześć atomów, których położenia są "boskie", mianowicie postaci : (±φ,±1,0,±Φ) oraz parzyste ich permutacje.

Dodając te liczby otrzymamy 8+16+96= 120, tyle atomów składa się na kryształ pani Ikosińskiej Każdy z tych atomów (ikosianów) można przedstawić jako kwaternion (czwórka liczb) o jednostkowej długości. Co ciekawe, mnożąc jeden ikosian przez drugi otrzymamy zawsze jakiś trzeci! Ikosiany tworzą grupę ze względu na monożenie! Fotografię pani Ikosińskiej przedstawiłem w moim wczorajszym blogu - to 600cell. Ikosińska to kobieta-kryształ, bodaj najszlachetniejsza dusza w całej naszej Galaktyce, we wszystkich jej Wymiarach. Ale nie czuła się bezpieczna. Jej kryształ miał co prawda 120 ostrych wierzchołków, ale miał też aż 600 niezabezpieczonych, płaskich ścian - które atakowali jej wrogowie i psychopaci. Marzyła więc, od dzieciństwa (tak, tak, nawet ci żyjący w "wieczności". mają swoje dzieciństwa, czas ma bowiem nie jeden, a trzy wymiary: Chronos, Kairos i Aion), że jest gdzieś ten jeden jedyny, druga połowa jabłka, prawdziwa miłość duszy, i że "ten ktoś" kiedyś o jej istnieniu się dowie i odpowie na jej wołanie.

Pan Ikosiński faktycznie istniał, tyle że innej Galaktyce. Jego kryształ był zbudowany z atomów tego samego tajemniczego pierwiastka Ic (liczba atomowa 137), tyle, że atomy były w jego krysztale inaczej rozłożone. Tam gdzie u Ikosińskiej była bezbronna płaska ściana, tam Ikosiński miał ostry wierzchołek, odstraszający psychopatycznych natrętów i agresywnych psychopatów. Tak się też składało że, z kolei, gdzie Ikosiński był słaby, tam Ikosińska była ostra. Krótko mówiąc, kryształ Ikosińskiego miał 600 wierzchołków usytowanych dokładnie w środkach płaskich ścian kryształu Ikosińskiej, miał też Ikosiński sam 120 płaskich ścian, których centra były usytuowane dokładnie na liniach bronionych przez wierzchołki Ikosińskiej.
 
 
 
cell120 - Pan Ikosinski
 
(Ikosiński, jak sie objawił na ekranie Ikosińskiej - używała wtedy międzygalaktycznej wersji Windows 95)
 
Stanowili więc "parę dualną", jedno było "polar opposite" drugiego. Matematycy nazywają strukturę krystaliczną Ikosińskiego, w którą także była wbudowana boska proporcja, 120cell (czasem też "120 cell", szukaj w Google).

Nasz historia dobiega końca. Chcecie Państwo pewnie wiedzieć jak się to skończyło? Czy przypadkiem nie tak, jak to było z Lordem Hamiltonem? Odpowiem, że nie. Ikosiński usłyszał głos Ikosińskiej, choć był w innej Galaktyce (działał bowiem Internet międzygalaktyczny). Odnaleźli się i są odtąd zawsze razem, mając wspólny cel i bez chwili wytchnienia dzielą się swoją wiedzą i doświadczeniem z innymi, tymi co wciaż poszukują w świecie szlachetności i prawdziwej miłości duszy. Pogłebiają też swoją własną wiedzę - jedno służy drugiemu, a razem służą Światu i Jego Stwórcy.

P.S. Zapytała mnie niedawno moja córka: a czy na pewno ten "jeden jedyny" jest tylko jeden? A co, jeśli jest ich więcej? (mowila to zapewne na podstawie własnych doświadczeń życiowych, obfitujacych w liczne dramaty i konfuzje). Oto co jej odpowiedziałem: poki nie jesteś "kryształem" o jednolitej strukturze, póki jesteś nieforemnym konglomeratem, zlepkiem dziesiątka róznych "osób", jedna nie wiedząca i nie chcąca wiedzieć o drugiej, póty nie będzie jednego, prawdziwego dopełnienia, póty żadne z kandydujących dopełnień nie będzie "tym prawdziwym". Potrzebna jest więc "indywiduacja", jak to nazywa Jung. Inni nazywają to jeszcze inaczej. Musisz najpierw "wykrystalizować" swoje "ja" - tak by prawdziwa krystaliczna dusza mogła zabłysnąć i być dostrzeżona, nawet z innej galaktyki, przez duszę dualną. Wtedy możliwy będzie "proces alchemiczny" określany przez Junga mianem "Coniunctio". (Nawiasem mówiąc, Junga lubie i poważam, ale za nim nie przepadam).
 

Naukowiec, zainteresowany obrzeżami nauki. Katalog SEO Katalog Stron map counter Życie jest religią. Nasze życiowe doświadczenia odzwierciedlają nasze oddziaływania z Bogiem. Ludzie śpiący są ludźmi małej wiary gdy idzie o ich oddziaływania ze wszystkim co stworzone. Niektórzy ludzie sądzą, że świat istnieje dla nich, po to, by go pokonać, zignorować lub zgasić. Dla tych ludzi świat zgaśnie. Staną się dokładnie tym co dali życiu. Staną się jedynie snem w "przeszłości". Ci co baczą uważnie na obiektywną rzeczywistość wokół siebie, staną się rzeczywistością "Przyszłości" Lista wszystkich wpisów  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura