Agnieszka Romaszewska Agnieszka Romaszewska
6028
BLOG

Próba śmiechu

Agnieszka Romaszewska Agnieszka Romaszewska Polityka Obserwuj notkę 113

Zastanawiacie się może państwo czasem nad stanem swojego poczucia humoru? Zwłaszcza, w towarzystwie, gdy rozmowa toczy się o sprawach publicznych, o zjawiskach politycznych w kraju i za granicą? Bo mnie się zdarzało: widzi człowiek, że wszyscy się śmieją i zastanawia się, co z nim nie tak? Bo on osobiście jakoś nie znajduje w tej czy owej sprawie powodu do śmiechu. Czy to jego defekt, brak poczucie humoru? A może cos innego?

Tak, jest, nierzadko jest to właśnie coś innego. Spróbuję opisać pokrótce co.
Otóż w naszej publicznej debacie występują, jak wiadomo liczne tematy dla tak zwanej „dominującej narracji” niewygodne. Ale nie chodzi mi tu o wszystkie opinie i poglądy odmienne od tych najsilniej lansowanych w TV i wysokonakładowych gazetach, chodzi tylko o ten rodzaj odmiennych opinii i poglądów, które ze względu na swoja oczywistość, są najtrudniejsze do odparcia.
Weźmy choćby sprawę śledztwa smoleńskiego. Można mieć na temat katastrofy różne przypuszczenia, można mieć lepszy lub gorszy stosunek do rządu, ale czy jakikolwiek uczciwy człowiek może zaprzeczyć, że badanie tej sprawy było poprowadzone fatalnie? Czy ktokolwiek uczciwy może nie zauważyć, że bez miary chwalone porozumienie i współpraca z Rosjanami rozpłynęły się jak złoty sen, bez żadnych rezultatów, że rzekome szczegółowe sekcje zwłok, były wykonane pozornie i niedbale, że wrak samolotu na obecność materiałów wybuchowych polscy eksperci badali dwa i pół roku po kastrofie, po uprzednich oświadczeniach, że jakikolwiek wybuch jest wykluczony, zamiast dwa i pół dnia po niej. Że w trzy lata po katastrofie dopiero bada się brzozę, która rzekomo miała mieć coś wspólnego z tragedią, że tak naprawdę nie wiadomo jak wyglądała trajektoria lotu samolotu i czy naprawdę odwrócił się przed zderzeniem z ziemią do góry podwoziem, tak dalej i tym podobne.
Co  w takiej oczywistej sytuacji można zrobić w przestrzeni medialnej i szerzej w przestrzeni publicznej, jeśli nie chce się przyznać, ze coś było tu bardzo nie tak jak być powinno? Otóż najlepiej sprowadzić rzecz do absurdu i uznać zarzut za śmieszny.
Dziesiątki razy spotkałam się w publicystyce z obśmiewaniem teorii „sztucznej mgły”, „rozpylonego helu”, choć jako żywo, nie są to teorie, które byłyby przez kogokolwiek poza internetowymi trollami, intensywnie podtrzymywane. No ale lepiej wybuchać smiechem nad tym, niż zastanawiać się czemu nie wykonano tego, co wykonane zostać powinno. Lepiej pisać, że gazeta „Rzeczpospolita” „wyleciała na trotylu” (buhahaha… trotylu… rozumiecie państwo… hihihi… trotylu) niż odpowiadać na pytanie czemu bez własnych badań mówiono, że żadnych materiałów wybuchowych, czy to z zewnątrz, czy z wewnątrz podłożonych, być nie mogło.
Śmiech i ośmieszenie ma todo siebie, że trudno z nim dyskutować. Ze śmiechem się nie polemizuje. Co więcej śmiech jest aktywnością wspólną, towarzyska, rzadko śmiejemy się sami do siebie. Ktoś kto się nie śmieje w towarzystwie chichoczących, stawia się poza nawiasem zbiorowości. Zapewne pozbawiony jest poczucia humoru, a może nawet ociężały umysłowo i nie rozumie komicznych sytuacji. Nie chcesz chichotać się z innych - ryzykujesz, że sam zostaniesz obśmiany.
Ludzie boją się ośmieszenia, a szczególnie boją się tego dziennikarze, zwłaszcza ci polityczni, spotykający się w Sejmie, na konferencjach prasowych, pracujący w pewnej zbiorowości. Sama widziałam, jak próba newsroomowego chichotu gięła niejeden kręgosłup. Oto obrazek: dziennikarze piszą teksty, włączony jest telewizor, w telewizorze występuje polityk D, którego „liderzy opinii” uznają za śmiesznego. Ktoś ironicznie, pokazując na ekran, pyta pozostałych ”no słyszeliście co on chrzani?” „Acha… nieźle daje” – chichocze się drugi, „To ja wam powiem lepszą historię – włącza się trzeci – wiecie co on powiedział do Iksińskiego?” Tu następuje jakaś dezawuująca D. opowieść i dalszy ciąg chichotów. Siedzisz, słuchasz tego i czujesz się Marsjaninem. Uśmiechasz się półgębkiem, by nie zaczęto się przyglądać twoim zielonym uszom i czułkom. Czujesz, że je widać. Dla niepoznaki chichoczesz więc także. No chyba że jesteś twardzielem. Wtedy pytasz, „a co wy w tym właściwie widzicie śmiesznego? Bo mnie,  to co on mówi, wydaje się zupełnie normalne”. Chichoty milkną, ktoś coś sztywno tłumaczy, wszyscy patrzą się na ciebie ze zdumioną urazą – zepsułeś zabawę, nie wybaczą ci tego. Miła atmosfera siada zmrożona, jak szron. Oj, nie będziesz ty miał łatwo, grupa zemści się na kimś, kto psuje zabawę…..
Zepsucie zabawy wymaga o wiele więcej odwagi i charakteru, niż proste przeciwstawienie się odmiennej, nawet dominującej, opinii w dyskusji. Stąd sprowadzenie niewygodnych poglądów do absurdu i ich obśmianie jest groźniejsze, niż jakakolwiek, nawet najostrzejsza krytyka.
 
 Felieton przygotowany dla "Przewodnika Katolickiego"

myślę że ludzka natura pozostaje podobna od wieków i ze wiedz o przeszłosci może nas wiele nauczyć. Jestem umiarkowanie konserwatywna w opiniach o kulturze i tradycji, zaś w miarę lewicowa (jeslli za lewicowy uznamy solidaryzm ) w pogladach społeczno - ekonomicznych. Bardzo szanuję pojęcie TOLERANCJI. Nie lewackiej "toleranci", która każe wręcz zachwycać się tym wszystkim do czego przeciętny Polak nie ma zaufania, ale prawdziwej, trudnej tolerancji oznaczającej szacunek dla drugiego człowieka i jego pogladów, nawet gdy nam sie nie podobają. Staram się oceniac ludzi po czynach a nie po przynależności do bandy. Wielka róznica.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka