MON/flick.com
MON/flick.com
Artur Kolski Artur Kolski
79
BLOG

Dlaczego Mariusz „nakrzyczał” na dowódców? [Raport] – cz. 2 „Logistyka i szkolenie”

Artur Kolski Artur Kolski Polityka Obserwuj notkę 1

Dlaczego Mariusz „nakrzyczał” na dowódców? Problemy z naborem do dobrowolnej służby zasadniczej [Raport] – cz. 2 „Logistyka i szkolenie”

W mediach pojawiły się pierwsze sygnały, że uchwalona z wielką pompą ustawa o obronie Ojczyny nie działa tak jak oczekiwali jej twórcy, zwłaszcza w zakresie i funkcjonowania wojskowych centrów rekrutacji oraz powoływania do dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej. Szerokim echem odbił się wydany przez ministra obrony okólnik upominający dowódców jednostek i szefów wielu instytucji wojskowych o sabotowanie zaciągu do wojska, blokowanie stanowisk czy też wyrzucanie profili kandydatów z elektronicznego systemu ewidencji. Przyjrzeliśmy się bliżej problemom z wdrażaniem tej ustawy w tym zakresie, dzieląc publikację na trzy odcinki: „Promocja”, „Logistyka i szkolenie” oraz „Farsa”

Jak ważna jest logistyka pokazuje wojna w Ukrainie. Medialny przekaz dla zwykłego obywatela pokazuje problemy logistyczne z zaopatrywaniem wojsk rosyjskich m.in. poprzez niszczenie cystern z paliwem, co utrudnia kontynuowanie walki do wręcz porzucania sprzętu na polu walki. Jak podaje wojsko ukraińskie, od początku wojny Rosjanie stracili ponad 3 tys. pojazdów do przewozu paliwa, a straty osobowe mają sięgać ponad 45 tys. żołnierzy w ciągu pół roku wojny. Wykluczeni żołnierze piechoty są uzupełniani marynarzami oraz artylerzystami. Ukraiński wywiad stwierdził, że od początku wojny Rosja rzuciła do walki 160 tysięcy żołnierzy, a ponadto chce zmobilizować jeszcze 90 tysięcy. Szacunki Pentagonu są jeszcze większe co do strat Rosji i oscylują na poziomie 70-80 tys. żołnierzy. Jak donosił 24 sierpnia br. ukraiński Forbes, Rosja straciła do tej pory sprzęt wojskowy o wartości 16,56 mld. dolarów, ogółem 12 142 jednostki sprzętu wojskowego, w tym 234 rosyjskie samoloty, 199 helikopterów, ponad 1920 czołgów, 1032 systemów artylerii, a także ponad 4300 opancerzonych pojazdów bojowych, 147 zestawów obrony przeciwlotniczej oraz 800 dronów.

Logistyka to nie tylko sprzęt, ale także ludzie

Logistyka to proces efektywnego planowania, realizowania i nadzorowania przepływu produktów z produkcji do sprzedaży czy konsumpcji. Logistyk ma za zadanie skutecznie zarządzać przepływem surowców i materiałów oraz koordynować łańcuch dostaw tak, aby produkt został sprawnie przetransportowany, od dostawcy do odbiorcy końcowego. Tak mówi jedna z definicji. Natomiast logistyka wojskowa jest częścią logistyki obronnej, przeznaczonej do organizowania i realizacji dostaw zaopatrzenia i świadczenia usług jednostkom i instytucjom wojskowym. Logistyka nabiera więc ogromnego znaczenia podczas mobilizacji i wojny. System zaopatrywania wojska musi być odporny na zakłócenia. W tym całym łańcuchu najsłabszym ogniwem może być jak zawsze człowiek. Logistycy znajdują zatrudnienie w wielu dziedzinach gospodarki, m.in. handlu, usługach i spedycji. Polski rynek cywilny nie sprzyja w tej branży pozyskaniu ochotników do służby. Polskie wojsko także w tym względzie boryka się problemami kadrowymi. Wojskowy logistyk z łatwością znajduje zatrudnienie na cywilnym rynku pracy. Niestety praca naszych logistyka nie jest łatwa, za sprawą unieważniania przetargów oraz zmieniających się planów modernizacyjnych. Wina leży po stronie polityków, którzy ingerują w wieloletnie plany modernizacyjne wojskowych. Dla zwykłego żołnierza logistyka kojarzy się negatywnie za sprawą ciągłego braku na magazynach mundurów.

Zapowiadając powiększenie armii do 300 tysięcy politycy mówią o niezrozumiałych kwestiach dla młodego pokolenie związanych z patriotyzmem i ofiarą. Trudno taką narracją zachęcić dzisiejszą młodzież i wykwalifikowanych specjalistów z rynku do wyboru ścieżki zawodowej w wojsku. Młodzi oczekują coś więcej niż opowiadanie o zarobkach jak średnia krajowa po kilku latach pracy czy też możliwość obsługi nowoczesnego sprzętu wojskowego przy realnej – jak na Ukrainie - wizji utraty życia czy zdrowia.

Karnety na siłownie, dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne, karty na paliwo lub zwrot kosztów poniesionych za dojazd i inne różnego rodzaju benefity, dostęp do najnowszych narzędzi IT, jasna sytuacja dotycząca potencjalnych awansów. To, poza konkretnymi warunkami finansowymi, oferują pracodawcy w Polsce. Próbują ściągnąć nowych pracowników, co nie jest proste przy niskim poziomie bezrobocia. W rezultacie, drenaż rynku tych specjalistów jest duży. Dziś to pracodawcy muszą obawiać się o zasoby kadrowe, bo pracownika obecnie łatwiej stracić, niż go zastąpić.

Jak donosiły niemieckie media, coraz więcej jest wniosków o zwolnienie z Bundeswehry. Powodem jest wojna w Ukrainie. Od początku konfliktu rośnie liczba żołnierzy i rezerwistów, którzy wnioskują o zwolnienie ze służby ze względu na przekonania. „Nie spodziewali się konfliktu zbrojnego”. Oczywiście, w Polsce też wzrosło „zainteresowanie” wojskiem, a raczej świadomością co do zagrożenia i „papierową” chęcią posiadania umiejętności posługiwania się bronią przez obywateli. Wiele osób zdaje sobie teraz sprawę z tego, że wstąpienie do armii może skutkować pójściem na wojnę.

Problemy kadrowe logistyki

W ubiegłym roku Polska logistyka przedstawiała nieciekawy obraz. Tak przynajmniej wynika z wypowiedzi szefa zarządu logistyki P4 Sztabu Generalnego płk Mariusza Skulimowskiego. Poza szczeblami logistyki: operacyjnym (za który odpowiedzialny jest Inspektorat Wsparcia SZ) i taktycznym (pododdziały w jednostkach) jest jeszcze szczebel nadrzędny - strategiczny, na którym rozwój wojskowej logistyki planuje zarząd logistyki P4 Sztabu Generalnego WP.

Ciekawe dane przytoczono na temat stanu osobowego żołnierzy służących w logistyce. Stanowią oni 30 proc. wszystkich etatów wojskowych Wojsk Operacyjnych, w tym: 20,6 proc. oficerów, 32,3 proc. podoficerów i 48,4 proc. szeregowych. Łącznie jest to więc dzisiaj 41 012 etatów, w tym: 4 143 dla oficerów, 12 620 dla podoficerów i 24249 dla szeregowych.

 Stopień nieobsadzonych stanowisk wynosi jednak aż 18 proc., co wynika z niekształcenia logistyków na uczelniach wojskowych, zaniechaniem realizowania naboru w latach 2002-2005 i obciążeniem pracą w służbach logistycznych. Obecnie podejmowania są działania zaradcze. W 2021 wprowadzone zostały m.in. poprawki do etatów w WOG umożliwiające wprowadzanie oficerów młodszych na stanowiska szefów służb. Ponadto zwiększono liczbę pracowników cywilnych podległych Inspektoratowi Wsparcia SZ o 519 - do 22 754. W wojskach OT z kolei tworzone są planistyczne i wykonawcze komórki logistyczne.

W tym miejscu należy skomentować problemy w logistyce, czyli braki w ukompletowaniu żołnierzami, które w samej logistyce szacuje się na ponad 40 tys. etatów. Jednocześnie odnotowano 7.4 tys. wakatów, czyli brakujących żołnierzy - specjalistów. Rodzi się pytanie, jaki jest problem w innych rodzajach i służbach? Etatowo nasza armia puchnie na papierze, a problemy z pozyskaniem odpowiednich kandydatów cały czas się pogłębiają. Jest to problem nie tylko „zamrożenia” naboru w latach 2002-2005 do szkół wojskowych, ale także zawieszenia poboru i braku szkolenia specjalistów przez samo wojsko. Dość powszechne problemy ze specjalistami podsuwają pomysły o zastąpieniu wojskowych cywilem, co wypacza uzupełnienie sił zbrojnych żołnierzami. Problemy w zakresie rekrutacji specjalistów do wojska cały czas będą się pogłębiać.

Przyszłość? Między młotem a kowadłem, czyli eskalacja problemów

Rodzi się pytanie czy nasza logistyka podoła na wojnie? Tym bardziej, że występują braki kadrowe, w umundurowaniu i sprzęcie, a ponadto nie ma przygotowanych koszar do zakwaterowania oraz zwiększonych stanów żołnierzy na czas szkolenia, nie mówiąc o samych łóżkach. Zapasy żywnościowe z magazynów poszły na granicę, a czy my mamy ogólne zapasy na 7 dni walki? To oczywiście jest objęte tajemnicą jako informacja wrażliwa dla państwa. Niestety obecne plany zakupu sprzętu przez ministra, jak w supermarkecie z półki, napędzą następne problemy w logistyce, nie tylko finansowe. Jak do tej pory, na trzech żołnierzy, jeden jest logistykiem. W przyszłości ta proporcja będzie mocno odwrócona. I zamiast żołnierzy wysyłanych na front będziemy coraz bardziej pochłonięci rozbudową zaplecza. Nie zachowamy w tym względzie racjonalnych proporcji. Mnogość różnych typów sprzętu, nie dostosowanego do potrzeb wojska i do tego co obecnie posiadamy, przy nowych zakupach będzie rodziło nowe „kanały” logistyczne, do których potrzeba będzie coraz większych zasobów ludzkich do jej obsługi. Od lat pod tym względem nie trzymamy się żadnych planów, co jest winą polityków od lewa do prawa. Jedni planują, drudzy kupują jak w markecie albo bombardują zakupy fakenewsami o wadliwym sprzęcie. Dobitnym przykładem nie do końca przemyślanych zakupów są amerykańskie super ciężkie czołgi Abrams na paliwo lotnicze, w sytuacji gdy zużycie paliwa jest dwukrotnie większe od niemieckiego Leoparda. Jak podkreślają eksperci w US Army dla Abramsów dostarczanie nafty lotniczej nie stanowi problemu z racji na powszechność śmigłowców w jej szeregach, ale nastręczy trudności innym użytkownikom. Trzymajmy się raczej europejskich programów zbrojeniowych i wsparcia jakie daje przy zakupach Unia Europejska w sprawie zakupów dla wojska. Ułatwiłoby to niewątpliwie pracę wojskowym logistykom.

 Niestety globalizacja, a później kryzys związany z pandemią pokazał chaos i brak towarów. Zakłócenia w dostawach dla firm w szczególności były widoczne z Chin. Niestety, jednym w przyszłości realizowanych problemów zakupowych polskiego wojska jest odległość do rynku i dostawcy. Z jednej strony Stany Zjednoczone i Ocean Atlantycki, z drugiej strony Korea Południowa i Cieśnina Tajwańska przez którą do polski w przyszłości będą tygodniami płynąc statki z zamówionym sprzętem oraz częściami zapasowymi, oczywiście „drobnica spadnie z nieba”, bo przyleci samolotem. Wyobraźcie sobie zaopatrywanie i serwisowanie oraz uzupełnianie w części zapasowe podczas wojny? To będzie już ogromny problem, niż by sprzęt byłby z rynku europejskiego. Niestety w przyszłości konieczne jest dla bezpieczeństwa ograniczenie globalizacji w zakresie przesyłanych towarów i usług do terenu tylko Europy. Prawidłowa współpraca firm, nie tylko obronna zapewniłaby wszystkim odporność na zakłócenia.

Polityczna woda w ustach, czyli cisza po raportach o stanie armii

14 lutego br. media obiegła informacja – przed inwazją Rosji na Ukrainę – o istnieniu raportu w sprawie przygotowania państwa do wojny, którego autorem miał być wysoki urzędnik MON. Autor raportu oparł się na jawnych oraz tajnych wynikach kontroli NIK przeprowadzanych w latach 2012-2020. Twierdzi, że: "gotowość bojowa i mobilizacyjna Sił Zbrojnych RP nie istnieje. Nasze siły zbrojne nie są zdolne do przeprowadzenia nawet niewielkiej operacji obronnej." Stwierdził, że polskie wojsko ładnie wygląda na papierze, poprzez sztucznie utrzymywanie w ewidencji jednostek wojskowych. Z trzynastu brygad operacyjnych wojska, jedynie jedna jest w stanie skompletować powyżej 90 proc. kadry. Kolejne dwie brygady niewiele ponad 70 proc., natomiast pozostałe średnio około 40 proc. Jeśli jest to prawda, to świadczy o tym, polskie wojsko jest niezdolne do walki. Uzbrojenie, w zależności od rodzaju w 70-90 proc pochodzi jeszcze z czasów ZSRR, który jak pisze "sprzęt jest już w znacznym stopniu zużyty i tylko sztucznie utrzymywany w ewidencji jednostek wojskowych."

Kolejnym problemem są zapasy na potrzeby wojny. Jak podaje autor raportu z zapasów na 30 dni walki zeszliśmy do poziomu 7 dni. W równie złej sytuacji jest wyszkolenie rezerwistów polskiej armii. Przeciętny żołnierz rezerwy ukończył służbę wojskową około 20 lat temu i w tym okresie był tylko jeden raz na szkoleniu. W latach 2016-2019 rocznie szkoliło się około 6 proc. rezerwistów, co pokazuje, że aby choć jeden raz przeszkolić wszystkich, potrzeba ponad 15 lat.

NIK: żołnierze są źle szkoleni

Nie lepiej jest że szkoleniem jak można przeczytać w raporcie NIK z 14 maja 2020 roku w informacji z raportu, „żołnierze są źle szkoleni”:

„System szkolenia szeregowych żołnierzy i podoficerów w Wojsku Polskim jest niewydolny i nieskuteczny. Nie pozwala on na przeszkolenie 1/3 osób wymagając ych szkolenia, a szkolenie pozostałych 2/3 żołnierzy i podoficerów odbywa się na przestarzałym sprzęcie, przy braku podstawowych środków bojowych i przy niedoborach kadry szkolącej. Najwyższa Izba Kontroli podkreśla, że jednostki szkolnictwa wojskowego dysponowały sprzętem szkoleniowym w znacznej mierze starszej generacji lub prototypowym, odbiegającym pod względem warunków technicznych i jakości od aktualnie użytkowanego w jednostkach wojskowych. W konsekwencji umiejętności nabyte podczas szkolenia z wykorzystaniem takiego sprzętu nie odpowiadają wymogom współczesnego pola walki.”

Kontrola NIK dotyczyła lat 2016-18, ale została zakończona dopiero w kwietniu 2020 roku. Z kontroli wynika, że potrzeby szkoleniowe były zaspokajane ledwie na poziomie 63-66 proc. zgłoszonych przez żołnierzy. Wynikało to z braku sprzętu, urządzeń szkolno-treningowych, a także "niepełnego ukompletowania kadry instruktorskiej". Braki kadrowe obejmowały od 20 do 25 proc. osób. Egzaminy z budowy i eksploatacji, obsługi oraz nauki jazdy w czołgu Leopard w Świętoszowie przeprowadzali żołnierze z Ośrodka Szkolenia Kierowców CSWL z Poznania, nieposiadający kwalifikacji w tym zakresie. Najbardziej uderzają braki środków bojowych, np. amunicji ślepej, lontów prochowych, petard, ręcznych granatów dymnych. W Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych we wszystkich kontrolowanych kursach żołnierze nie otrzymali do wykorzystania żadnego naboju ślepego do kałasznikowa. Z kolei w Szkole Podoficerskiej Marynarki Wojennej z powodu braku lontu prochowego nie prowadzono zajęć z jego użyciem. Ponadto programy szkolenia były przestarzałe, a treści nie zapewniały przygotowania żołnierzy do wykonywania obowiązków na stanowisku dowódcy i nie umożliwiały opanowania wymaganych wiedzy i umiejętności.

W odpowiedzi na wnioski pokontrolne NIK wiceminister ON Sebastian Chwałek stwierdził m.in., że ważniejsze jest doposażenie jednostek ściany wschodniej, w tym 18. Dywizji Zmechanizowanej oraz Wojsk Obrony Terytorialnej.

Prawidłowe wyszkolenie żołnierzy ma wpływ na efektywność działań bojowych, co pozwala na sprawne wykorzystanie zdobytych umiejętności, a ponadto daje im poczucie pewności siebie i jest niezbędne dla profesjonalnego wykonywania zadań. W ocenie NIK szkolenie podoficerów i szeregowych zawodowych w jednostkach szkolnictwa wojskowego nie było prowadzone w sposób pozwalający na przygotowanie żołnierzy do realizacji zadań zgodne z potrzebami Sił Zbrojnych RP.

Czy przez te dwa lata coś się zmieniło? O tak, skrócono służbę wojskową do absurdu. Zasłoną dymną pod tym względem była pandemia, a następnie uchwalana w tempie ekspresowym ustawa o obronie Ojczyzny, pod którą podpisali się posłowie wszystkich opcji politycznych.

2022 NIK: Braki kadrowe oraz sprzętu specjalistycznego

W polskim wojsku pojawiają się braki kadrowe oraz niedostatek sprzętu do szkolenia wojska. Brakuje zarówno żołnierzy, jak i cywilów. Absolwenci szkół nie mają wymaganego sprzętu, aby się szkolić – informowała „Rzeczpospolita” 30 czerwca br. w oparciu o najnowszy raport NIK.

W wojsku brakuje kadry i nie chodzi jedynie o żołnierzy. Brakuje jej w istniejących jednostkach oraz w nowo powstających. Okazuje się, że kampania "Zostań żołnierzem Rzeczypospolitej" zaowocowała jedynie liczbą 3 486 wojskowych w 2021 roku, co spowodowało, że pod koniec ubiegłego roku w armii było 113 586 żołnierzy. W ciągu całego roku do służby przystąpiło 9 651 żołnierzy (w 2020 roku było ich 7 529), najwięcej szeregowych - 7 234. W tym samym czasie zrezygnowało z pełnienia służby 6 165 żołnierzy - informacje te podała NIK w sprawozdaniu wykonania ubiegłorocznego budżetu MON. Co ciekawe z WOT odeszło również bardzo dużo, bo około 5 tys. żołnierzy.

Z wojska odchodzi 30 proc. szeregowych bez uprawnień emerytalnych

Okazuje się, że wśród zwolnionych żołnierzy 1 925 (31,2 proc.) nie nabyło jeszcze uprawnień emerytalnych, zdecydowaną większość stanowili szeregowi. Część z nich – jak twierdzi gazeta – nie sprawdziła się w armii, a dla pozostałych wojsko nie spełniało oczekiwań.

Szkolenie pilotów bez samolotów „na sucho”. Szok.

NIK zwraca uwagę znów na mizerne szkolenie żołnierzy oraz rezerwistów. W 2021 roku w szkoleniach udział wzięło zaledwie 12,3 tys. rezerwistów. Modernizacja czołgów Leopard 2A4 stoi w miejscu. Marynarka Wojenna w opłakanym stanie, co wpływa na utratę kadry. Najbardziej druzgocąca część raportu dotyczy szkolenia pilotów. Wyniki kontroli przeprowadzone w Lotniczej Akademii Wojskowej i 4. Skrzydle Lotnictwa Szkolnego w Dęblinie wykazały, że z powodu braku maszyn (wycofania samolotów TS-11 Iskra, oraz uszkodzenia samolotów szkolnych M 346 Bielik, z których połowa była niesprawna), absolwenci szkół nie byli przygotowani do pełnienia służby. Ponad 40 proc. absolwentów, którzy w latach 2019-2020 skończyli studia o specjalności pilot samolotu odrzutowego, nigdy nie miała przeprowadzonych szkoleń na takich samolotach – takie są ustalenia ostatniej kontroli NIK. Tymczasem w ostatnich latach gwałtownie rośnie zapotrzebowanie na szkolenie pilotów – w tym roku na wydziale lotnictwa i kosmonautyki na Lotniczej Akademii Wojskowej było 111 miejsc a w przyszłym roku do zdobycia będzie 136 indeksów.

Nowa ustaw o obronie Ojczyzny wepchnęło wojsko pod każdym względem na minę. Nie „wyprostowano” szkolenia, nie wprowadzono poboru do wojska, nie rozbudowuje się infrastruktury, uzupełnia brakującego sprzętu oraz należycie zabezpiecza szkolenie w środki pozoracji pola walki, by tworzyć nowe procedury pochłaniające dodatkowe koszty. Niestety utrzymanie oraz szkolenie żołnierza po nowemu będzie ogromne, pod względem finansowym. Jak na razie na światło dzienne wypływają rewelacje o nowych niesprawdzonych procedurach przynoszących zgrzyt zębów wojskowych dowódców podczas powoływania ochotników do dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej.

Na głowy dowódców spadł „piorun z jasnego nieba”

Nerwowość nie ominie dowódców jednostek wojskowych, gdzie na siłę na etaty przeznaczone dla żołnierzy zawodowych w tempie ekspresowym upycha się do służby wojskowej kandydatów, z nadzieją decydentów, że się nie zwolni. Uszczęśliwianie na siłę dowódców wygląda tak, że na ich głowy spadł obowiązek wyszkolenia specjalisty. Z jednej strony administracja wysyła kandydata do wojska na podstawie wygenerowanego miejsca z systemu informatycznego, z drugiej zaś - jednostka nie przyjmuje kandydata. Takie sytuacje i nieporozumienia godzą w wizerunek wojska. To nie jest wina dowódców tylko ministerstwa, które na łapu capu próbuje upychać kandydatów zgodnie z wymyśloną niesprawdzoną procedurą. Jak do tej pory po I turnusie powołanych na 6 czerwca po 28 dniach szkolenie i złożeniu przysięgi wojskowej do następnego etapu, czyli na szkolenie specjalistyczne (11 miesięcy) przeszło tylko 25 proc. żołnierzy.

W systemie informatycznym sew-online brak jest stanowisk prostych typu: strzelec, wartownik, żandarm. Wykazane są wysoce specjalistyczne stanowiska, na których trudno bez badań („na gębę”) określić predyspozycje kandydata na dane stanowisko. I tu pojawia pytanie: kto, gdzie i w jakim czasie takiego kandydata powinien przebadać (to jest przykład nie jedyny, gdzie w procedurach po prostu brakuje czasu na wykonanie czynności sprawdzających choćby przez służby specjalne). Etat wojska pokazuje, że najprostsze stanowiska zostały zapełnione, ale w dalszym ciągu problemy to specjalista w służbie zawodowej.

 Nie ustawa czy rozporządzenie, tylko rozkaz - procedura wyssana z palca

Niestety absurdalny system powoływania do dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej określa rozkaz nr 9/SPEC/22 szefa Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji z 7 czerwca 2022 r. w sprawie przedsięwzięć organizacyjnych zapewniających realizację powołania do dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej.

Powołanie powinno odbyć się na pełny okres, zaś kandydat od początku powołania powinien wiedzieć gdzie odbędzie się szkolenie podstawowe a gdzie specjalistyczne (11 miesięcy), ale tak nie jest. Wszystko za sprawą sztucznego typowania w jednostce wojskowej na 10 dni przed przysięgą tak, aby kandydatowi zaproponować następny etap szkolenia w miejscu, w którym pokażą systemy informatyczne. A etaty tam pokazują się i znikają, jak obracająca się ruletką.

Po powołaniu do wojska dalej nie wiadomo gdzie?

Samo typowanie to jakiś absurd informatyczny. Przez 12 miesięcy blokujemy miejsca do zawodowej służby wojskowej dla kandydata w „czynnej służbie wojskowej”, który w każdej chwili może odejść? Dlatego po pierwszym turnusie z systemu zniknęło 4 tys. stanowisk? Jak przypuszczam sami dowódcy zablokowali te etaty, by uchronić wszczęte procedury powołania do zawodowej służby wojskowej. Wystarczy dopisać jakiś PESEL i blokada gotowa. Samo powoływanie na szkolenie specjalistyczne tworzy z kolei nowe procedury i już dostrzega się duże zamieszanie. Wojsko powinno tworzyć i kierować kandydatów do jednorodnych pododdziałów na szkolenie specjalistyczne. Tym sposobem na 10 dni przed końcem szkolenia podstawowego - wskazywanie i proponowanie kandydatom na chybił trafił stanowiska zgodnego z wyświetlanymi wakatami powoduje, że do jednostek wojskowych na szkolenie specjalistyczne trafiają pojedyncze sztuki.

Ten przykład ujawnia nieprzygotowanie całego systemu do powrotu do szkolenia specjalistycznego. Dowolność wyszukiwania etatów oraz powoływanie co miesiąc będzie rodziło problemy. Zarówno WCR jak i ochotnik w trakcie powołania powinni wiedzieć, gdzie ten kandydat będzie szkolony specjalistycznie po szkoleniu podstawowym (28 dni), ale tak nie jest. Wymyślona procedura typowania podczas szkolenia podstawowego jest absurdalna. Na 10 dni przed przysięgą ciąga się przedstawicieli WCR do jednostki wojskowej, aby uczestniczyli w typowaniu stanowisk specjalistycznych razem z kadrowcem JW? W tym zamieszaniu jedni kierują kandydata na szkolenie, a z drugiej strony jednostki nie przyjmują ochotnika, bo kto ma zorganizować szkolenie dla pojedynczej sztuki? To pokazuje absurdy zwijania i rozwijania systemu szkolenia co do czasu jej trwania. Służbę przygotowawczą dwa lata temu zwinięto wbrew ustawie o powszechnym obowiązku obrony z czterech miesięcy do miesiąca, by nagle przez zmianę ustawy wydłużyć szkolenie do 12 miesięcy. Do służby przygotowawczej powoływano raz na kwartał (tak samo jak do obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej). Po skróceniu do miesiąca stworzono system „sieczki”, czyli powoływanie co miesiąc. Niestety wydłużając szkolenie do roku nie da się tak samo powoływać, trzeba rozsądniej grupować kandydatów, a na to potrzebny jest czas oraz wytypowanie ośrodków czy jednostek wojskowych, do których należy kierować na szkolenie.

Dostrzegalna jest potrzeba stworzenia jednolitego i oddzielnego etatu do szkolenia specjalistycznego przez wskazane ośrodki, zaś powołanie powinno odbywać się raz na kwartał. Obecnie co miesiąc do jednostki wpada „sztuka” i jak tu ogarnąć takie szkolenie? Wojsko powinno przygotować infrastrukturę do zakwaterowania zwiększonej liczby szkolonych. Jednostki po latach przemian nie są w stanie zakwaterować żołnierzy w ramach dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej. Odbywa się to w natłoku innych zadań szkoleniowych, w których również uczestniczą: rezerwiści, Legia Akademicka, podchorążowie na praktykach a także „zrobić miejsce” dla WOT. Ponadto po latach przemian z niejednego koszarowca zrobiono „wojskowy biurowiec”. Tym sposobem w niejednej jednostce na czas szkolenia rezerwy na terenie koszar rozbija się wojskowe namioty celem zakwaterowania.

 Problemy z infrastrukturą, następne zadania dla logistyków

 Problemy zakwaterowania na 12 miesięcy szkolonych zgłaszają jednostki wojskowe. Umożliwiając kandydatowi na żołnierza zawodowego na etapie szkolenia pobyt w jednostce przez 8 godzin, będzie prowadziło w przyszłości do negatywnych skutków dyscyplinarnych. Kandydat nie będzie rozumiał służby w ponadnormatywnym czasie pracy. Wojsko przywracając szkolenie specjalistyczne oraz wydłużając służbę dla początkowego kandydata powinno zadbać o rozbudowę infrastruktury do jej zakwaterowania oraz przyspieszyć rozwiązanie problemów z mundurami dla żołnierzy. To są następne miliony a może miliardy, które pochłoną budżet MON. Czy w ministerstwie ktoś nad tym problemem pochylił głowę?

 W 2017 roku NIK alarmował, że 1/5 wojskowych budynków wymaga poważnych remontów lub wyłączono je z użytkowania, gdyż stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa ludzi. Ponad połowa garnizonów podległych Dowództwu Generalnemu Rodzaju Sił Zbrojnych nie posiada czynnych strzelnic umożliwiających żołnierzom przeprowadzenie szkolenia. Izba zwracała także uwagę, że mienie wojskowe nie jest należycie chronione, w konsekwencji zmiany wymaga sposób jego ochrony. Tu nasuwa się pytanie, jaki jest obecnie stan wojskowej infrastruktury po 5 latach od kontroli NIK? Lepszy czy gorszy? A może bez zmian?

Innym problemem było, że w ponad połowie garnizonów kontrolowanych przez NIK, nie było czynnych strzelnic garnizonowych umożliwiających przeprowadzenie szkolenia, co skutkowało koniecznością korzystania z infrastruktury będących w dyspozycji innych jednostek wojskowych. Problem powodował bezproduktywne tracenie czasu szkoleniowego na transport do i z oddalonych strzelnic oraz zwiększał nakłady finansowe na zabezpieczenie transportowe pododdziałów wojskowych. Jeśli chodzi o ten element widoczna jest poprawa, a zmiany zostały wymuszone i zapoczątkowane przez budowę Wojsk Obrony Terytorialnej. Zaczęto wprowadzać programy budowy strzelnic, umożliwiono strzelania na obiektach cywilnych oraz zaczęto kupować strzelnice kontenerowe. Ale jaki jest obecnie rzeczywisty stan potrzeb trudno ocenić.

Inną sprawą było wsparcie na dofinansowanie budowy strzelnic z których mogliby korzystać uczniowie klas mundurowych i organizacji proobronnych. Od 2017 roku MON próbował wybudować w ramach programu strzelnicę w każdym powiecie. Na realizację programu „Strzelnica w powiecie" planowano przeznaczyć co roku 40 mln zł. W sumie w ciągu dziesięciu lat ministerstwo planowało wydać na ten cel 440 mln zł, w tym okresie miało powstać 380 obiektów. W latach 2017-2021 powstało raptem kilka sztuk a cały program media ogłosiły jako fiasko. W 2021 roku ogłoszono następny konkurs tym razem na strzelnice pneumatyczne oraz wirtualne. Za 6 mln zł ma powstać 45 tego typu strzelnic.

Na głowy dowódców „zwalono” nowe szkolenie specjalistyczne

 Nowa ustawa o obronie Ojczyny pod względem rekrutacyjnym wywróciła wszystkie sprawdzone procedury do góry nogami, wprowadziła szereg nowych pojęć, zaś nowe procedury nie gwarantują prawidłowej selekcji kandydatów oraz ograniczają możliwości wszystkich służb do prawidłowego sprawdzenia kandydata przed powołaniem do służby (procedury skrócono do absurdu). Nowe procedury niejako wpychają kandydata do służby zawodowej, bez jakiejkolwiek weryfikacji i sprawdzenia predyspozycji oraz kwalifikacji. Od złożenia wniosku do powołania mija kilka dni, poprzez szkolenie podstawowe (28 dni) i dalsze szkolenie specjalistyczne w dobrowolnej zasadniczej służbie wojskowej (DZSW), trwającej 11 miesięcy oraz bez egzaminu z wychowania fizycznego. Innymi słowy, wojsko gwarantuje każdemu (marnemu) kandydatowi powołanie do zawodowej służby wojskowej po jej odbyciu. Niestety takie upychanie kandydata, bez przygotowania przede wszystkim jednostek wojskowych do realizacji szkolenia specjalistycznego rodzi problemy, bo wojsko straciło pod tym względem doświadczenie po zawieszeniu obowiązkowej służby wojskowej. Po wejściu ustawy nie było okresu do przebudowy systemu i czasu na przygotowanie jednostek wojskowych. Na głowy dowódców „zwalono” nowe szkolenie specjalistyczne. Przyjmując założenie, że wszystko jest gotowe. Po pierwsze brakuje odpowiedniej infrastruktury - nie ma gdzie zakwaterować na tak długi okres żołnierzy, po drugie szkoleniem specjalistycznym zajmowały się ośrodki szkolenia, których już nie ma, a te co powstały mają ograniczone moce szkoleniowe. Ponadto absurdalnie są też wykorzystywane do szkolenia podstawowego. To nie jest tak, że powołamy żołnierza do jednostki, a dowódca przeszkoli go na specjalistę, tylko w wąskim zakresie i co do niektórych specjalności. W trakcie obowiązywania zasadniczej służby wojskowej, dowódca kierował żołnierzy po szkoleniu podstawowym (po co najmniej 3 miesiącach) na szkolenie specjalistyczne w celu uzyskania uprawnień do ośrodka szkolenia, a po uzyskaniu uprawnień wracał na stanowisko do macierzystej jednostki.

 Wychowanie fizyczne żołnierza skrócono do minimum

 W Polsce przez długie dziesięciolecia szkolenie podstawowe tzw unitarne trwało trzy miesiące dla żołnierzy zasadniczej służby wojskowej. Pomimo skracania służby z dwóch lat do: 18,15, 12, a następnie 9 miesięcy w 2004 roku, w tym okresie szczególny nacisk kładziono na szkolenie bojowe i sprawność fizyczną. Każdy żołnierz wykonywał w tym okresie miedzy innymi rzut granatem bojowym oraz realizował zadania z użyciem bojowych środków minersko-zaporowych. Ogółem na zajęcie przewidziano 343 godziny programowe, z tego na wychowanie fizyczne (WF) przewidziano aż 44 godziny, co z dodatkowymi zajęciami sportowymi pozwalało na znaczne podniesienie sprawności fizycznej oraz wykonywania ćwiczeń w ośrodku sprawności fizycznej, w tym podstawowych technik walki wręcz.

Następne ograniczenia w szkoleniu podstawowym pojawiły się w 2018 roku, gdzie szkolenie podstawowe skrócono do siedmiu tygodni, co dawało łącznie 30 dni szkolenia o łącznym wymiarze 230 godzin lekcyjnych. Dość wyraźnie skrócono szkolenie bojowe, a na WF pozostało praktycznie tylko 18 godzin. Łączny czas szkolenie jeszcze pozostał do trzech miesięcy, po którym żołnierz został zwalniany i mógł się ubiegać o powołanie do zawodowej służby wojskowej.

2013 r.: braki środków pozoracji pola walki wymusiły zmiany w szkoleniu

W 2013 roku zmieniono program, a WF okrojono o połowę (z 44 godzin pozostawiono 24), co niekorzystnie wpłynęło na poziom tego szkolenia. Pozyskane godziny rozdzielono na pozostałe przedmioty jak: regulaminy, terenoznawstwo, OPBMR, szkolenie strzeleckie, inżynieryjno saperskie i medyczne. Jednocześnie doszło do wyraźnego ograniczenia ilości środków materiałowych przeznaczonych na zabezpieczenie szkolenia. Z programu szkolenia wykreślono między innymi rzut granatem bojowym. W tym czasie znaczne problemy pojawiły się w zabezpieczeniu szkolenia bojowego, zaczęło brakować amunicji i środków pozoracji pola walki oraz materiałów wybuchowych i lontu prochowego. Realizm szkolenia nagle został zmniejszony, a jego efekt końcowy schodził na dalszy plan. Większe znaczenie nabierały statystyki i liczba żołnierzy, która dotrwała do końca szkolenia.

2020 r.: szkolenie jak obóz harcerski?

Największe kontrowersje rozpoczęły się w połowie 2020 roku, w którym zagęszczono powoływanie co miesiąc, a nie jak do tej pory raz na kwartał w celu pozyskania większej ilości kandydatów do wojska z myślą oczywiście o służbie zawodowej. Jednocześnie służbę wojskową skrócono do 28 dni, z tego tylko na szkolenie pozostało 17 dni. Ilość godzin co prawda wynosiła 196 godzin tylko, że 44 zaplanowano jako zajęcia zdalne (na odległość), które kandydat miał przerobić przed powołaniem. Szkolenie na odległość jest fikcją oraz straconym czasem szkoleniowym nie do odrobienia. Niestety, innym absurdem szkoleniowym podczas tego szkolenia 28 dniowego zakończonego przysięgą było to, że ten kandydat WF-u w wojsku nie widział. W sumie w procesie szkolenia czasu nie wystarcza na nic. Powstał obraz rozpaczy szkoleniowej. Podczas przysięgi wojskowej instruktorzy modlą się o to, aby to wojsko jakoś równo w takt bębna przemaszerowało przed trybuną, bo o defiladzie to można zapomnieć. Niestety taka degradacja szkolenia spowodowała więcej złego niż dobrego. Krzywdzimy kandydata do służby zawodowej w myśl powiedzenia: czym skorupka za młodu nasiąknie. Po tym szkoleniu oni jeszcze nic nie potrafią. Krótkie i często organizowane turnusy szkoleniowe nie są ani tanie, ani efektywne, jeśli weźmie się pod uwagę wartość finalną takiego żołnierza.

Zbyt krótki okres szkolenia podstawowego

 Tu rodzi się pytanie, dlaczego wojsko przywracając szkolenie specjalistyczne oraz wydłużając szkolenie nie powraca do programu szkolenia podstawowego trzymiesięcznego? Dlaczego wszystkim wmawia się, że żołnierz będzie następne 11 miesięcy szkolił się na specjalistę? To też jest jakiś absurd. Po etapie szkolenia podstawowego następowały inne etapy jak szkolenie specjalisty, w zależności od specjalności ten okres był różny. Następnie w składzie drużyny i plutonu oraz zgrywanie w ramach pododdziału: kompania i batalion, zakończonego szkoleniem poligonowym.

 Niestety nowe szkolenie specjalistyczne to jest uszczęśliwianie dowódców na siłę. Pododdziały zawodowe zgodnie z programem realizują szkolenie w składzie właśnie pododdziału. Nie ma tam miejsca na szkolenie specjalisty od podstaw. Nie są one nawet wyposażone w odpowiednie urządzenie szkolno-treningowe. Przejęcie ciężaru szkolenia specjalistycznego tylko zdezorganizuje szkolenie w jednostkach wojskowych na poszczególnych poziomach. Zapewne w jednostkach rozpoczęły się łapanki instruktorów i uszczęśliwianie żołnierzy do prowadzenia naprędce organizowanych zajęć dla „sztuki” przyjętej po miesiącu szkolenia. Niestety mam obawy, że szkolenie specjalistyczne może być następną sztuką. Chwalimy się doświadczeniem zdobytym na misjach zagranicznych jakie zdobyli żołnierze, wraz z odejściami doświadczonej kadry do cywila wojsku kurczą się te umiejętności. Obecne na łapu capu szkolenie specjalistyczne ujawnia obraz, że po 14 latach od braku poboru do wojska nie jesteśmy w stanie powrócić do systemu szkolenia! Niestety nic nie jest gotowe, do prowadzenia zajęć. Aby powrócić prawidłowo do sprawnego systemu szkolenia potrzebne jest 2-3 lata na rozruch i przygotowania ośrodków szkolenia, instruktorów, sprzętu oraz infrastruktury, nie tylko szkoleniowej. Jak na razie kiepsko wyszkolony żołnierz będzie uczył młodego. Szok.

Efektem upychania ochotników po „niepełnym” szkoleniu podstawowym na etaty dla żołnierzy zawodowych będzie szybkie zderzenie młodego człowieka z wojskową rzeczywistością w koszarach. Niewątpliwie - jak podejrzewam - będzie to powód do rezygnacji z dalszego szkolenia. A szkolenie wyjdzie bokiem, nasz przyszły zawodowiec na wstępie swojej wojskowej drogi życiowej będzie miał problemy z zaliczeniem rocznego egzaminu z wychowania fizycznego. Następny kryzys czy „konflikt” pokaże słabości żołnierskiego wychowania poprzez następnych „dezerterów”.

Artur Kolski

Zdjęcie: MON/flick.com

żołnierz, historyk, medyk

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka