Od wieków żyjemy w kłopotliwym sąsiedztwie. Kwestia, jak przetrwać między Niemcami i Rosją, była przedmiotem politologicznych i geopolitycznych rozważań wielu polskich mężów stanu, historyków, a nawet satyryków.
Polska leży w geopolitycznym korytarzu europejskim, dla jednych jest ściśnięta jak sandwicz, dla innych jest bożym igrzyskiem. Przez kilkanaście lat nowej niepodległości, która nastała po zakończeniu zimnej wojny i upadku Związku Sowieckiego, próbowaliśmy wybić się na podmiotowość. Pragnęliśmy powrócić do struktur zachodniej cywilizacji z ambicjami współkształtowania polityki tych instytucji wobec ociągającego się z demokratyzacją i transformacją świata Wschodu. Przez lata, po wejściu do NATO i Unii Europejskiej, łudziliśmy się nadzieją, że odwieczny dylemat – iść z Niemcami czy Rosją – został rozstrzygnięty. Charakter zachodnich instytucji miał przekreślać mocarstwowe ambicje Niemiec. A ich współpraca z Rosją miała dawać jej uprzywilejowaną pozycję za cenę porzucenia dążeń do ingerowania w rozwój Europy. Niestety, upiory z przeszłości powróciły na europejską scenę. Zarówno Rosja, jak i Niemcy zaczęły przejawiać aspiracje do wzmocnienia swoich pozycji w Europie Środkowo-Wschodniej. Stało się tak, gdyż włączenie naszego regionu do zachodnich struktur nastąpiło na specjalnych zasadach. Nie otrzymaliśmy statusu równego państwom „starej Europy”. To dało Rosji zielone światło do prób odzyskania części wpływów, szczególnie w sferze ekonomicznej.
Za wszelką cenę
Do 2007 r. dominował pogląd, iż polska racja stanu polega na aktywnym wspieraniu wszelkich działań demokratycznych na Wschodzie i wzmacnianiu ambicji integracyjnych państw tego regionu ze światem zachodnim. Na przełomie lat 2007 i 2008 ten paradygmat polityki zagranicznej uległ totalnej zmianie. Rządząca koalicja PO–PSL uznała, że należy odejść od imponderabiliów polskiej polityki zagranicznej na Wschodzie, zerwać z ambitną polityką wspierania prozachodnich przemian i zaakceptować Rosję taką, jaka jest, w nadziei na szybkie profity gospodarcze oraz wizerunkowe korzyści z rzekomego pojednania na scenie wewnętrznej.
Polityka koalicji PO–PSL zerwała zatem z polityką historyczną, rzetelnym wyjaśnieniem zaległych problemów, w tym kwestii katyńskiej. Zaprzestała wspierania Ukrainy i Gruzji w dołączaniu ich do struktur zachodnich. Zaakceptowała trapową instytucję, jaką jest Partnerstwo Wschodnie, zmierzające donikąd. Spolegliwie przyjęła niekorzystny i najdroższy w Europie kontrakt gazowy. Skapitulowała wobec Rosji w sprawie wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Aby uwiarygodnić się następnie w oczach Rosji, dyplomacja polska schłodziła również nasze relacje ze Stanami Zjednoczonymi, wycofując się ze współpracy na Bliskim Wschodzie i zajmując podejrzliwe i sceptyczne stanowisko wobec koncepcji tarczy antyrakietowej.
Polski reset z Rosją nie przynosił jednak istotnych sukcesów. Wydaje się, że Rosjanie uznali, iż wycofanie się Polski z aktywnej polityki na Wschodzie było naturalnym przyznaniem się do roli przedmiotowej, właściwej dla kraju o naszym potencjale. Polskie zabiegi o rosyjskie względy nie zostały w takim razie niczym wynagrodzone.
Zadziwia więc, iż zamiast dokonać realistycznej oceny nieudanej polityki, obecna władza polska brnie nadal w proces wasalnych gestów wobec Moskwy. Bo chyba tak należy określić politykę zmierzającą do wprowadzenia w życie umowy o małym ruchu granicznym z obwodem kaliningradzkim.
Umowa ta powinna wzbudzać w Polsce wiele zastrzeżeń. Dla jej zawarcia doszło do daleko idących zmian w prawie europejskim. W zasadzie zerwano z ideą małego ruchu granicznego, gdyż zamiast przewidzianej dotąd w prawie unijnym strefy 30 do 50 km, porozumienie dopuszcza bezwizowy ruch dla mieszkańców całego obwodu kaliningradzkiego oraz prawie całego województwa warmińskiego i pomorskiego po stronie polskiej. Tak radykalna zmiana precedensowa może mieć niekorzystne reperkusje dla innych, szczególnie mniejszych państw europejskich w relacjach z dużymi sąsiadami. Takie problemy już sygnalizuje Litwa. Ciekawe, że zezwolenie Europy na taką zmianę nastąpiło w chwili, gdy kilka państw europejskich przeżywa refleksję na temat otwartości swoich granic. Dotyczy to nie tylko państw południa Europy narażonych na emigrację z Afryki Północnej. Należy przypomnieć o restrykcjach nałożonych niedawno na ruch osobowy na granicy duńsko-niemieckiej. Zmiana prawa europejskiego nastąpiła po wielu latach zabiegów dyplomacji PO–PSL i była de facto rezultatem ewolucji polityki niemieckiej. Ciekawe zatem, jakie argumenty lub przyszłe korzyści przewartościowały politykę niemiecką wobec polsko-rosyjskiej umowy o takim charakterze. Włos się jeży na głowie, gdy przypomni się stare zabiegi Niemiec o eksterytorialną drogę przez nasze Pomorze kilkadziesiąt lat temu. Ale należy pamiętać, że niedawno Rosja domagała się przywilejów w tranzycie przez Litwę do Kaliningradu.
Kaliningradzki straszak
Poza reperkusjami geopolitycznymi umowa z Rosją budzi wiele wątpliwości odnośnie do bezpieczeństwa Polski. Obwód kaliningradzki ma szczególną historię. Został utworzony po II wojnie światowej, na mocy decyzji konferencji międzynarodowych, w wyniku presji Stalina, aby mieć skrawek niemieckiej ziemi jako symboliczną rekompensatę za zwycięstwo nad Hitlerem. Przez kilkadziesiąt lat powojennych była to olbrzymia baza wojskowa, szachująca cały region bałtycki. Dziś Federacja Rosyjska nie może się zdecydować, czy enklawa ma być nadal straszakiem na Europę Środkową, czy bałtyckim Hongkongiem. Biorąc pod uwagę tę skomplikowaną historię oraz charakter osiedleńców, wielu polskich ekspertów policyjnych przewiduje duże problemy kryminalne po wejściu w życie umowy o ruchu bezwizowym. W europejskich statystykach kryminalnych Rosjanie wybijają się na czołowe miejsca. Eksperci przestrzegają więc przed powrotem do Polski przestępczości z lat 90. Zupełnie zasadne jest zatem pytanie, czy ewentualne problemy z gośćmi z Kaliningradu nie doprowadzą do narzucenia nam restrykcji szengeńskich na naszej granicy zachodniej.
W uzasadnieniach rządowych łatwo szermuje się sloganami o niebotycznych perspektywach gospodarczych po zawarciu umowy. Nawet niektórzy rozsądni dziennikarze ulegają naciskom lokalnych społeczności przygranicznych, liczących na rozwój życia bazarowego. Enigmatycznie wspomina się o przyśpieszonym rozwoju gospodarczym, turystycznym, kulturalnym, o możliwości odwiedzania grobów. Ciekawe, jakie to groby nas łączą? Jacy Polacy byli chowani koło Królewca?
Bez ładu i składu
W czasie prac sejmowych stosowne resorty nie udzieliły jednak satysfakcjonującej odpowiedzi na wiele wątpliwości. Brakuje w rządowych wyjaśnieniach prawdziwej oceny skutków społecznych. Brak realistycznych szacunków dotyczących wzrostu ruchu osobowego. Mówi się, że w zasadzie połowa Kaliningradu może nagle przyjechać do Polski. Nie ma wskazania konkretnych korzyści kulturalnych czy turystycznych. Brak jakichkolwiek symulacji i ocen skutków gospodarczych, zamiast kalkulacji są tylko przypuszczenia. W uzasadnieniach mówi się, że umowa nie będzie miała ujemnego wpływu na gospodarkę czy rynek pracy. Nie wyjaśnia się, jak może sprzyjać rozwojowi współpracy, w jakich dziedzinach może ta współpraca wzrastać i do jakiego poziomu. A więc wygląda na to, że tworzymy strefę, a potem się zobaczymy, jak to będzie wyglądało. Zawieramy umowę o małym ruchu granicznym, kiedy nie do końca wyjaśnione są sprawy żeglugi po Zalewie Wiślanym, kwestie dawnego embarga na żywność, czy transportu ciężarowego w relacjach z Rosją.
Pomysłodawcy umowy powołują się na pozytywne doświadczenia umów z Białorusią i Ukrainą. To nietrafne analogie. Tam mamy do czynienia z rzeczywistymi kontaktami ludności w strefie przygranicznej. Poza tym te państwa prowadzą inną politykę wobec Polski niż Rosja, a enklawa kaliningradzka ma swoją skomplikowaną historię, co może rzutować negatywnie na współpracę przygraniczną.
Należy postawić też pytanie: czy ta umowa w takiej formie jest zasadna w kontekście nieudanego resetu w relacjach z Federacją Rosyjską. Nie ma postępu w śledztwie katyńskim, o śledztwie smoleńskim szkoda gadać, za gaz płacimy najwięcej w Europie, nasz biznes nie jest w Rosji szczególnie preferowany, straszy się nas rakietami Iskander w obwodzie kaliningradzkim i ogromnymi zbrojeniami zapowiedzianymi w kampanii przez Putina. Czy rząd poważnie zakłada, że dla putinowskiej Rosji Polska może być jakimś wzorem? Czy zatem umowa o małym ruchu granicznym jest w tym kontekście zasadną formą nagrody dla Rosji? Dla takiej Rosji – po niedemokratycznych wyborach grudniowych do Dumy i ostatnim prezydenckim plebiscycie?
Polityka zagraniczna demokratycznego państwa powinna opierać się nie tylko na bieżących interesach, na pragmatyzmie „tu i teraz”. Polityka demokratycznego państwa musi polegać także na wartościach i standardach. Należy wątpić, czy te zasady zostały uwzględnione właśnie w tym przypadku. Czas pokaże, czy to obwód kaliningradzki zacznie przypominać sielskie Mazury, czy odwrotnie, putinowskie standardy będą rozpowszechniać się po Polsce.
Witold Waszczykowski jest posłem Prawa i Sprawiedliwości, wiceprzewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych.
JESTEŚMY LUDŹMI IV RP
Budowniczowie III RP
HOŁD RUSKI
9 maja 1794 powieszeni zostali publicznie w Warszawie przywódcy Targowicy skazani na karę śmierci przez sąd kryminalny: biskup inflancki Józef Kossakowski, hetman wielki koronny Piotr Ożarowski, marszałek Rady Nieustającej Józef Ankwicz, hetman polny litewski Józef Zabiełło.
Z cyklu: Autorytety moralne. В победе бессмертных идей коммунизма Мы видим грядущее нашей страны.
Z cyklu: Cyngle.Сквозь грозы сияло нам солнце свободы, И Ленин великий нам путь озарил
Wkrótce kolejni. Mamy duży zapas.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka