Marzena Godlewska Marzena Godlewska
408
BLOG

A dziecko zapisz do ZHR...

Marzena Godlewska Marzena Godlewska Rozmaitości Obserwuj notkę 8
Najpierw był "Przepis na przyjaciela". Pachnący woreczek a do tego karteczka ze starannie wykaligrafowanymi wyrazami: - łyżeczka zaufania, 2 szczypty życzliwości, 3 szczerości, 2 - chęci niesienia pomocy…
Woreczek pachniał wszystkimi przyprawami, jakie młoda druhna wyciągnęła z kuchnii swojej mamy. Moje dziecko miało wtedy 8 lat i była to jedna z jej pierwszych zbiórek.
 
 Potem były wyzwania. Moim zdaniem – kompletnie przekraczające możliwości kilkulatków.
- Mamy przygotować przedstawienie. Same.
- A druhny?
- Druhny mają maturę.
- Same – powtórzyło moje dziecko i zatrzasnęło mi drzwi przed nosem. Za drzwiami miała odbyć się pierwsza próba według tekstu, który dzieci wybrały same. Same też robiły scenografię.
 
Szybko zauważyłam, że efekt nie jest aż tak ważny. (moim zdaniem był zresztą taki sobie). Dzieci chwalone były za sam wkład pracy, za staranie. Druhny zawsze mówiły, że WSZYSTKO JEST PIĘKNE, ale też leciutko punktowały słabości, a dzieci bardzo CHCIAŁY ROBIĆ SAME coraz trudniejsze zadania.
Szybko okazało się, że w życiu ciekawsze jest podejmowanie wyzwań i sprawdzanie swoich możliwości, niż chwalenie się nowymi gadżetami, które kupili rodzice. No – zupełnie inna rzeczywistość. 
Ciuchy nie były aż tak interesujące, a na jednej ze zbiórek druhny zrobiły lekcję poglądową na temat: czemu nie czytać pisemek typu "Bravo". Na wyjazdach wszyscy chodzili na niedzielną mszę świętą. 
W harcerstwie naprawdę hartowano ducha. Bo jak inaczej określić sześciogodzinne stanie na Placu Piłsudskiego albo 3 dni poza domem, gdy przyjechał Papież i trzeba "służyć"?
To wszystko cudnie uczyło prawdziwego życia w świecie, który już dawno z prawdą się minął i mówi, że dobrze jest tylko wtedy, gdy jest lekko.
 
*****
- Czy mogę przyjść do państwa w sobotę o szóstej rano? – spytała mnie przez telefon druhna.
- Tak, a o co chodzi?
- Tylko proszę to zachować dla siebie…
I tak – leniwa sobota szósta rano. W drzwiach pokoju staje umundurowana nastolatka i składa meldunek. W ciągu 20-tu minut moje dziecko musi najpierw ochłonąć z szoku, bo naprawdę jej nie uprzedzałam, a potem – wskoczyć w mundur, umyć zęby i napić się choć łyka herbaty. Musi też zdążyć na plac apelowy. A potem – przez cały dzień cisza.
Wieczorem wraca bardzo zadowolona.
- Co robiłaś przez cały dzień? – pytam.
- Przedzieraliśmy się "kanałami". Uciekaliśmy przed gestapo.
- To fajnie, że wam się udało… A jadłaś coś?
- No. Trochę chleba i wodę.
No cóż. – myślę – w końcu Powstanie. Z głodu, na szczęście, nie umarła, ale za to przeszła bardzo ciekawą lekcję historii.
 
*****
Zresztą tych lekcji było więcej. Na obozach zawsze była obrzędowość. Starannie wymyślony scenariusz a do tego stroje i rekwizyty. Jedna z drużyn wymyśliła wieś polską w XIX wieku. Dziewczyny codziennie przeżywały inną porę roku – było "sianie" zbóż i święta. Dzieci uczyły się, jak wygladały niegdyś skopki, a wieczorami "wiejskie baby" śpiewały piosenki i haftowały. Czyż może być coś fajniejszego dla dzieci, niż nauka przez taką zabawę?
Zresztą właśnie w tamte wakacje odbyło się wesele, huczne jak to Boryny z Jagną. Do dziś wszyscy je wspominają. Coca cola lała się strumieniami, były i "ocepiny" i przyśpiewki. Wszystko porządnie. Po staropolsku.
W życiu obozowym niezwykły był też fakt, że dzieci zawsze przyjeżdżały na pustą polanę w lesie. Musiały same postawić namioty, wypchać sianem coś, co potem służyło za materac, a przede wszystkim cierpliwie zbudować wszystkie meble. I tak – z żerdek powstawały biurka, półki, piętrowe łóżka. Wszystkie najpiękniejsze, bo wykonane własnymi rękami. 
- Dziś po raz pierwszy się umyłem – wyznał młody druh swojej mamie po tygodniu "pionierki".
No cóż. Nie wszystko jest idealne, przyznaję.
Ale jedno jest pewne – dzięki harcerstwu nasze dzieci na pewno się nie nudziły, a poza tym nauczyły się bardzo cennej rzeczy – przekonania, że człowiek może mieć wpływ na swoje życie. Jest to tzw. "poczucie sprawstwa", które jest często zaburzone u dzieci, które np. dużo oglądają telewizji lub siedzą przed komputerem.
- Ja nie lubię jak coś mi przychodzi łatwo – powiedziała niedawno jedna druhna.
 
****
Czemu o tym wszystkim piszę????
Bo jeśli, mówi się, że w dzisiejszych czasach trudno jest wychować młodego człowieka, żeby wyszedł – jak to mówią – na ludzi, to świetny przepis na to ma harcerstwo.
- Łyżeczka trudności, szczypta wyzwań, akceptacja i bardzo, bardzo ciekawe zadania.
 
Uwaga: Oczywiście reklamuję ZHR (to R na końcu jest ważne, bo oznacza Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej) oraz Zawiszaków.
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości