No i mamy wstępny raport. Odezwali się również ponownie zwolennicy panowie od zakłócania sygnałów GPS, impulsów elektromagnetycznych, bomb różnego typu, sztucznej mgły itp. Piszą, że Raport niczego nie wyjaśnia i żądają odpowiedzi na stawiane przez siebie pytania - a w szczególności ujawnienia całego zapisu "czarnych skrzynek".
To i ja pozwolę sobie postawić kilka pytań:
Pierwsze i najważniejsze:
Załoga Tu154M PLF 101 otrzymała wiele ostrzeżeń o złej pogodzie na lotnisku docelowym - od kontroli obszaru w Mińsku, potem od swych kolegów z Jaka 40, a na końcu od kontrolerów lotniska Smoleńsk-Siewiernyj. Ostrzeżenia te zawierały informację, że widoczność na lotnisku docelowym była znacznie poniżej widoczności minimalnej, przy której dopuszczone jest lądowanie na tym lotnisku Tu154 i tej załogi! Pierwsze ostrzeżnie dotarło (z Mińska) gdy samolot był na wysokości 7500 m - a więc na kilkanaście minut przed tragicznie zakończoną próbą lądowania.
Pytam więc: Dlaczego pomimo tego kontynuowano lot w kierunku tego lotniska?! Czy załoga Tu154 otrzymała jakiekolwiek wiarygodne informacje o tym, że pogoda się poprawi w najbliższym czasie i mgła się rozwieje i widoczność stanie się wystarczająca do bezpiecznego lądowania na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj? Wręcz przeciwnie - otrzymywała informacje o pogarszających się warunkach! Dlaczego profesjonalni, wojskowi pilocie zachowali się jak niedoświadczony kierowca podejmujący próbę wyprzedzania ciężarówki na wąskiej drodze, we mgle, przed szczytem wzniesienia i w dodatku na zakręcie? Bo może się uda???
Wszelkie teorie o zamachu, meaconingu muszą w takim razie zakładać współpracę załogi samolotu - bo gdyby po prostu postąpili zgodnie z procedurami i zdrowym rozsądkiem, to już po pierwszym ostrzeżeniu sprawdziliby dane, a po potwierdzającej to ostrzeżenie informacji od kolegów z Jaka40 po prostu przerwaliby lot siadając na lotnisku np. w Mińsku i cały starannie przygotowany przez "ciemne siły" hipotetyczny zamach na podejściu do lotniska Smoleńsk-Siewiernyj ze "sztuczną mgłą i meaconingiem" z udziałem tajemniczego Iła76 wziąłby w łeb! A oni jednak tam polecieli pomimo, że kilkakrotnie ich przed tym ostrzegano. Czyżby byli w zmowie z organizatorami zamachu i postanowili dla idei poświęcić swoje życie? Wybaczcie - nie wierzę!
Pytanie drugie:
Dlaczego kontynuowano próbę lądowania pomimo wyraźnych ostrzeżeń kontroli podejścia, że warunków do lądowania nie ma?! Co mogła jeszcze zrobić obsługa lotniska? Piszecie "należało zamknąć lotnisko". Co to znaczy? Czy stwierdzenie, że "nie ma warunków do lądowania" nie jest wystarczającym argumentem, aby od razu odejść na zapasowe? Dlaczego pilot się upierał, że "spróbuje" - i to w pełnej konfiguracji do lądowania, co zdecydowanie utrudnia ewentualną ucieczkę w górę? Znów - bo może się uda? A przecież koledzy mówili przez radio - widoczność się pogarsza, bardzo uważajcie!
Odpowiedź na te dwa pytania to odpowiedź na przyczynę katastrofy. Reszta to już kostki domina, jak słusznie powiedzał Pan Edmund Klich. Może, gdyby przejęli się komunikatem o bliskości ziemi, to tragiczny ciąg zostałby przerwany - ale ten ciąg został zapoczątkowany całkowitym zlekceważeniem warunków pogodowych! Nie po raz pierwszy w polskim lotnictwie wojskowym! Wystarczy przypomnieć katastrofę "Iskry" przed defiladą w Warszawie, czy katastrofę CASY. W oba te wypadki "zamieszani" byli najwyżsi stopniami dowódcy lotnictwa! W dwóch z nich (CASA i Tu154) zginęli. I podobnie było w Smoleńsku! I znów była zła pogoda!!! Czyżby przypadek? Po raz trzeci??? To jakie nastawienie jest przekazywane szkolącym się pilotom? Lecimy - mgła, nie mgła, wicher - nie wicher, burza - nie burza! Nawet na drzwiach od stodoły! Co to - tchórzysz??? I nawet śmierć elity polskiego lotnictwa w Mirosławcu nie zmieniła tego nastawienia?
Przecież chyba było wiadomo, jakie jest wyposażenie lotniska Smoleńsk-Siewiernyj. Ma ono dość długi pas, ale tylko podstawowe pomoce nawigacyjne i kategorycznie wykluczone jest podejmowanie prób lądowania na tym lotnisku samolotem o masie około 70 ton i prędkości minimalnej 235 km/h (ok.65 m/s) przy widoczności rzędu 400 m w poziomie! A informacje o tym, że ta widoczność waha się w tych granicach (a nawet spada do 200 m!!!) załoga otrzymała odpowiednio wcześnie! Ten samolot nie miał w ogóle prawa podchodzić w tych warunkach do lądowania na tym lotnisku! Nawet na próbę! A jednak spróbowano. Mam prawo zapytać - dlaczego? Dlaczego zginęła prawie setka ludzi w tym Prezydent mojego kraju?! Ale nie pytam o to Rosjan, nie przeklinam "Ziemi Katyńskiej" - bo zawrócić należało już nad Białorusią - ew. w przypadku dobrej prognozy wylądować w Mińsku i po prostu poczekać, aż mgła w Smoleńsku-Siewiernym opadnie. Nie wolno lekceważyć sił przyrody - nawet jeśli człowiekowi wydaje się, że jest ich Panem wraz ze swoją techniką. Przekonało się o tym wielu - na przykład A. de Saint-Exupery, Żwirko i Wigura. I nic nie pomogło?
Tak, mam wiele pytań - ale do Pana Ministra Obrony Narodowej - Klicha, jego zwierzchnika Premiera Tuska oraz ich podwładnych - Panów Generałów w lotniczych mundurach - bo obawiam się, że polskie lotnictwo wojskowe żyje mitologią "Dywizjonu 303" czy "Cyrku Skalskiego". A rzeczywistość coraz bardziej skrzeczy - nasze orły powoli stają się nielotami! Dopiero po wypadku znalazło się dodatkowe paliwo na treningi. Ale to jeszcze za mało - chodzi jeszcze o przekazywane pilotom nastawienie podczas szkolenia - no i o szkolenia w ogóle. Polityka "Jakoś to będzie" nie sprawdza się w przypadku techniki!
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości