Rozmowy "elyt" przy stole...

    O wychowaniu i kulturze człowieka nie świadczy to, jak zachowuje się „na pokaz”, lecz wtedy, gdy jest przekonany, że nikt go nie obserwuje lub jeśli jest pewien, że nie poniesie konsekwencji swojego zachowania.

Opublikowane przez „Wprost” nagrania bezlitośnie obnażyły rzeczywisty poziom naszych „elyt”. Panowie (na razie na szczęście jeszcze nie nagrano Pań!) posługują się w swych rozmowach językiem od którego słuchania po prostu „uszy więdną”, a jeden z panów posłów tłumaczy młodym ludziom w programie „Bez retuszu”, że „to normalny język, jakim i Wy się na co dzień posługujecie”.

Cóż można dodać? Widocznie dla pana posła (celowo z małej litery) stosowanie „kuchennej łaciny” to normalność!

Otóż panie pośle, proszę sobie wyobrazić, że bardzo wielu ludzi w Polsce nie używa w codziennych rozmowach „przecinka” rozpoczynającego się na literę „k”.

Ładne wzorce rozmów i zachowania się przy stole zaprezentowali nam Państwo politycy!

Ludzi, którzy tak się w prywatnych rozmowach wysławiają nie zapraszano kiedyś do domów, a w "Noworolu" na krakowskim Rynku Głównym na dźwięk słowa "d..a" (nie mówiąc już o "k...a") gwar natychmiast cichnął i wzrok wszystkich gości koncentrował się na nieszczęśniku, któremu "się wyrwało". Nie pozostawało mu nic innego, jak po prostu wyjść.

Cóż, jeśli ktoś nie ukończył zwykłej „kindersztuby” to i Oxford mu nie pomoże, a prawdziwa natura człowieka ujawnia się właśnie wówczas, gdy wydaje mu się, że nikt go nie obserwuje lub jest pewien, że nie poniesie żadnych konsekwencji swojego zachowania...