Bazyli1969 Bazyli1969
5861
BLOG

Naród ukraiński – fikcja czy fakt?

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 168

Naród jest przede wszystkim bogaty ludźmi. Bogaty człowiekiem. Bogaty młodzieżą. Bogaty każdym.
Jan Paweł II
image

W głośnym artykule popełnionym osobiście przez władcę Chanatu Moskiewskiego w roku ubiegłym, znalazł się taki passus: „Brak historycznych podstaw do mówienia o odrębnym narodzie ukraińskim przed epoką sowiecką.” Bęc! Trudno podejrzewać W. Putina o pisanie sztandarowych propagitek pod wpływem (czego?), ale inne wytłumaczenie wydaje się mocno niepewnym. Czemu? Ano choćby z tego powodu, że w tym samym artykule autor potwierdza istnienie takiej wspólnoty już przed epoką sowiecką, a niecały rok później gratuluje narodowi ukraińskiemu współuczestnictwa w tzw. Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Można napinać się i kombinować, aby zrozumieć pokręcony proces myślowy Putina, lecz - chyba - nigdy nie da się go pojąć bez dopingu w postaci połówki okowitki. Gdy już ten szlachetny trunek napełni żołądek i żyły, a odpowiednie cząstki zaczną atakować mózg, dopiero wtedy nastąpi olśnienie. Najkrócej da się je spuentować tak: naród ukraiński to „zwierzę” biegające po lasach od dawna, ale zostało udomowione dopiero przez ZSRR, które tak czy owak przynależało i przynależy do wielkiej rodziny rosyjskiej składającej się z Rosjan (stricte!), Białorusinów oraz właśnie Ukraińców. Taki „trójjedyny” megaetnos. Ile w tym prawdy? Zacznijmy od początku…

Ukraińcy niewątpliwie stanowią cząstkę wspólnoty słowiańskiej. Przede wszystkim ze względu na język. Tak już bowiem jest, że świat nauki przyporządkowuje dany etnos do konkretnej rodziny ze względu na mowę. To bardzo dyskusyjna metoda, ale trudno. Przyjmijmy takie rozwiązanie za mądrzejszymi. Skoro tak, to warto pamiętać, iż prapoczątki Słowian nikną w pomroce dziejów. Wiemy o ich pradziejach, pochodzeniu i wielu innych pierwotnie specyficznych cechach znacznie mniej niż o Latynach, Grekach, Germanach, Celtach… W każdy razie tzw. notoryczni Słowianie pojawiają się na arenie dziejów w VI stuleciu. I co ciekawe, właśnie na obszarach ograniczonych dziś przed wszystkim granicami państwa ukraińskiego. W owym czasie współpracując z różnorodnymi (głównie koczowniczymi) plemionami rozlewają się z ziem Podnieprza po sporej części centralnej i wschodniej Europy. Docierają do wysp greckich, do Azji Mniejszej, nad jezioro Onega, do Italii, nad Men, Łabę  i Radęcę, a nawet na należące dziś do Danii wyspy. Na swej drodze likwidują, wypierają i asymilują różnojęzyczne ludy. Na zachodzie Germanów i niewielkie grupy sarmackie. Na południu społeczności postrzymskie, resztki Traków, Ilirów, Getów, nieco Greków. Natomiast na wschodzie wchłaniają przede wszystkim plemiona tureckie, sarmackie, fińskie, bałtyjskie, mongolskie… W ten oto sposób powoli tworzy się podział na Słowian wschodnich, południowych i zachodnich. Proces zróżnicowania wzmacniają impulsy płynące z określonych ośrodków – jak Bizancjum czy Rzym, jak również oddziaływania Kościołów. Jednak aż po XII stulecie podział ten jest mgławicowy, niewyraźny, niejednoznaczny. Wystarczy wspomnieć, iż jeszcze w X czy XI w. Słowianin żyjący w Wagrii (dzisiejsze północne Niemcy) mógł w miarę swobodnie porozumieć się ze Słowianinem mieszkającym na tzw. Górnych Węgrzech, czyli dzisiejszej Słowacji, a Pomorzanin spod Kołobrzegu musiałby tylko nieco się wysilić by pojąć co mówi do niego kupiec z Nowogrodu Wielkiego. Było rodzinnie, na ogół przyjemnie, towarzysko. Z grubsza – oczywiście.

Odnośnie naszego „podmiotu lirycznego” trzeba wspomnieć, iż tzw. Słowiańszczyzna wschodnia najpewniej nie obejmowała znacznej części ziem stanowiących dzisiejszą Haliczynę, tj. zachodnią Ukrainę. Istnieje mnóstwo przesłanek (wzmacnianych przede wszystkim badaniami językoznawców) mówiących o tym, że współczesna Ziemia Przemyska, Lwowska, Włodzimierska a więc historyczna Ruś Czerwona, była zamieszkiwana przez ludność, której pod względem językowym i kulturowym jeszcze w IX i X stuleciu było bliżej do mieszkańców Małopolski i Lubelszczyzny niż do ludzi żyjących nad średnim Dnieprem. Takie przypuszczenia oparte są o badania onomastyczne, archeologiczne, jak również o pewne wzmianki zawarte w źródłach pisanych. Tak np. wśród możnowładców wymienionych w jednym z traktatów zawartych przez Rusów z Bizancjum w pierwszej połowie X stulecia, wśród wojaków o imionach  typowo skandynawskich i (wschodnio)słowiańskich pojawia się osobistość nosząca miano: Włodzisław. Być może był to jakiś przywódca z obecnego pogranicza polsko-ukraińskiego pozostający w orbicie wpływów Kijowa. Jeśli tak było w rzeczywistości, to uzasadnionym wydaje się przypuszczenie, że dopiero w ciągu następnych dwóch, trzech wieków ziemie „Małopolski wschodniej” stały się ruskimi. Olbrzymi wpływ na taki rozwój wypadków – prócz państwa Rusów - miała przede wszystkim cerkiew. Ale to nie wszystko!

Otóż, mało znaną ciekawostką jest to, iż w praktycznie całej dawnej Słowiańszczyźnie nie było ostrych granic etnicznych. Języki, czy raczej gwary, przechodziły jedna w drugą. Coś na wzór dzisiejszego pogranicza polsko-białoruskiego, na którym język polski przechodzi stopniowo w język białoruski. Onegdaj było tak wszędzie. Na pograniczu z Wieletami, Pomorzanami, plemionami ze Słowacji, Rusinami… Aby nie być gołosłownym przytoczę fragment wiersza:

„Kaj noród mój? Pisany je mój wérš nocami. Joch był jak pes wyhnany w swět.
Joch błudził wečer ulicami a społ jak chachar pod mostami, mój žiwot ňeznoł žodén kwět...”

Nie sądzę, aby jakikolwiek użytkownik języka polskiego miał większy problem ze zrozumieniem treści i sensu utworu Óndry Łysohorskiego, bo to napisano po… Nie, nie po polsku, lecz w tzw. gwarze laskiej, która jest dziś uznawana za dialekt języka… czeskiego. Podobnie było na etnicznym pograniczu polsko-ruskim, które dawno temu, przed epoką Rusi Kijowskiej,  znajdowało się dziesiątki kilometrów bardziej na wschód. Nie ma dziś bowiem językowego obszaru przejściowego pomiędzy polskim a ukraińskim.  Jakie były zatem przyczyny zmian? Najpewniej – to uzasadniony wniosek – w dobie inwazji Połowców lub Mongołów na Ruś, tysiące Słowian żyjących nad dolnym i średnim Dniestrem oraz Bohem (Tywercy i Ulicze) uciekło przed wojownikami Czyngis-chana na północny-zachód. Z tego powodu ludność posługująca się gwarami wschodniosłowiańskimi zmajoryzowała plemiona bliskie tym żyjącym w Wielkopolsce, Małopolsce, na Śląsku  i  Mazowszu. Gdy zatem Kazimierz Wielki i jego następcy w latach 1340-1392 prowadzili walkę o księstwa halicko-włodzimierskie (dzisiejsza zachodnia Ukraina) musieli liczyć się z tym, że tamtejsza ludność, choć mówiła jeszcze w znacznej części gwarami bliskimi polskiemu, to pod względem kulturowym i – ci wówczas było niezwykle ważne – religijnym, była już znacznie odległa od ludu polskiego.

image

Nie wspominam o mieszkańcach centralnych ziemiach współczesnej Ukrainy, ponieważ w ciągu XIV i XV wieku zachodziły na nich procesy, które dziś nazwalibyśmy narodowotwórczymi, ale były one niemrawe i bardzo powolne. Wprawdzie ziemie te podlegały Litwie, a język i kultura Rusinów z dzisiejszej Białorusi i Ukrainy były niemal tożsame, to dopiero wiek XVI przyniósł ogromne zmiany. To właśnie wtedy, w wyniku Unii Lubelskiej, Korona wzięła pod swoje skrzydła (na wyraźną prośbę szlachty rusińskiej!) Naddnieprze. To właśnie wtedy, bo dokładnie w roku 1590, pojawiło się po raz pierwszy w konstytucji sejmowej (w sensie ściśle terytorialnym i po części etnicznym) pojęcie „Ukraina”. Jednak przez długi czas ludzie żyjący nad Dnieprem nie znali pojęcia Ukraińcy. Uznawali się za Rusinów wiary prawosławnej (po części również unickiej) i to był główny kontrapunkt konstytuujący tę nację wschodniosłowiańską. Trzeba przyznać, że dokonywał się on powoli, bardzo powoli. Od Połtawy, po Krzywy Róg, Kamieniec Podolski i Białą Cerkiew gotowało się niczym w garncu. Nigdy jednak, aż po stulecie XIX nie używano pojęcia „Ukraińcy”. Co prawda, już Bohdan Chmielnicki głosił wszem i wobec, iż pragnie wyzwolić spod władzy Lachów ludzi wiary ruskiej, ale czynnik ściśle etniczny w jego wystąpieniach nie pojawiał się. „Ruskim” dla kozackiego hetmana był  siczowy kozak, mieszczanin kijowski, Białorusin, ale również… Mołdawianin.

Prawdziwe nowoczesne i pełne w swej istocie pojęcie etniczności ukraińskiej pojawiło się dopiero w XIX w. w zachodniej części Ukrainy. Trzeba dodać, że Rusina z Galicji od Rusina spod Czernichowa dzieliło niemal wszystko. Religia, w jakimś stopniu dialekt, kultura materialna, doświadczenia, po części obyczaje. Mimo tego to Galicja i – w mniejszym stopniu – Wołyń stały się ukraińskim Piemontem. Z czasem, a więc w ciągu drugiej połowy XIX w. i pierwszej połowy XX stulecia, to właśnie z ziem stanowiących wielowiekowy przedmiot sporu polsko-rusińskiego (ukraińskiego) wychodziły impulsy narodowotwórcze. Szło to opornie. Nawet bardzo. Wystarczy wspomnieć, iż  gdy w latach 30. i pierwszych latach piątej dekady OUN/UPA starała się tworzyć swoje struktury poza Galicją wschodnią i Wołyniem, udał się jej to tylko (i to w mizernym stopniu) na Bukownie, Rusi Zakarpackiej oraz w okolicach Żytomierza i Kamieńca Podolskiego . Na wschód od Dniepru… porażka. Totalna.

Czy to oznacza, że naród ukraiński faktycznie nie istniał aż do czasów sowieckich? Skąd! Trzeba pamiętać, że władze moskiewskie oraz austriackie przez całe lata ze wszystkich sił starały się zatrzymać wybicie się  tej nacji na samoświadomość. Ci drudzy dopiero na przełomie XIX i XX w. zapalili zielone światło dla ukraińskich działaczy, widząc w nich naturalnych przeciwników aspiracji polskich. Drudzy natomiast… Dla nich Ukraińcy nie istnieli. Tylko "Małorosjanie". Co prawda władza sowiecka w przeddzień II Wojny Światowej i w jej trakcie podsycała ze wszystkich sił nasze spory z „Małorosjanami”, ale takie podejście miało li tylko wymiar taktyczny. „Niech się zabijają!”. A tak naprawdę, w sensie obiektywnym, naród ukraiński został poczęty w połowie wieku XVII w ,trakcie wojny domowej w I Rzeczypospolitej. Narodził się dwa wieki później, choć nie bez komplikacji. Przeżył okres burz i naporów w wieku XX, a dojrzał… Dojrzewa na naszych oczach.

Na koniec należy wspomnieć o dwóch sprawach. Po pierwsze, pierwiastki świadomości ukraińskiej, rozumianej jako poczucie odrębności wobec Polaków, Moskali i Białorusów, pojawiły się już ok. czterysta lat temu. Iwan Wyszeński, Malecjusz Smotrycki czy – nieco późniejszy - Hryhorij Skrowoda, raczej czuli niż wiedzieli, że wspólnota rusińska obejmująca lud od Lwowa po Ukrainę Słobodzką stanowi byt osobny. Dopiero jednak romantycy wieku XIX (przede wszystkim Taras Szewczenko oraz Iwan Franko) dostarczyli swoim pobratymcom materiału do budowy samoświadomości. Nie zdało by się to jednakże na wiele, gdyż przypadków, gdy  poezja i proza mające na celu poruszyć nuty narodowej dumy zamieniły się w perły rzucane przed wieprze. Dopiero praca u podstaw przyniosła wymierne rezultaty. I tu dochodzimy… Po drugie, jest niezwykle ciekawym, że idea nowoczesnego (ze wszystkimi skutkami niedojrzałości) narodu ukraińskiego rozkwitła na współczesnym polsko-ukraińskim pograniczu. To rywalizacja, spór i konkurencja z Polakami okazały się akuszerami idei narodowej wśród potomków Rusi Kijowskiej. Z plemion Polan, Derewlan, Siewiery, Uliczów, Tywerców i Wołynian (?), wymieszanych z tysiącami Polaków, Czarnych Kłobuków, Pieczyngów oraz innych zapomnianych ludów,  po tysiącu lat narodził się etnos, który dzielnie przeciwstawia się rzekomym „braciom-Moskalom” w obronie prawa do samostanowienia. I ma on  znacznie bardziej pozytywne perspektywy niż – niesłusznie pogardzani – Maltańczycy, Walijczycy, Czarnogórcy czy Galisyjczycy. Dobrze by było, gdyby im się powiodło. Tak, p. Putin. Dziś trzymam za nich kciuki.

----------------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.



Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura