Behe Behe
1342
BLOG

Wybrane dziwactwa i natręctwa we współczesnej mowie polskiej

Behe Behe Rozmaitości Obserwuj notkę 14

 

Język jest tworem giętkim, więc się nie złamie, kiedy ślina właściciela cokolwiek nań przyniesie, choćby i największe głupstwo. Twór to cierpliwy, który zniesie wszelkiego rodzaju łamańce i dziwactwa mowy współczesnej, Mięsisty, wszak z tkanki mięśniowej zrobiony, z mięsem w postaci pokarmu tudzież łaciny podwórkowej mający często do czynienia. Elastyczny, dopasowujący się do czasów i obyczajów. Kreatywny, zwłaszcza w czasach wolności słowa, co często sprowadza się do wolności bełkotu. Co pewien czas pojawiają się nowe mody, już to związane ze słownictwem, już to z wymową. Mody owe są wysoce zakaźne - językobełkotu można nabawić się, oglądając telewizję, przysłuchując się rozmowom nastolatek, a nawet słuchając hip-hopu. Jak każda moda, i te należą do krótkotrwałych, warto więc parę odmian odnotować dla potomności. Nie licząc na to, że potomność owa ustrzeże się od naszych błędów albo chociaż będzie popełniać ciekawsze.

     Odchodząc od NIE, dochodząc do TAK

      "Tak" to wartość dodatnia, pozytyw, zaproszenie, wspólnota, postawa otwarta. "Nie" jest wartością ujemną, negatywem, odrzuceniem, odcięciem się, postawą zamkniętą, wrogością lub przynajmniej alienacją. Obamowskie, hurra-optymistyczne "Yes, we can!'" ma dodawać otuchy. Jego lustrzane odbicie, "No, we can't...", oznaczałoby rezygnację, odmowę, wręcz zakaz.

      Tak by się w każdym razie mogło wydawać. Odnoszę jednak wrażenie, że w pewnych okolicznościach ostatnimi czasy w Polsce te dwa słowa zamieniły się rolami, co podważa moje przekonanie o słuszności ich dotychczasowego wartościowania. W niektórych sytuacjach nieprzyjazne, zamykające dyskusję "Nie" wydawało się dobroduszne, zachęcało do wejścia w dyskurs lub chociaż zapraszało do wspólnoty odczuć. Na przykład:
      - Fajna dupa, nie?
      - No!

      Niestety parę lat temu poczciwe, może nawet prostackie "Nie" zaczęło być wypierane przez apodyktyczne, nie znoszące sprzeciwu "Tak" ubrane w szatki wysokiej kultury. Tego wilka w owczej skórze najpierw upodobały sobie wszelkiej maści konsultantki w popularnych talk-showach. Słodkim, wręcz szczebiotliwym głosem, w którym jednak pobrzmiewa nutka protekcjonalności, wygłaszały swoje "naukowe" opinie, okraszając je na końcu zdania wspomnianym "Taak?" Na przykład: "Mamy tu więc to czynienia nie z leniem, tylko dzieckiem cierpiącym na ADHD, które należy poddać, terapii, taaak?") Zdaję sobie sprawę z tego, że tak samo jak "Nie?" jest to zwykłe natręctwo językowe, a jednak mierzi mnie ono, bo nie zachęca do dyskusji. Ba! To stwierdzenie faktu zamykające rozmówcy usta, jak bowiem odpowiedzieć na pytanie:
      - Fajna dupa, tak?
      Nie da się odpowiedzieć, gdyż to już pytaniem nie jest. Wspomniana dupa jest fajna, koniec kropka, twoja opinia mnie nie obchodzi.

      "Tak?" stało się wszechobecne, stosuje się je bez umiaru i bez sensu - zarówno na salonach, jak w warzywniakach albo w rozmowach galerianek. Z przeciągłego, mentorskiego "Taaak?" skróciło się do krótkiego szczeknięcia, tworząc nowy znak interpunkcyjny kończący zdanie.
      - Poproszę kilo ziemniaków i włoszczyznę, tak?
      - Nie zabezpieczyliśmy się przy pierwszym stosunku, bo myślałam, że dziewica nie może zajść w ciążę, tak?
      W ten sposób użytemu "Tak" mówię stanowcze "Nie!" Nie stosujmy tu szlachetnej socjologicznej techniki poprawienia komunikacji międzyludzkiej. Odejdźmy od "Tak" i wróćmy do "Nie"!


Plus sto punktów szacunu na dzielni

      Różne rodzaje zmanierowania nie ominęły nawet polszczyzny śpiewanej. Chyba najbardziej widocznym i bolesnym jest seplenienie hip-hopowców. Już sam wielki ś.p. Magik z kapeli Kaliber 44 seplenił jak dziecko pozbawione podstawowej opieki ortodonty i logopedy. Jego jednak zostawmy w spokoju, gdyż wielkim artystą był. Zaraza w postaci niewymawiania głosek szeleszczących rozprzestrzeniła się właściwie na wszystkich wokalistów związanych z tym szlachetnym gatunkiem muzyki: od blockersów bełkoczących coś pod nosem i wykonujących przy tym spastyczne ruchy rękoma (lekcje tańca pobierali chyba u Joe Cockera) aż po magnatów hip-hopu takich jak na przykład Peja znany również jako "Wiecie, co macie z nim zrobić? Ja za to płacę!" Rozmaite są teorie na temat pochodzenia tej uroczej modo-wady. Jedni powiadają, że to cecha jedynie wokalistów warszawskich, inni, że jest ona wynikiem nadużywania substancji psychoaktywnych, przez które rozleniwiony język nie dąży we właściwym ułożeniu na spotkanie zębom oraz podniebieniu górnemu. Ta druga teoria brzmi szalenie przekonująco, aliści moim zdaniem praprzyczyny należy upatrywać w bezmyślnym naśladownictwie oraz dążeniu do zostania samcem alfa w stadzie. Ludzki samiec alfa przemierzający dżungle miejskich blokowisk często napotyka na swej drodze innych samców broniących swojego terenu lub swojej samicy. W wyniku walki gruchotane są kości, siniaczone zostają miękkie części ciała, a zęby dzwonią o chodnik niczym nadpsute perełki. Prahiphopowiec musiał mieć szczególnie wysoki poziom testosteronu, a co za tym idzie - agresji - a co za tym idzie najprawdopodobniej stracił w licznych starciach górne jedynki, lecz za to zyskał posłuch. Dla naszych rodzimych hiphopowców brak górnych jedynek jest najczęściej wirtualny, lecz seplenienie dokładnie takie jak u hipotetycznego praszczura. W myśl zasady: seplenisz, bo jesteś fajterem. Środkowy element - straciłeś zęby w licznych walkach - wydaje się tu nieistotny. Seplenisz, śpiewając hip-hop? Masz plus sto punktów szacunu na dzielni!

      Powoli do lamusa odchodzi już druga maniera piosenkarzy estradowych, której prekursorem był Artur Gadowski z zespołu IRA udatnie sparodiowany w utworze "Szatan" formacji Kury Tymona Tymańskiego:

A czy już słyszysz łoskot fal?
A czy cię nie razi słońca blask?

      Na wyżyny kompletnego absurdu i humoru rodem z najlepszych kabaretów wyniósł ją niejaki Kupicha Piotr z zespołu Feel. Przyjrzyjmy się słowom (śpiewanym) utworu "Jest już ciemno":

A jest już ciemno,
A ty zostań ze mną
A ze mną chodź na chwilę
A ze mną bądź,
A ze mną bądź.

      Czemu ma służyć owo "A" wstawiane przed każdym wersem? Czyżby to dodatkowa sylaba, która ma zapewniać rytm? Otóż nie. Jeśli wsłuchamy się w artykulację wokalisty Feela, zauważymy śmiałą, ale za to kompletnie nieudaną próbę naśladownictwa gardłowego, jękliwego wokalu Eddiego Veddera z Pearl Jam. I tu nasuwa się przypuszczenie, że to prawdopodobnie właśnie '"Ah" które Eddie wtrąca na początku wielu wersów swoich utworów, tak zauroczyło Kupichę, że na stałe włączył je do swojego repertuaru.
      Śmieszny czy nieśmieszny, u dwunastolatek i tak ma plus sto punktów szacunu na dzielni.

Hiltonki i szczebiotki

      Dziwnym jest fakt, że obecnie, kiedy znajomość języka angielskiego przestała już być modnym gadżetem, którym można się pochwalić po podróży na cudownie zgniły Zachód, polszczyzna mówiona młodzieży obfituje w tak ogromną ilość anglicyzmów. Plenią się one do tego stopnia, że czynią wypowiedzi zgoła niezrozumiałymi. Jak bowiem przeciętny Kowalski pojąć ma zdanie w stylu: "Dziś gołnę do sinemy, a potem zjaram brałna i będę baunsować aż do morninga"? Posługiwanie się takim zlepkiem polszczyzny i spolszczonej angielszczyzny musi być szalenie męczące - tak dla mówcy, jak i jego interlokutora - więc niewątpliwie lada chwila odejdzie do lamusa.

      Dzielnie się trzyma pewien angielskopodobny wtręt zapożyczony przez Hiltonki z zakonu Paris Hilton - patronki słomy wystającej z butów od Manolo Blahnika. Hiltonki to dziewczęta (nieraz i takie po trzydziestce) spalone w solariach na skwarkę, z włosami tlenionymi na platynowy blond lub przeciwnie - farbowanymi na indiańską czerń - z bazarowymi podróbkami torebuś od Prady i odznaczające się nienachalnym intelektem. Ich charakterystyczne zawołanie: "No helooooł!" oznacza zdumienie, podkreślenie wypowiedzianych słów oraz językowe postukanie się w czoło tudzież lekceważące poklepanie po głowie obiektu, do którego się odnosi. Okrzykowi temu towarzyszy wytrzeszcz oczu oraz pełne oburzenia kręcenie głową. Weźmy na przykład zdanie: "Podbił do mnie w czinkłeczento i zaprosił na kawę. No helooooooł! Ja nie schodzę poniżej mesia!"

      Tu nasuwa się krótka, lecz ważka dygresja. Ostatnimi czasy na salonach politycznych odpowiednikiem "No heloł!" jest okrzyk: "Na Boga!" Być może nie byłoby w tym nic aż tak dziwnego, gdyby nie fakt, że ze szczególnym upodobaniem stosują go panowie pokroju posła Wenderlicha czy senatora Kutza, którzy do Boga czują mniej więcej taką samą estymę jak ja do Che Guevary. Jasna rzecz, lewackim autorytetom moralnym i arbitrom elegantiarum już nie wypada stosować inwokacji "Towarzysze!"

      Oryginalna, choć rzadko zauważana, jest maniera "szczebiotek" polegająca na takim wymawianiu zbitek "ść" czy "dzi", że brzmią one nieco z rosyjska. Z niezrozumiałych dla mnie powodów szczebiotki nie mówią jak Pan Bóg przykazał "sześć" lecz  "szesc" nie  "dziesięć" lecz "dzjesjęc" z miękkim akcentem na końcu. Czyżby stare, dobre "ść" stało się obciachowe, prostackie? Chyba nigdy nie zgłębię tajemnicy szczebiotek - zwłaszcza, że maniera ta, jak i inne wspomniane, niechybnie lada chwila zostanie porzucona na korzyść innej, równie ulotnej i równie enigmatycznej.

      Kuriozalne i tajemnicze są dziwactwa i natręctwa współcznesnej polszczyzny mówionej. Badajmy je jak egzotyczne gatunki motyli na wymarciu, bo i ich życie jest chwilą jeno, skrzydła barwne, mają a migotliwe, zaś naturę niezgłębioną i fascynującą. I każdemu należy się sto punktów szacunu na dzielni. Źle mówię? No helooooł!
   
Behe
O mnie Behe

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości