beksztu beksztu
257
BLOG

Dyzma i jego zwycięski remis

beksztu beksztu Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Franek Smuda zapowiadał, że każdy wynik, inny niż porażka, bierze w ciemno. Jak przeczytałem, to nie mogłem uwierzyć. Motyla noga, jakim osłem trzeba być, żeby podobnymi przemyśleniami dzielić się ze światem?! Takie stawianie tematu jest idiotyczne z dwóch powodów.

Pierwszy to aspekt psychologiczny. Ja na miejscu każdego z polskich piłkarzy kopnąłbym piłkarskiego Dyzmę w dupę. Wiadomo – nikt tego nie zrobi, bo nie zagra – jak Dyzmie podpadniesz to mogiła, ale co te chłopaki mają sobie myśleć, kiedy ich Treneiro swoją  wypowiedzią daje wyraźny znak, że uważa swój zespół za słabszy, niezdolny do zwycięstwa?

No niby Franz nie powiedział tego wprost, ale z jego wypowiedzi właśnie to wynika choć niejednoznacznie. Gdyby powiedział: „remis biorę w ciemno”, to byłoby jednoznacznie, ale on odwrócił kota ogonem. Jednak analizując dalej, co autor miał na myśli, możemy przyjąć, że wypowiedź „zwycięstwo biorę w ciemno” to zbyteczność. Metodą wykluczającą zostaje nam więc remis, który Dyzma bierze w ciemno, bo w zwycięstwo nie wierzy, a przecież remis jest lepszy niż porażka, mamy więc do czynienia ze zwycięskim remisem, do którego jeszcze wrócimy.

O ile jednak psychologia sportu to domena akademicka, a nasz Treneiro na uniwerek nie uczęszczał, bo jak wiadomo, bez matury na studia dostać się nie sposób, o tyle podstawówkę podobno skończył i z podstawami matematyki miał do czynienia. Biorąc pod uwagę powyższe (remis brany w ciemno) szybko możemy skonkludować, że Franz w ciemno bierze wynik, który tak naprawdę nic nam nie daje. Magia „zwycięskiego remisu”, którą z uporem maniaka perswadują nam dziennikarze i wielu kibiców, to nic innego jak wydmuszka, ładna na zewnątrz, a pusta w środku. Ładna, bo ubrana w szaty ogólnonarodowej mobilizacji w walce z okupantem, Większym Bratem, który doświadczając nas przez lata, tak bidną Polskę upokorzył, że ta nawet w remisie widzi zwycięstwo, co poprawia jej samopoczucie i leczy kompleksy.

Pusta w środku, bo emocje emocjami, a matematyka matematyką. 1 + 1 daje 2 i jakby na to nie patrzeć, jest mniejsze od 3, a nawet od 4, więc jeśli ten remis jest zwycięski, to tylko w kontekście faktu, że po raz pierwszy od X lat, w ostatnim meczu fazy grupowej, nie musimy się oglądać na wyniki innych.

Najsławniejszy „zwycięski remis” to oczywiście ten z 73’ kiedy to Janek Plotę Trzy Po Trzy zatrzymał Anglię i ruszył ziemię, co odmieniło obliczę świata, a drużynie Górskiego otworzyło drogę na Mundial w RFN.

O ile jednak tamto wydarzenie, faktycznie można nazwać „zwycięskim remisem”, gdyż jego skutki, nosiły znamiona zwycięstwa – ostatecznie zakwalifikowaliśmy się na MŚ, o tyle, podział punktów w ostatni wtorek, ze zwycięstwem nie ma nic wspólnego.

Jeśli spojrzymy na ten remis w kontekście naszej pozycji w tabeli, to również nie ma się z czego cieszyć, gdyż okaże się, że z 2 miejsca (ex equo z Grecją) spadliśmy na 3. Mało tego – tak czy siak – w ostatnim meczu z Czechami musimy wygrać. Jeśli Grecy zremisują lub przegrają z Ruskami, a my ogramy Pepiczków, to oczywiście awansujemy, ale przy takim scenariuszu remis z Rosją i tak nie będzie miał żadnego znaczenia.

Proszę mnie źle nie zrozumieć. Ja nie twierdzę, że remis to zły wynik – wpłynął dobrze na morale – Polacy uwierzyli w siebie – zremisowali z drużyną, która  na papierze była poza naszym zasięgiem, z drużyną, która w pierwszej kolejce zaprezentowała futbol, do którego my w meczu z Grekami nawet się nie zbliżyliśmy.  Nie możemy na ten remis psioczyć, ale nazywanie go zwycięskim to nadużycie, a w ustach trenera to zwykła głupota.

Zwycięski remis to twierdzenie niedorzeczne z jeszcze jednego powodu – my w tym meczu byliśmy po prostu lepsi! Stworzyliśmy więcej klarownych sytuacji, a w drugiej połowie, po przepięknej bramce Błaszczykowskiego – zdominowaliśmy rywali i mieliśmy szansę wygrać. Zabrakło kropki nad „i” dlatego możemy sobie pluć w brodę, a ten remis nazywać „niezwycięskim”. Z 4 punktami i prowadzeniem w tabeli, to my wychodząc na boisko w meczu z Czechami bylibyśmy w ćwierćfinałach, mało tego, gdybyśmy nawet ten mecz przegrali, to przy dobrym wietrze i zwycięstwie Greków w ostatniej kolejce, również wyszlibyśmy z grupy razem z Pepiczkami!

Najśmieszniejsze w tym naszym polskim „zwycięskim remisie” jest to, że jeśli w ostatnim meczu znowu podzielimy się punktami (ot taka polska gościnność), okaże się, że remis z Rosją wcale zwycięski nie był, a wszystko diabli wzięli.

Mimo naszej dotychczasowej skłonności do rozdawnictwa (Punkciki rozdaje, punkciki! Komu, komu? bo idę do domu!) jestem dobrej myśli i wieżę w chłopaków, choć nie w ich trenera. Trener, który za pomocnika, najlepiej nadającego się do wykonania ostatniego rzutu wolnego wprowadza napastnika, (który specjalnie w walce w powietrzu nie błyszczy), a na konferencji prasowej tłumaczy taką zmianę tym, że Rosja to bardzo groźny zespół i mogli nam wyprowadzić zabójczą kontrę (dlatego zamiast obrońcy czy pomocnika wprowadził napastnika?!) to jest imbecyl i tyle.

BTW. Zachowanie Obraniaka jest niedopuszczalne i powinien zostać odsunięty od drużyny. Nie ma zresztą czego żałować – są na tej pozycji lepsi od niego.

Dziennikarz: Panie Franku, co u Pana słychać?

Franek Smuda: U mnie bez zmian.

beksztu
O mnie beksztu

Raz jak dobry kebab na kaca, raz jak bąk puszczony w windzie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości