Grzegorz Gołębiewski - grzechg Grzegorz Gołębiewski - grzechg
2732
BLOG

Dwa pożytki z debaty o ACTA, czyli nie dla ACTA

Grzegorz Gołębiewski - grzechg Grzegorz Gołębiewski - grzechg ACTA Obserwuj temat Obserwuj notkę 30

 

                Pożytki z dzisiejszej debaty o ACTA będą dwa: jeden dla opinii publicznej w Polsce, a drugi dla samego Donalda Tuska. Ci, którzy wysłuchają tej debaty do końca w telewizji (przerwanej konferencją prokuratury w sprawie śmierci półrocznej Magdy), a którzy do tej pory sądzili, że umowa ta nie zagraża wolności słowa czy choćby rynkowi tańszych leków, dyskusja w Urzędzie Rady Ministrów otworzy im oczy na wielki problem prawny i polityczny, jaki powstał po złożeniu podpisu pod ACTA przez Panią Ambasador w Tokio 26 stycznia, w imieniu Polski. To pożytek może niewielki, ale dobry i taki. Drugi pożytek, jak sądzę, dużo większy – choć tymczasowy – będzie miał premier. Rozładuje to na krótki czas nastroje buntu wobec Platformy, ale na krótko. Idzie bowiem i tak czas daleko idących przemian w Polsce na szczytach władzy, a ACTA jest dziś ich zapalnikiem, zresztą nie jedynym.        

             I choć pojawi się dziś i jutro, wiele wartościowych i celnych komentarzy o debacie z przedstawicielami rządu, to największy i brzemienny w skutkach błąd został już popełniony: złożono podpis. Premier i jego doradcy doskonale wiedzą o tym, że wstrzymanie ratyfikacji to tylko piar, nic więcej. Jest jeszcze gorzej. Jeśli Unia Europejska przyjmie jednak ACTA, a wymagana większość państw UE, ratyfikuje umowę, nawet bez udziału Polski, to będzie ona obowiązywała na obszarze całej Unii. Wtedy będziemy zobowiązani do implementacji prawa unijnego. Dobrze byłoby się dowiedzieć od specjalistów prawa międzynarodowego, jakie są obecnie, po złożeniu polskiego podpisu pod ACTA możliwości wypowiedzenia tej umowy i na jakich warunkach. Czy wycofanie podpisu (hipotetyczne) oznacza powrót pod względem prawnym do sytuacji sprzed 26 stycznia? Nie znamy wszystkich szczegółów ACTA, niezliczonej liczby załączników, więc tak naprawdę dyskusja toczy się po części w sferze domysłów i niezliczonych interpretacji. Ale już dziś można powiedzieć, że umowa międzynarodowa ACTA, na podstawie jawnych jej zapisów, jest groźna dla wolności słowa w Internecie, pozwala pod byle pretekstem zamknąć usta krytykom tej, czy innej władzy, co więcej, nie daje wcale gwarancji walki z piractwem w sieci, by tylko do sieci się tu ograniczyć.

 

            Donald Tusk jeszcze mierzy się i spiera z tymi, którzy przybyli na dyskusję, bo wie, że traci wpływy w jednej z najważniejszych grup społecznych, która ledwie moment temu popierała go, a przynajmniej była życzliwie do niego nastawiona. Padają już na sali rządowej wnioski o rozliczenie ludzi odpowiedzialnych za brak szerokich konsultacji społecznych. Premier może nawet kogoś odwoła. Może nawet w efekcie protestu, będzie rozważał wycofanie się z ACTA. Tyle tylko, że sama umowa jest złowrogim sygnałem dla wolności i demokracji w skali globalnej. I nawet wierzyć się nie chce, że chodzi tu o zyski koncernów multimedialnych, ponieważ zyski te są coraz większe dzięki wolności w Internecie, a także dzięki „piratom”. Premier dwoi się i troi i już nawet powiedział zebranym, że ACTA ma bronić kultury Zachodu przed piractwem. Akurat! To prosta droga do ograniczenia dostępu do kultury i jej zubożenia, bo dziś w sieci, poza rzeczami małymi i banalnymi, powstają rzeczy wielkie i mądre. Niech więc nikt nie da się zwieść. Trzeba konsekwentnie, do samego końca żądać od rządu: nie dla ACTA! W całości, bez kompromisów. Skoro już w Polsce, a nie gdzie indziej wywołano tak wielką debatę o wolności w Internecie, to przekonajmy do niej Europę. Może w końcu będą nam za coś naprawdę wdzięczni.             

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka