Bogusław Kowalski Bogusław Kowalski
116
BLOG

Oś Berlin-Moskwa-Pekin

Bogusław Kowalski Bogusław Kowalski Polityka Obserwuj notkę 2
Trwa wzmożony ruch w europejskiej polityce międzynarodowej. Prezydenci najważniejszych krajów odbywają liczne podróże. Naradzają się, składają deklaracje, podejmują zobowiązania. Przyczyną tego ożywienia jest wyciszenie się polityki amerykańskiej w związku z trwającą tam kampanią wyborczą. Politycy europejscy chcą ten szczególny czas wykorzystać na załatwienie własnych spraw, na wzmocnienie własnych pozycji zanim zza oceanu przyjdzie nowe. A nie wiadomo co ono przyniesie. Czy będzie to zwiększenie zaangażowania USA w najbardziej zapalnych regionach świata? Czy też bardziej powieje izolacjonizmem? W takiej sytuacji najlepiej przyjąć jak najwygodniejsze pozycje do nowego rozdania.

Ale niezależnie od tego w Europie następują trwałe zmiany w układzie sił. Są one związane ze wzrostem znaczenia Niemiec i Rosji. To co dla polityki światowej przyniesie nowa ekipa w Białym Domu może co najwyżej ten wzrost zwiększyć, ale już nie znacząco zmniejszyć.

Dlatego najważniejszym wydarzeniem dyplomatycznym w Europie w ostatnim czasie była wizyta Dmitrija Miedwiediewa w Berlinie. Była to druga podróż zagraniczna nowego prezydenta Rosji. Pierwszą odbył do Chin i Kazachstanu. Nie pisanym zwyczajem jest, że kolejność wizyt nowych szefów państw jest określeniem priorytetów i głównych partnerów w polityce zagranicznej. Śmiało możemy więc stwierdzić, że dla Moskwy kluczowym partnerem w Azji jest Pekin i regionalnie Kazachstan (z uwagi zasoby ropy i gazu w tym kraju), a w Europie Berlin. Czy na tej podstawie możemy już mówić, że szykuje się nowa oś, kolejne “strategiczne partnerstwo”, Berlin-Moskwa-Pekin?

Należy zakładać, że jest to celem polityki rosyjskiej i chyba chińskiej. Niemcy czują się poprzez NATO najbardziej związane z USA, ale skoro już raz weszły na drogę samodzielnej polityki i zacieśniania współpracy z Rosją, to de facto też przyjmują taką optykę. Zafunkcjonowanie w praktyce i trwale takiego sojuszu zmieni nie tylko układ sił w Europie, ale i na cały kontynencie euroazjatyckim. Zapewne USA będą starały się temu przeciwdziałać, ale nie wiadomo jak zdecydowanie, wszak mają swoje problemy np. z islamem i każdego z tych krajów potrzebują do współpracy, a nie konfliktu. Tak czy inaczej Niemcy mają ewentualnie z czego ustępować i w relacjach z Waszyngtonem wygrywać i utrwalać swoją dominującą pozycję w Europie.

Głównym tematem rozmów podczas spotkania w Berlinie były surowce energetyczne i ich dostawy na Stary Kontynent. Temat ten, kluczowy dla przyszłości wszystkich gospodarek narodowych, łączy i coraz bardziej będzie łączył nowych sojuszników. Jest punktem wyjścia i lepiszczem dla euroazjatyckiej osi. Będziemy świadkami spotkań trzech, a w niektórych sprawach z dopraszanym czwartym, czyli tym kto aktualnie będzie rządził w Kazachstanie.

Taki rozwój wypadków szczególnie denerwuje Francję. Prezydent Nicolas Sarkozy objeżdża Europę pod pretekstem przygotowania się do zbliżającej się prezydencji w UE. W rzeczywistości chodzi jednak o odzyskanie choćby części pozycji jaką jego państwo miało jeszcze pod koniec ubiegłego wieku. Ale w tym działaniu przypomina trochę “Żyda, który biega po pustym sklepie”. Francja przespała czas, gdy w Europie zachodziły zmiany. Ale oprócz straconego czasu nie ma też świeżej myśli geopolitycznej. Po omacku stara się wyjść z zaułka, do którego sama weszła.

Podpisana z Polską “strategiczna” umowa pokazuje, że Paryż chce wrócić do historycznych układów, które obowiazywały w XIX i na początku XX wieku. Ale za tym nic realnego nie stoi. Podlane jest to jedynie sentymentalno-historycznym sosem, który obficie wylewał się z przemówienia Sarkozego w Sejmie. Miło się go słuchało, ale po odrzuceniu retoryki nie wiele zostawało. Gdyby Francja nie traktowała nowych krajów członkowskiach UE, w tym Polski, jak egzotycznych kolonii, ale inwestowałaby długofalowo w trwałą obecność gospodarczą i kulturalną, byłaby poważnym graczem w Europie. Pamiętam charakterystyczną scysję w 2004 roku, jaką jako wicemarszałek województwa mazowieckiego miałem z francuską firmą i ambasadą w sprawie gospodarki odpadami na Mazowszu. Bardzo dobrze oddawała ona kształt dotychczasowej polityki francuskiej. Kiedyś to szczegółowo opiszę.

To co robi dziś Sarkozy trzeba było robić 15 lat temu. Obecnie Francja nie jest w stanie zaproponować nam nic szczególnego.

Po odwiedzinach w Warszawie prezydent Francji pojechał do Wiednia, gdzie narzekał, że silnik francusko-niemiecki, który ciągnął UE, nie pracuje najlepiej. Paryż cały czas trzymał się doktryny sformułowanej po II wojnie światowej. Mówiła ona, że trzeba rozwijać integrację europejską, aby opleść Niemcy taką liczbą różnych związków gospodarczych i instytucjonalnych, aby nie były w stanie być w pełni samodzielne i na nowo dominować w Europie. Doktryna ta była dobra, gdy Niemcy były podzielone. Ale przestała się sprawdzać po zjednoczeniu. Aroganccy Francuzi dopiero teraz zauważyli, że w Berlinie zbudowano już drugi, niemiecko-rosyjski, silnik, do którego powoli przepompowuje się paliwo i jedzie on coraz szybciej, podczas gdy stary słabnie.

Na tym tle polska polityka nie wygląda zbyt imponująco. Nachalna proukraińskość na europejskich forach wywołuje tylko wzruszenie ramion, a uznawana za prozachodnią, nowa premier Ukrainy, zaczyna urzędowanie od wizyty w Moskwie, a nie w Warszawie. Po licznych podróżach prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Gruzji, szef tego państwa spotkał się w St. Petersburgu bezpośrednio z Miedwiediewem, który świeżo wrócił z Berlina. Nasze popieranie Gruzji przypomina mieszanie się w konflikt między małżonkami. Dopóki awantura trwa możemy grać bohaterów. Gdy jednak ostatecznie małżonkowie się pogodzą będziemy największym wrogiem. Dlatego do spotkania prezydentów Polski i Rosji nie doszło, i nie dojdzie. A przecież byłoby o czym rozmawiać, oj byłoby!

Trzydniowa wizyta prezydenta Słowacji jest próbą reaktywacji Grupy Wyszehradzkiej, która od dłuższego czasu nie jest w stanie wykrzesać z siebie ważniejszej inicjatywy, i w której Polska obejmie na pół roku rotacyjne przewodnictwo. Próba ta jest jak najbardziej słuszna, ale niestety chyba też spóźniona. W tym gronie tylko Polska i Czechy są gotowe do bardziej zdecydowanych kroków. Słowacja coraz bardziej zerka na Rosję, dzięki której ma wymierne korzyści gospodarcze, jak np. budowa “szerokich torów” z Koszyc do Wiednia. Węgry natomiast liczą się z opinią Niemiec. Kapitał niemiecki jest bardzo mocno zaangażowany w węgierską gospodarkę i słaby rząd w Budapeszcie bez wsparcia Berlina byłby w beznadziejnej sytuacji.

Nie tak dawno sformułowałem tezę, że bez akceptacji Niemiec i Rosji w naszej części Europy nie powiedzie się żadna poważniejsza międzynarodowa inicjatywa. Pierwszym przykładem potwierdzającym tę tezę jest pomysł budowy ropociągu Odessa-Brody-Gdańsk. Projekt ten nie ma perspektyw ekonomicznych ponieważ Rosjanie przekonali Kazachstan, aby ten odmówił i bez tego nie ma źródła, z którego tą “rurą” mogłaby popłynąć ropa. Drugim przykładem jest wstęp do członkostwa NATO dla Ukrainy i Gruzji. Mimo wsparcia USA inicjatywa ta została skutecznie zablokowana przez Niemcy.

Sformułowałem też drugą tezę, że na skutek niezrozumienia sytuacji nasza polityka jest zupełnie nieskuteczna i prowadzi do wytworzenia pustki geopolitycznej wokół Polski. Jesteśmy na tyle dużym krajem, że możemy wywoływać widowiskowe dyplomatyczno-międzynarodowe awantury. Ale przez to stajemy się coraz bardziej krajem kłopotliwym, z którym nikt na trwałe nie chce mieć do czynienia. Tego rodzaju marginalizacja na dłuższą metę jest bardzo groźna dla naszej niepodległości.

Nie tak dawno Pan Prezydent Kaczyński w jednym z wywiadów prasowych oświadczył, że nie lubi endecji. Szkoda. Gdyby było inaczej zapewne czytałby wieczorami książki Romana Dmowskiego pt. “Niemcy, Rosja i kwestia polska” oraz “Polityka polska i odbudowanie państwa”. Ale przynajmniej niektórzy ministrowie z Kancelarii znają te pozycje. Może po kolejnym fiasku na arenie międzynarodowej odważą się podsunąć je Głowie Państwa?!

Bogusław Kowalski

6 czerwca 2008 r., Sochaczew

45 lat, wykształcenie wyższe, poseł na Sejm RP, członek komisji transportu i spraw zagranicznych, przewodniczący Ruchu Ludowo - Narodowego, szef rady programowej "Myśli Polskiej", prezes Polskiej Unii Samorządowej, w latach 2005-2007 wiceminister transportu, w okresie 2002-2005 radny wojewódzki i wicemarszałek Województwa Mazowieckiego. Odznaczony medalem „Zasłużony dla Transportu RP”, laureat prestiżowej nagrody kolejowej „Człowiek Roku – Przyjaciel Kolei”, otrzymał również nagrodę Prezydenta Siedlec, Burmistrza Ostrowi Mazowieckiej i Węgrowa za wkład w rozwój regionu. Żonaty, troje dzieci. Twórca Kolei Mazowieckich wraz z projektem zakupu nowych pociągów

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka