W „Rzeczpospolitej” pracuje pani… nazwisko z litości pominę, która „specjalizuje” się (he, he, he) w technikach komputerowych. Od paru lat tym się para. I wypisuje bzdury. Jeden przykład, który szczególnie mnie rozbawił (z artykułu pt. „Strzeż się wirusa i… pracownika”): „Według Computer Networks, coraz potężniejsze będą ataki Distributed Denial of Service. Jest to atak na system komputerowy lub usługę sieciową w celu uniemożliwienia działania poprzez zajęcie wszystkich wolnych zasobów, przeprowadzany równocześnie z wielu komputerów. Chodzi o sparaliżowanie systemu komputerowego przez przeciążenie go np. lawiną zapytań o ofertę firmy”.
Na tym mógłbym ten wpis zakończyć, niemniej jeszcze wyjaśnię niezorientowanym (nie znalazłem w Internecie przystępnych definicji), że chodzi tutaj jak najbardziej o zapytanie, ale w żadnym wypadku nie o zapytanie o ofertę firmy. Pani dziennikarka wie, że dzwoni, ale nie ma zielonego pojęcia, w którym kościele.
Co to jest zapytanie? W uproszczeniu: wpisuję w przeglądarce adres, np. www.salon24.pl, i z mojego komputera jest wysyłane zapytanie, a serwer mi odpowiada, wyświetlając stronę. Jeśli zapytań będzie za dużo (zbyt wielu użytkowników na raz będzie chciało wejść na stronę), serwer padnie (strona przestanie się wyświetlać), bo nie będzie w stanie tych zapytań obsłużyć. Oczywiście zapytania można formułować na inne sposoby (nie musi to być wywołanie adresu przez przeglądarkę), a proces ten zautomatyzować (w celu przeciążenia atakowanego serwera).
Nie polecam artykułów pani dziennikarki, bo można od nich zgłupieć – prawie każdy akapit trzeba by było prostować stosowną adnotacją.