Robert Bogdański Robert Bogdański
509
BLOG

Dlaczego wolę kiboli od salonu?

Robert Bogdański Robert Bogdański Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 21
Na nieuprzejme przyśpiewki kibolskie pod adresem premiera Tuska najbardziej obrażają się ci, którzy nie widzieli niczego złego w nazywaniu kandydata Nawrockiego “alfonsem”, czy “złodziejem” i nigdy za to nie przeprosili.

Zacznę od tego, że nie uznaję obrażania ludzi za metodę walki politycznej i najchętniej żyłbym w świecie, w którym ludzie rozmawiają ze sobą normalnie. Świat nie jest, niestety idealny, więc nieuprzejmości są na porządku dziennym. Sęk w tym, jaką się wobec nich przyjmuje postawę 

Otóż doskonale pamiętam, jak ekipa ludzi eleganckich i przyzwoitych (według definicji Piotra Wierzbickiego z "Podręcznika Europejczyka") skoncentrowała się wiosną tego roku na wyzywaniu kandydata Nawrockiego (obecnie prezydenta) od ostatnich, ku wielkiemu swojemu zadowoleniu i w nadziei, że te wyzwiska pomogą wypromować ich własnego kandydata. Wiem to, bo przez jakiś czas znalazłem się nieopatrznie we wnętrzu salonowej bańki i z przerażeniem obserwowałem z bliska, jak ludzie uznających się za kulturalnych i – jak to powiadają - “robiący w kulturze”, nurzają się w wyzwiskach pod adresem nielubianego kandydata. Moje nawoływania, aby nie iść tą drogą spotykały się z ogólnym śmiechem i lekceważeniem. O ile mi wiadomo nikt z tych ludzi nie uznał za stosowne, żeby przeprosić. 

Z podobnym niesmakiem obserwowałem udawanie przez salonowe ekipy przez wcześniejsze lata, że słynne “osiem gwiazdek” nie ma nic wspólnego z wulgarnością i to tylko taki lekki żarcik, na który nie ma co się obrażać. Pamiętam też, jak jedna pani z tytułem profesorskim, robiąca z kolei w literaturze, zachwycała się hasłem “wypierdalać” i zrobiła zachwyconemu tłumowi cały wykład dowodząc, że to nie ma nic wspólnego z obrażaniem kogokolwiek. Ta sama pani, jak też i jej słuchacze, czułaby się zapewne śmiertelnie urażona, gdyby takie słowo ktoś skierował pod jej adresem, a nie daj materio, jakiś kibol. 

Pamiętam także słynne “dorżniemy watahy”, wypowiedziane przez męża pani Appelbaum, świeżo po tym, jak zmienił barwy klubowe z PiS na PO i chciał się wkupić radykalną retoryką. Wkupił się, środowisko przyjęło go i nagrodziło. Pamiętam też ministra od kultury, kalającego nazwisko wielkiego polskiego pisarza, który mówił pod adresem ludzi usiłujących bronić zasady, by przy dokonywaniu zmian w mediach i instytucjach państwowych stosować obowiązujące przepisy, że “asfalt nie będzie mówił walcowi, dokąd ma jechać”. Też został nagrodzony. 

Nie ma najmniejszego powodu, aby tę listę ciągnąć, ale też nie ma powodu, aby o tym zapominać. Dlatego, kiedy słyszę przyśpiewkę kibicowską nazywającego premiera Tuska “matołem”, to pamiętam o dwu rzeczach. Po pierwsze o tym, że dla ludzi na stadionie codziennością jest skandowanie po nieudanych ich zdaniem interwencjach sędziowskich okrzyku porównującego sędziego do organu, który według różnych szkół pisze się przez “ch” lub “h”, więc mogą się oni zdziwić, że słowo “matoł” jest uznawane przez kogoś za chamskie. I po drugie o tym, że - w odróżnieniu od ludzi z salonu – ci ludzie nikogo nie udają. Może są chamscy, ale nie są hipokrytami. 

Dlatego nie przyłączę się do ich przyśpiewki (zwłaszcza, że nie chodzę na mecze), ale jednak wolę ich od ludzi salonu. 

Wracam po siedmiu latach. Prowadzę podcast o nazwie Coistotne, dotyczący głównie spraw międzynarodowych. Mówię o groźbach nuklearnych, polityce klimatycznej, budowie europejskiego mocarstwa, wzroście potęgi Chin i amerykańskich kłopotach z własnym państwem, o wszystkim tym, co jest w naszym świecie istotne. Podcast jest dostępny na Youtube i Spotify, ukazuje się nieregularnie, ale przynajmniej raz w tygodniu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (21)

Inne tematy w dziale Sport