Publicyści Rzeczpospolitej Publicyści Rzeczpospolitej
190
BLOG

Terlikowski: One miały nie żyć

Publicyści Rzeczpospolitej Publicyści Rzeczpospolitej Polityka Obserwuj notkę 55

Lekarze powiedzieli Mary Kellet, że jej syn umrze zaraz po urodzeniu. Schorzenie genetyczne, na które cierpi uniemożliwi mu bowiem życie. I dlatego sugerowali, że powinna ona dokonać aborcji i pozbyć się problemu. Odpowiedź kobiety była jasna: NIE. I zapewne dlatego teraz może cieszyć się życiem z Peterem. - Petere jest dla nas i dla wielu innych osób wielkim darem. Jest szczęśliwym, słodkim, małych chłopcem, który kocha czytać Biblię, słuchać muzyki i bawić się ze swoimi braćmi i siostrami. I wcale nie cierpi, jest najszczęśliwszą osobą jaką kiedykolwiek spotkałam - opowiada kobieta agencji Zenit.

Gdy lekarze poinformowali kobietę o "konieczności" aborcji rodzice byli na tyle wstrząśnięci, że nawet nie zajrzeli do internetu, by dowiedzieć się, jaka to choroba ma być tego przyczyną. Zrobiła to jednak ich starsza córka, która wyczytała, że - wbrew temu, co mówili specjaliści - ludzie cierpiący na to samo schorzenie, na jakie cierpi jej brat mogą żyć dwadzieścia i trzydzieści lat. I to ona, a nie specjaliści mieli rację. Jej brat żyje i jest radością dla całej rodziny. Rodziny, która zdecydowała się - nauczona własnym doświadczeniem - na pomaganie innym w podobnej sytuacji. Organizacja Prenatal Partners for Life próbuje przekonać rodziców, którym lekarze doradzają zabicie własnego dziecka, że warto je przyjąć, choćby na kilka minut ich życia.

Ta decyzja może sie zresztą okazać dla części z dzieci zbawienna. Bo choć diagnozy prenatalne są coraz doskonalsze i coraz częstsze, to nadal są zawodne. Wystarczy przypomnieć sytuację sprzed kilku miesięcy, gdy we Florencji przez pomyłkę dokonano aborcji zdrowego dziecka. W tym samym mniej więcej czasie w Mediolanie abortowano dwójkę dzieci, pierwsze - zdrowe zostało bowiem "usunięte" przez pomyłkę, a drugie usunięto, żeby ją "naprawić". - To wcale nie są odosobnione przypadki - opowiada agencji Zenit Mimi Citarella. - Moje dziecko również jest albo cudem albo przynajmniej poważnym medycznym błędem. Kilkunastu specjalistów badało moje dziecko w moim łonie i przekonywało mnie, że urodzi się ono poważnie upośledzone, całe życie spędzi w stanie wegetatywnym. Nie słuchaliśmy ich i teraz mamy śliczną, zdrową 15-miesięczną Claire - dodaje kobieta. A Kellet uzupełnia: "Testy mogą być błędne i diagnozy również. Często też wcale nie jest tak źle, jak wynika z opowieści lekarzy. Ale, jako że rzeczywiście żyjemy w kulturze śmierci, to gdy tylko dowiadujemy się, że nasze dziecko nie będzie doskonałe, to zabijamy je".

Na szczęście są też specjaliści, którzy nie idą po najmniejszej linii oporu. Dr Dyron Calhoun założył np. specjalne prenatalne hospicja, która pomagają rodzicom, których dzieci cierpieć mają na choroby, które zakończą się śmiercią tuż po urodzeniu, w przepracowaniu tych spraw. Hospicja te uświadamiają, że naturalna śmierć dziecka, nawet tuż po urodzeniu, jest mniejszą traumą dla rodziców (w tym także dla ojca - który zdaniem wielu specjalistów - jest obok dziecka i matki - "trzecią ofiarą") niż aborcja. Trudno też nie dostrzec, że takie hospicja są zwyczajnie bezpieczniejsze dla dzieci, które zdiagnozowano pomyłkowe. Tam bowiem mogą się one urodzić, a nie zostać zlikwidowane i już po śmierci uznane za "przypadkowe ofiary".

Nawet jednak, jeśli dzieci nie będą zdrowie, to i tak ich naturalne urodzenie jest lepsze dla matki i ojca. - Zawsze jest lepiej psychologicznie opiekować się swoim chorym lub umierającym dzieckiem, tak długo jak Bóg pozwoli, niż zdecydować się na aborcję. Kobiety, które zdecydowały się na taki zabieg do końca życia zadają sobie pytanie, czy zrobiły dobrze - przekonuje Kellet.

I jakoś trudno mi się z tym nie zgodzić. Może hospicja prenatalne są droższe od tanich "zabiegów przerwania ciąży". Ale też dla nikogo nie ulega chyba wątpliwości, że są bardziej humanitarne, moralne lepsze dla wszystkich, a przede wszystkim nie niosą ze sobą ryzyka "śmiertelnych błędów". Problem polega na tym, że nasza cywilizacja w ogóle nie interesuje się humanitaryzmem czy moralnością. Dla niej liczy się wygoda i "jakość życia". A ofiary są wliczone w cenę wygodnego życia dla reszty.

Tomasz P. Terlikowski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka