Bo co to jest za linia: w imię brata...
Przez lata wmawiał wszystkim własną linię, wizje, idee, a teraz ich brak i jest tylko "w imię brata" - tak jakby ów brat miał kiedykolwiek jakąś wzniosłą przesłankę...
Bracia od zawsze widzieli się w zdaniach podrzędnych patriotycznych powieścideł Sienkiewicza i żadna tragedia - nawet najboleśniejsza - nie przeniesie ich trwale do polskiego Panteonu... Pozostały brat jeszcze chce zaistnieć na politycznej scenie, ba, wierzy w swe niezłomne siły i chce podciągać się na prezydenckim drążku, ino tego drążka nie sięga (widać, że nawet drążek szefa partii jest jemu za wysoko - bo jeśli wygra, to musi zrezygnować z partii, a jeśli przegra, to partia zrezygnuje z niego). Poniosło Jarusia, przez bez mała 5 lat rządził z tylnego siedzenia i zazdrościł stangretowi bicza i lejców. Zapomniał Jaruś, że stangret ino konie trzyma, a kierunek nadają podróżnicy w kolasie... I on chce "dzieło brata" realizować, dzieło, którego nie było... brata, którego "wielkość" pono po śmierci doceniono, ale który nie potrafił swej "wielkości" za życia pokazać i emanował karłem bliźniaczych kompleksów...
A inni kandydaci...?
Więc winszuję wam rodacy wyboru - w myśl tutejszego powiedzenia - między dżumą a cholerą...
P.S.
W imię teorii spiskowych - Jedyny, któremu owa katastrofa mogła się przydać, jest i był Jaruś. Bez tej katastrofy zostałby, tym kim jest: zdziecinniałym kawalerem przy mamusi z bezżennym kotem.