Rzecz jasna każde państwo potrzebuje administracji. I rzecz jasna każda administracja potrzebuje urzędników. Są jedna również tacy, którzy twierdzą, że czy to administracja publiczna czy też inne publiczne sektory istnieją w celach socjalnych. Obniżają bezrobocie. Zresztą gdyby zwolnić urzędników przecież przestaliby płacić podatki i publiczna kasa też by na tym ucierpiała. Idąc dalej idealnym państwem musiałoby być państwo urzędników. Urzędnicy pracowaliby w Urzędach, dostawaliby urzędnicze wypłaty i płaciliby podatki, z których wypłacane byłyby im urzędnicze pensje. Czy to nie wspaniałe w swojej prostocie? Ktoś wprawdzie mógłby zapytać "No dobra, a skąd brałby się w takim państwie papier podaniowy?" No ale doprawdy...nie czepiajmy się szczegółów.
Wyznawcą powyższej teorii musi być Donald Tusk, który sanację finansów państwa chce zacząć nie od jego odchudzenia ale od jego dokarmienia. Ja sam znam wiele przypadków urzędników, którzy sami do końca nie wiedzą co robią na swoich stanowiskach. Tylko za kadencji "liberalnej" głosicielki idei "taniego państwa" przybyło (nie pamiętam dokładnie ile) około 20 proc urzędników. A w obliczu zmniejszenia ilości unijnej kasy będą wszyscy mieli całkiem mniej roboty. Mnoży się toto w tempie geometrycznym. Jak króliki, mrówki faraona czy coś.
Cała ta wielka urzędacka rodzina musi być Panu Premierowi bezbrzeżnie wdzięczna. I może w tym właśnie dieło.
Inne tematy w dziale Polityka
