Jednym z aspektów wojny z narodem prowadzonym przez komunistyczne państwo, były znikające krzyże i kwiaty, pojawiające sie w miejscach symbolicznych - kojarzących sie ze śmiercią ofiar systemu, lecz także - tych, z których szła nadzieja, jak choćby placów, na których msze odprawiał Jan Paweł II. Spod pałacu prezydenckiego w ostatnim miesiącu najpierw skrupulatnie usunięto świece i kwiaty, teraz zas zniknął postawiony po katastrofie krzyż.
W relacji, zamieszczonej na tablicy Ruchu 10 kwietnia na facebooku przez Wojciecha Boberskiego, czytamy:
Sprzed Pałacu Prezydenckiego zniknął drewniany krzyż ustawiony przez harcerzy w dniach żałoby. Dziś, po spotkaniu z Jarosławem Kaczyńskim i po koncercie, ok. 16.20 zebrała się tam spora grupa osób, którzy pytali kto o tym zadecydował. Bez odpowiedzi. Może ktoś ma jakieś wiarygodne informacje? Ktoś pośpiesznie zaciera ślady ludzkich wzruszeń? To miejsce winno pozostać bez zmian aż do pojawienia się nowego, prawowitego gospodarza pałacu. Dla osób pamiętających wydarzenia, o których wspomniałem na początku, sprawa musi być wyjątkowo bolesna i bulwersująca. Sprawcy, tradycyjnie, nieznani, choć nie zdziwi mnie, jeśli było to działanie władz Warszawy. Z jednej strony nie byłby to pierwszy raz, gdy decydują się na usuwanie krzyży (jako walkę z "samowolą", wcześniej usunięto te, upamiętniające ofiary wypadków drogowych, jako zagrożenie dla ruchu. Tu można próbować zrozumieć argumenty, ale komu zagrażał krzyż przed pałacem prezydenckim?). Z drugiej - kto uczestniczył w uroczystościach po 10 kwietnia lub stał w kolejce do pałacu prezydenckiego wie, jak niski był poziom empatii miasta i jak niewielkie zaangażowanie jego służb w pomoc obywatelom w tych dniach. oczywiście w tej chwili stawiam tylko hipotezę, równie dobrze sprawcy usunięcia harcerskiego krzyża mogą pozostać nieznani.
Z pierwszych reakcji w internecie widać, jak wielu osobom przeszkadzał ten krzyż. Oczywiście najwygodniej jest mówić o samowoli budowlanej, jakby bezduszność prawa była tu jedynym istotnym czynnikiem. Choć jest oczywiste, że nie o prawo, a o symbole tu chodzi. W latach 70-tych czy 80-tych, gdy krzyże również znikały, przynajmniej nikt nie klaskał. Krzyż spod pałacu prezydenckiego symbolizuje nie tylko państwa Kaczyńskich, lecz - o czym zdają się "legaliści" nie pamiętać - wszystkie ofiary. Wszystkie, więc choćby Stefana Melaka, który mógłby opowiedzieć nam o walce o pomnik katyński. Widzę tu bardzo ponurą analogię.
Dwa tygodnie temu, na apel Ruchu 10 kwietnia, pod pałac prezydencki przyszły tysiące ludzi. Tydzień temu, mimo formalnego odwołania kolejnego spotkania i oberwania chmury nad Warszawą, stawiło się kilkadziesiąt osób. dziś znów brak organizatora, zniknął krzyż, a pogoda jest niepewna. Czy ktoś jeszcze przyjdzie na Krakowskie Przedmieście upomnieć się o prawdę?