Budyń78 Budyń78
606
BLOG

Krzysztof Petelczyc, "Bigos"

Budyń78 Budyń78 Kultura Obserwuj notkę 2

Gdy odebrałem paczkę w Frondy, okazało się, że do przysłanych redakcji "Niepoprawnych" audiobooków Sumlińskiego, dorzucono w prezencie książkę pod tytułem "Bigos" Krzysztofa Petelczyca. Książkę chyba niedocenioną - nie trafiłem na żadną jej recenzję, a szkoda - którą warto polecić naszym czytelnikom.

Oto bowiem dostajemy pozycję, będącą wypadkową twórczości pisarskiej Ziemkiewicza i Wildsteina, jednak bez felietonowych naleciałości. Ośmielę się wręcz napisać, że "Bigos", przez miejsce akcji trochę pokrewny do "Żywiny" jest od niej lepszy. Lepszy, ponieważ świeży, bez powtarzania ustami bohaterów treści kilkudziesięciu felietonów, co staje się niestety zmorą bohaterów Ziemkiewicza.

"Bigos" jest opowieścią o wygranych polskiej transformacji, którzy nagle, prawie do końca nie wiedząc, czemu, nagle trafiają w sam środek zupełnie innego kraju, w którym korporacyjne szkolenia przestają być przepustką do lepszego świata. Trochę w tym wręcz fatalizmu Kafki... Nie chcę zdradzać akcji, czy tym bardziej zakończenia, napiszę więc tylko, ze naprawdę dobrze naszkicowane są portrety postaci. Mamy więc przedstawicieli nowych, polskich "elit" - korporacyjne wilczki, lokalnego biznesmena-cwaniaka z kryminalną przeszłością, poważanego adwokata, co to od procesów politycznych przeszedł do obrony mafii; mamy księdza - społecznika, który dla lokalnej społeczności robi więcej, niż kilkanaście urzędów i księdza - biznesmena, który woli liczyć, niż się modlić. Spotykamy ludzi uczciwych, którzy jakoś sobie radzą, choć żyją w warunkach, które nie mieszczą się ani w medialnym obrazie kraju sukcesu, ani w głowach jego odbiorców. I mamy kompletnie zagubionego bohatera, który na korporacyjnych szkoleniach i w kolorowej prasie usłyszał i przeczytał wszystko, ale po czym dowiedział się, zbyt późno, że tak naprawdę nie potrafi niczego. Ta książka jest bardzo smutna, choć momentami ocierająca się o satyrę. Podobnie, jak w "Dolnie nicości" Wildsteina, najzabawniejsze są opisy mentalności i zabaw grupy, która uważa się za lewicę, choć faktycznie nie ma żadnych głębszych ideałów. Bezstresowo wychowane dzieci są trochę przerażające, ale jednak wnoszą do powieści trochę oddechu. Co ciekawe również i na tym samym, co Wildstein, autor się wykłada, co jednak nie jest szczegółem znaczącym. Jest to element hip-hopowy. Wildstein w swojej książce umieścił hip-hopowy zespół "Czarny lud ma ciotę", tłumacząc na polski nazwę zespołu z Francji, co brzmiało sztucznie i pretensjonalnie. Petelczyc zaś wrzuca pseudo-hiphopowy tekst, który utrzymany jest jednak w zupełnie niepodobnej do rapu rytmice i do wyrapowania raczej nieszczęśliwy. To jednak drobiazgi i piszę o tym jedynie dla porządku.

Dzięki uprzejmości wydawnictwa możemy zamieścić początkowy fragment powieści. Kilka jej egzemplarzy znajdzie się też wkrótce w puli nagród naszego konkursu. Zapraszam do lektury fragmentu (pierwszego z dwóch) i namawiam do kupowania "Bigosu". Marzyłby mi się film na jego podstawie, ale kto by go zrobił? Najlepszy wydaje mi się do tego... Wojciech Smarzowski, ale obawiam się, że wtedy obraz ograniczyłby się do pokazania upiornej prowincji. Petelczyc ma jednak więcej życzliwości dla swoich bohaterów. A może jednak...?

http://www.wydawnictwofronda.pl/bigos

 

fragment powieści znajdziecie na Niepoprawnych

Budyń78
O mnie Budyń78

https://twitter.com/karnkowski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura