Castaneda Castaneda
98
BLOG

Po co w ogóle rodzina?

Castaneda Castaneda Polityka Obserwuj notkę 5

W latach 60-tych przez chwilę wierzono, że ludzie mogą żyć w luźnych stadłach, parząc się od niechcenia to z tym, to z tamtym i wychowywać pełne tolerancji i miłości dzieci. Niestety, jakie są konsekwencje takiego wychowania uczy nas złowieszczy przykład Mandarka z kreskówki "Laboratorium Dextera", który został wychowany właśnie w takim hipisowsko-pacyfistycznym stadle i proszę co z niego wyrosło...

A tak na poważnie, ku wielkiemu mojemu zdumieniu dziś w Wyborczej ukazał się zdumiewający artykuł "Rodzina do naprawy". Artykuł dobry, ale że poszedł w Wyborczej to musiał być jakiś sabotaż i jeszcze w kolumnie pod tytułem "Porażki nowoczesności". Ten fakt spowodował że zacząłem się poważnie zastanawiać czy nie wziałem przypadkiem Nowego Dziennika, ale szybko uspokoiłem się gdy zobaczyłem jadowite plwania niezawodnego Janusza A. Majcherka i płaksiwe kwękanie Konstantego Geberta na sąsiedniej stronie (ale na temat lustracji, nie rodziny).

Tekst autorstwa pani Gertrude Himmelfarb traktuje ogólnie o kryzysie rodziny i - co za tym idzie - kryzysie społeczeństwa. Odkrycie, że nie można mieć równocześnie - nieco upraszczając - wolności seksualnej, emancypacji kobiet i silnego społeczeństwa jest z perspektywy XX wieku rzeczą oczywistą, ale nie dla wszystkich. Dobrze się jednak dzieje, że ta świadomość powoli przedziera się nawet do publicystów lewicowych, z definicji preferujących bujanie w obłokach.

Ponieważ o tym wszystkim pisałem już kilkukrotnie, więc tylko kilka wartościowych cytatów do wykorzystania w internetowych kłótniach z tymi co jeszcze bujają w obłokach i wierzą że można mieć mniej dzieci i więcej socjalizmu.

"Na przykład w domach prowadzonych tylko przez matki zanotowano trzy razy wyższy poziom ubóstwa niż w domach małżeństw, a prawdopodobieństwo pozostania w biedzie przez kolejne lata w domach samotnych matek jest osiem razy większe. Prawdopodobieństwo, iż młodzi mężczyźni wychowani w domu bez ojca trafią do więzienia, jest dwa razy większe niż w przypadku tych, którzy wychowali się w pełnych rodzinach (dla wychowywanych przez ojczymów jest trzy razy większe). Na statystyki te nie mają zresztą wpływu czynniki rasowe, ekonomiczne, wykształcenie rodziców i miejsce zamieszkania.

Podobnie rzecz się ma z liczbą uczniów porzucających szkołę. Procent białych uczniów (unieważnia to zresztą stereotyp rasowy), wychowanych tylko przez jednego rodzica, porzucających szkołę, jest znacznie wyższy (28 proc.) niż czarnoskórych uczniów pochodzących z pełnych rodzin (17 proc.)."

Pani Himmelfarb pisze też o słynnej już zupie ("bo zupa była za słona") czyli postępowym stereotypie, który każe nam wierzyć że mąż-faszysta bije żonę. Otóż nie mąż - a zwykle konkubent czyli przedziwny mutant-potworek wylęgły z rewolucji seksualnej.

"Mimo to nadal wyczuwa się niechęć do zaakceptowania prawdziwej natury problemu. Dużo pisze się o kwestii maltretowanych kobiet, ale niektóre istotne fakty pomija się w tej niby obiektywnej retoryce, na przykład brak rozgraniczenia między małżeństwem a wolnym związkiem. David Blankenhorn, dyrektor Instytutu Amerykańskich Wartości (Institute for American Values), zauważa, że przemoc domową często nazywa się "przemocą małżeńską" lub "maltretowaniem żony", a sprawców - "mężami" albo "partnerami", bez względu na ich faktyczny stan cywilny (czasami tworzy się jedną kategorię "mężów i partnerów"). W ten sposób mężowie postrzegani są przez opinię publiczną jako winni przemocy, a małżeństwa jawią się jako siedliska problemów, podczas gdy to właśnie stosunki pozamałżeńskie o wiele częściej są źródłem tego rodzaju przestępstwa.

I konkretne dane na poparcie tej tezy:

"Badania Departamentu Sprawiedliwości pokazały, że prawdopodobieństwo seksualnej napaści bądź gwałtu na kobiecie przez jej partnera [nie męża] jest trzy razy większe (w przypadku znajomego dziesięć razy) niż w przypadku kobiety i jej męża. Wiadomo również, że prawdopodobieństwo molestowania nieletnich (także seksualnego) jest większe w rodzinach rozbitych niż pełnych. Częściej dokonują tych czynów ojczymowie niż ojcowie, najczęściej zaś partnerzy matki."

Polecam zapoznanie się z całym artykułem, bo rozwiewa on wiele podobnych mitów zwolenników różnych "małżeństw inaczej". Po tym tekście Kinga Dunin powinna właściwie splunąć Piotrowi Stasińskiemu w twarz i przestać produkować się na łamach Wysokich Obcasów. Stasiński może sobie właściwie podać ręce z Giertychem, a tekst z Wyborczej na swojej stronie mogłoby zamieścić Stowarzyszenie im. Piotra Skargi, które nawiasem mówiąc już od dawna ma wywieszony dobrze udokumentowany tekst o usterkach "rodzin inaczej".

Do poczytania

Przypisy

  • Akcent humorystyczny - amerykańskie plemię Indian Navajo zaprotestowało kiedy jakaś brytyjska organizacja gejowska zaczęła przyznawać "nalepki Navajo" knajpom, które deklarowały się jako "przyjazne dla gejów". Nazwę wybrano bo plemię rzekomo oddawało cześć gejom. Trudno się dziwić, że Indianie się wkurzyli, a zawinił zapewne jakiś nadgorliwy i postępowy antropolog (była już taka w latach 20-tych, nazywała się Margaret Mead). ("Indianie Navaho nie czcili homoseksualistów")
  • Tych, których zdziwiło nawiązanie do kreskówe na początku tego wpisu chciałbym uspokoić - nie można 24h na dobę czytać statystyk EuroHIV. W serii "Laboratorium Dextera" są co najmniej dwa odcinki opowiadające o dzieciństwie Mandarka, filmowego przeciwnika Dextera. Otóż Mandark jest dzieckiem dwójki pacyfistów nieokreślonej płci, którzy nieustannie mówią łagodnym głosem i wykonują miękkie ruchy, zaś Mandarka oryginalnie nazwali żeńskim imieniem "Sue". Całość jest dość niepoprawna politycznie, ale może dlatego że reżyser nosi słowiańskie nazwisko. Gdyby ktoś chciał obejrzeć to polecam Cartoon Network lub eMule i słowa kluczowe "laboratorium dextera mandark".
Castaneda
O mnie Castaneda

Sól w nasze rany, cały wagon soli By nie powiedział kto, że go nie boli Piach w nasze oczy, cały Synaj piasku By nie powiedział kto, że widzi jasno

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka