Andrzej Górski - dokończenie
KIK był środowiskiem potencjalnie opozycyjnym wobec władz. Ów potencjał brał się i ze składu osobowego tej grupy, i z jej silnych związków z hierarchią Kościoła katolickiego. Z drugiej strony jego liderzy działali w poczuciu ciągłego zagrożenia: groźby ograniczenia działalności, a niekiedy wręcz likwidacji. Dlatego Służbie Bezpieczeństwa dość łatwo przychodziło wpływać moderująco na postawy działaczy KIK-u. Do takiego oddziaływania był wykorzystywany m.in. Górski.
W doniesieniu z 15 listopada 1968 r. Andrzej Górski napisał: „(…) Roman oświadczył, że bezsilność wszelkich form demonstracji [wcześniej w donosie jest mowa o ulotkach i napisach antyrządowych w Krakowie, itp. – RG] polega na tym, że są one spontaniczne i nie ma żadnej komórki, żadnej organizacji, która by nimi kierowała i nadawała im określone ramy. Rozważania tego rodzaju przeciął Andrzej oświadczeniem, że gdyby mu ktoś zaproponował wstąpienie do jakiejś podziemnej organizacji to kopnął by go w cztery litery. Organizacja taka nie ma absolutnie żadnego sensu a jej istnienie nie będzie dłuższe niż 24 godziny”. W uwagach do tego donosu Schiller napisał: „Rozmowa w KIK-u na temat braku organizacji, która koordynowałaby opór społeczeństwa wg t.w. stawała się b. gorąca i t.w. poczuł się w obowiązku przeciąć dyskusję, aby sprowadzić dyskutantów na ziemię. Chodziło mu o to, aby któryś z uczestników nie wysunął sugestii stworzenia organizacji, która mogłaby zostać podchwycona”.
W latach 60. i do połowy lat 70. jednym z priorytetów polityki wyznaniowej PRL-u (a zatem i działań operacyjnych Służby Bezpieczeństwa) było podrywanie zaufania środowisk katolickich do kardynała Wyszyńskiego. Do pewnego momentu szło z tym w parze waloryzowanie postaci metropolity krakowskiego. W archiwach SB mamy na to ogromną ilość dowodów, jednym z nich jest wyciąg z notatki z 26 października 1967 r., spisanej ze słów t.w. „Magister”[1].
Czytamy tam: „W trakcie ostatniego zebrania <<sekcji cywilizacji współczesnej>> KIK przewodniczący tej sekcji Roman Zawadzki zaproponował by dla zapełnienia pustki okresu międzywojennego zorganizować dla sekcji prelekcję o Piłsudskim i Rydzu Śmigłym. Propozycji tej b. ostro przeciwstawił się Andrzej Górski, przedstawiając w szczególnie krytycznym świetle sylwetkę Rydza Śmigłego. Następnie Andrzej krytycznie wyraził się o decyzję [tak w maszynopisie – RG] episkopatu polskiego w sprawie wyjazdu na synod biskupów do Rzymu[2]. Andrzej wspomniał, że z racji pełnionych obowiązków służbowych często wyjeżdża do Warszawy gdzie miał możliwość zaobserwowania jak bardzo znikome zmiany zachodzą w diecezji warszawskiej. W Krakowie natomiast tych zmian o wiele więcej, gdyż żyjemy pod światłym kardynałem. Wyszyńskiego określił jako konserwatystę”.
Między innymi na podstawie donosów Górskiego jesienią 1968 r. SB dowiedziała się, że Roman Zawadzki przywiózł z Paryża znaczną liczbę bezdebitowych wydawnictw i wypożycza je kolegom z KIK-u. Tak zaczęła się tzw. sprawa Zawadzkiego (opisana w rozdziale drugim).
***
Pomijając już bardzo oryginalną jak na działacza Klubu Inteligencji Katolickiej, w gruncie rzeczy antykatolicką, motywację, Górski wyróżniał się jako tajny współpracownik SB kilkoma cechami.
Byli tacy tajni współpracownicy, którzy mieli skłonność do gadatliwości czy do barokowej formy – co bywało ze szkodą dla ścisłości przekazywanych informacji. Górski natomiast był akuratny: udzielał precyzyjnych informacji.
Był też skuteczny jako agent wpływu. Za jego pośrednictwem udawało się Służbie Bezpieczeństwa lansować wygodne dla władzy poglądy, niweczyć pewne inicjatywy programowe, a także suflując odpowiednie poglądy, podważać wiarę w sens istnienia sekcji młodzieżowej.
Bywali tacy agenci, którzy grając swoją podwójną rolę, pozwalali sobie od czasu do czasu na pewną spontaniczność w działaniu na rzecz inwigilowanego środowiska. Na taką spontaniczność Górski sobie nie pozwalał, pilnie bacząc, by swoim działaniem nie aktywizować zbytnio KIK-u, bo przecież Służbie Bezpieczeństwa generalnie chodziło o to, by aktywność Klubu ograniczać. Bodaj nie zdarzyło się tak ani razu, by Górski się w tym kierunku zagalopował i by oficer prowadzący musiał go zganić. A tak się innym tajnym współpracownikom zdarzało.
Był w końcu inteligentny w działaniu. Postępował tak, by się nie narazić na ryzyko dekonspiracji. Intrygował z polecenia SB, ale w taki sposób, że sprawiało to wrażenie umiaru i troski o Klub.
Czego chcieć więcej?
[1] T.w. „Magister” to pseudonim operacyjny Stefana Dropiowskiego. Wyciąg z tego donosu znajduje się w teczce personalnej t.w. „Realista”
[2] Chodziło o decyzję biskupów, by wobec odmowy przyznania paszportu kard. Wyszyńskiemu solidarnie nie jechać na Synod. Władzom zaś zależało na rozerwaniu tej solidarności
Inne tematy w dziale Kultura