O wyciszeniu sporów politycznych, innym języku debaty, przywróceniu standardów już możemy zapomnieć. Powrót do zasad sprzed 10.04 promuje zawzięcie strażnica moralności publicznej- najjaśniejsza "Gazeta Wyborcza".
O powodach tej etycznie nagannej postawy pisałem wczoraj, tragiczna śmierć Prezydenta RP otworzyła zbałamuconym obywatelom oczy; wyzwoliła uczucia, patriotyzm, poczucie przywiązania i solidarności. Nieoczekiwanie nastąpił reset dotychczasowego wizerunku Lecha Kaczyńskiego. Przywrócono proporcje.
Salon szybko zorientował się, że taki klimat stanowi dlań olbrzymie zagrożenie. Sam fakt transmitowania przez wszystkie największe stacje telewizyjne uroczystości pogrzebowych Prezydenta i jego małżonki, wywołał obrazoburczą wściekłość, czego dowodem jest dzisiejszy tekst o tytule:
"Protestuję. Telewizje molestowały mnie cierpieniem". Oto "smakowite" jego fragmenty:
"Z badań weekendowej oglądalności telewizji wyniknie z pewnością, że bardzo wielu Polaków oglądało transmisję z nabożeństw i pogrzebów. Co rozwinie się twórczo w publicystyce w opinię, że cała Polska w skupieniu śledziła te smutne z natury swojej obchody i uroczystości.
To z kolei będzie stanowiło koronny dowód na to, że pan Prezydent największym był Polakiem, i cały naród zjednoczył się nad jego grobem, uznając wszystkie jego poglądy za swoje. Co w konsekwencji zaowocuje śmiałymi, i dumnymi wystąpieniami polityków, którzy powołując się na wspomniane wyniki będą chcieli zdyskredytować przeciwników Prezydenta. I szerzej, PiS-u.(...)
Ale nie dziwię się wielkim słowom o jeszcze większym uznaniu wyjątkowości pana Kaczyńskiego przez naród. Bo faktycznie, oglądając telewizje można było nabrać przekonania, że Prezydenta opłakuje cały, bez wyjątku, naród. I że tak samo mocno, tak samo głęboko i tak samo osobiście każdy z nas odczuwa jego stratę.
A prawda jest taka, że było to wyłącznie wspólne zdanie nadawców, a nie widzów, czyli narodu. Główni nadawcy stanęli bowiem do absurdalnej licytacji, wyścigu na patriotyzm i żałobę, w wyniku którego, jeśli ktoś nie jest szczęśliwym użytkownikiem droższego pakietu w kablówce lub platformie cyfrowej, miał wybór oglądać (pogrzeb), albo nie oglądać telewizji w ogóle."
Autor tekst (Wojciech Krzyżaniak) mówi o prawdzie zniekształconej przez medialny przekaz. Zaiste, uroczo to brzmi w ustach przedstawiciela najznamienitszej tuby propagandowej pewnych środowisk politycznych.
Mało tego, nasz uroczy felietonista, kreśli prawdopodobny (wg jego subiektywnych odczuć) scenariusz wydarzeń:
"To z kolei będzie stanowiło koronny dowód na to, że pan Prezydent największym był Polakiem, i cały naród zjednoczył się nad jego grobem, uznając wszystkie jego poglądy za swoje. Co w konsekwencji zaowocuje śmiałymi, i dumnymi wystąpieniami polityków, którzy powołując się na wspomniane wyniki będą chcieli zdyskredytować przeciwników Prezydenta. "
Innymi słowy, politycy PIS-u wykorzystają fakt śmierci Prezydenta do ubicia politycznego kapitału. Sprytny zabieg. Oczywistą oczywistością jest to, że kandydat PIS będzie się powoływał na spuściznę L. Kaczyńskiego (nie ma w tym nic zdrożnego). Gdy będzie to robił J. Kaczyński- jako ewentualny kandydat na prezydenta, trudno będzie mu zarzucić koniunkturalizm, cynizm- o czym marzy Krzyżaniak. Przecież to brat, najbliższy z najbliższych, reprezentował to samo spojrzenie na politykę.
I tutaj rodzi się pole do popisu dla Krzyżaniaka, Uhliga, Siedleckiej i całej reszty. Jak zdyskredytować J. Kaczyńskiego?
Każdy atak może spowodować wzrost społecznej sympatii dla Jarosława. I ten fakt najbardziej mierzi salon... Już pojawiają się przedwczesne apele: "Nie grajcie śmiercią i żałobą", "Trumna nie może być argumentem" (to tytuły innych komentarzy z "Wyborczej").
Przypominanie wielu niegodziwości wobec Lecha Kaczyńskiego, zwłaszcza tych wyprodukowanych(wspieranych) przez salon, jest naturalną konsekwencją retoryki narzuconej odruchowo przez media. Nie ma w tym nic złego; to element przywracania dziejowej sprawiedliwości.
Są osoby, które powinny w obliczu smoleńskiej tragedii, palić się ze wstydu. Mamy prawo się o nie upomnieć, zwłaszcza, że niektórzy przedstawiciele tej niechlubnej grupy dziś stają w pierwszych szeregach żałobników, udając zatroskanie.
Taka niegodność wymaga krytyki.
Palikot zarzucając L. Kaczyńskiemu alkoholizm, kreując poziom politycznej dyskusji za pomocą happeningów (np. picia na ulicy wódki z tzw. małpek), musiał się liczyć z wytknięciem tego błaznowania przez politycznych przeciwników. Dziś funkcjonariusze z Czerskiej próbują Polakom wmówić, że tych argumentów nie wolno stosować. Dlaczego?
Czy "Gazeta", po śmierci Kuronia/Geremka, nie wspominała o ich krytykach? W jakim tonie? Można sięgnąć do archiwów. Wiem, archiwa- w imię spokojnej atmosfery- należy spalić...
Inne tematy w dziale Polityka