Dzisiejszego poranka, robiąc internetową "prasówkę" natrafiłem na słynny już tekst R.A. Ziemkiewicza. Publicysta "Rzepy" to kolejny dziennikarz, który się nieoczekiwanie "odwrócił", zaczął atakować lidera największej partii opozycyjnej w sposób niebywale naiwny, przecząc de facto swoim wcześniejszym tezom, oglądowi na sytuację polityczną w Polsce.
Powstaje naturalne pytanie: dlaczego RAZ zdecydował się na taki krok? Czy to przejaw nowatorskiej taktyki redakcji? Pragmatyczne(?) pogodzenie się z rzeczywistością jednowładztwa PO? A może zwykły solidaryzm z redaktorem Lisickim, mocno (i celnie) ostrzelanym w ostatnim czasie argumentami przez J. Kaczyńskiego?
Ziemkiewicz zaczyna swój "coming out" od niesłychanych ogólników i truzmów wyprodukowanych za dawnych lat przez funkcjonariuszy "Wyborczej":
"Jarosław Kaczyński zaś, który wiele wysiłku włożył w stworzenie nowego wizerunku jako polityka gotowego do współpracy i starającego się o „zakończenie wojny polsko-polskiej”, której zło wreszcie zrozumiał, natychmiast po względnym sukcesie nowej strategii całkowicie ją zdezawuował, wracając do retoryki radykalnego odrzucenia wyniku wyborów i do wizerunku nadąsanego złego starca, który wszystkich odrzuca i od wszystkich domaga się przeprosin".
Nie zauwazyłem, by prezes PIS "wszystkich odrzucał, od wszystkich domagał się przeprosin". Sprawa podziału partyjnych stanowisk to wenętrzna decyzja partii, z resztą "libarałka" J.Kluzik-Rostkowska miała szansę objąć szczególnie istotne stanowisko- wicemarszałka Sejmu; podobno sama zrezygonawała. Co do Poncyliusza- warto zauwazyć, jaką pozycję w partii zajmował przed 10 kwietnia, czy jego zasługi w kampanii prezydenckiej J. Kaczyńskiego muszą automatycznie oznaczać objęcie satnowiska wiceprezesa PIS? A może Poncylisz ma inne plany, może prezes wobec niego ma inne plany. Zbliżają się wybory samorządowe- Poncyliusz byłby mocnym rywalem dla Hanny Gronkiewicz-Walz i M. Borowskiego; trudno wyobrazić sobie kogoś lepszego...Podobnie sprawa wygląda z przeprosinami. w pierwszych dniach po tragedii smoleńskiej oczywistym dla wszystkich było, że Prezydenta L. Kaczyńskiego bardzo skrzywdzono: naigrywano się zeń, wyśmiewano, szydzono. Nieprzypadkowo biłgorajczyk w tym czasie znacząco zakopał się pod zimię. Z resztą, nad trumną J. Kurtyki, kilka słów prawdy na ten temat powiedział Platformers Zdrojewski (za ten gest zyskał mój szczery szacunek). Mimo tych oczywistości, J. Kaczyński nie domaga się od wszystkich-jak sugeruje Ziemkiewicz- przeprosin, reaguje jedynie na kolejne chamskie ataki- tym razem na nieboszczka brata, człowieka, który sam obronić się już nie może...
Dalej autor znakomitego "Polactwa" wprost wraca do polemiki Kaczyńskiego z kolegą Lisickim:
"Tę zabójczą dla siebie reakcję na przegraną prezes PiS właśnie powtórzył, bojkotując zaprzysiężenie nowego prezydenta i oznajmiając w wywiadzie dla partyjnego portalu (jakże to charakterystyczne dla nowego-starego prezesa Kaczyńskiego: komunikować się z wyborcami poprzez wypowiedzi dla wewnątrzpartyjnego biuletynu), że Komorowski wybrany został przez „nieporozumienie”, bo wyborcy nie wiedzieli, iż jest on wrogiem krzyża. A gdyby wybrali Kaczyńskiego, nie wiedząc, iż nie zamierza on skończyć wojny polsko-polskiej, przeciwnie, przystąpi do niej z nowymi siłami – byłby to wybór ważny czy nie?"
Nie wiem, skąd Ziemiekiwicz czerpię wiedzę, o tym, jak zchowałby się Kaczyński po zwycięskich wyborach. Wiedzy takiej mieć nie może, więc brnie w głupiutkie "gdybanie". Uważa (co za ozywistość), że szef PIS robiłby zupełnie to samo, co dziś- będąc "tylko" liderem partii opozycyjnej. Trudno też zrozumieć złośliwości RAZa związane z wywiadem Prezesa dla portalu pis.org.pl. Równie dobrze można było "pojechać" po Kaczyńskim, gdy udzielił podczas kampanii wyborczej odpowiedzi na pytania blogerów "PISowskiego" salonu24, tudzież jakiemuś "PISowskiemu" tytułowi typu "Gazeta Polska", "Rzeczpospolita", etc. Przecież to też- w odczuciu większości postepowych obywateli- partyjne biuletyny. Z resztą, jakie to ma zanczenie? Liczy się treść wypowiedzi, a nie miejsce jej publikacji. Jak dla mnie RAZ może pisać dla "Trybuny", byleby pisał z sensem, popisywał merytorycznymi argumentami.
Za chwilę Pan Rafał zwyczajnie "odpływa"; wygląda na to, iż zbyt mocna dawka ulubionego wina wyłaczyła właściwe receptory, te odpowiedzialne za postrzeganie rzeczywistości i na tej podstawie poprawne wnioskowanie:
"Tym razem cios zadany sobie jest jeszcze bardziej skuteczny. Lider PiS bowiem nie tylko znowu zakwestionował wynik wyborów i zasady gry, w której uczestniczy, ale też dobitnie okazał tym, którzy na niego zagłosowali, wierząc, iż po tragedii odrzuca dotychczasową zajadłość, że zwyczajnie ich okłamał. Cynicznie założył na czas kampanii maskę, którą, skoro nie dała zwycięstwa, odrzuca bez żalu".
Ja, świadomy wyborca PIS (i jego lidera) nie czuje się okłamany, wykorzystany. Znałem człowieka, na którego postanowiłem oddać swój głos, rozumiem prawidła kampanii wyborczej, sytuację w jakiej znalazł po 10 kwietnia się J. Kaczyński. Nie trzeba być wybitnie inteligentnym, by zrozumieć, że dyskusja na temat tragedii narodowej, jaką była niewątpliwie katastrofa tupolewa w Smoleńsku, w tym o ewentualnej odpowiedzialności rządu zań, rozpocznie się tak na serio dopiero po 4 lipca.
Poza tym RAZ mydli oczy czytelnikom, pisząc, że Kaczyński kwesdtionuje wynik wyborów. Tego rodzaju konstatacja to wynik zbitki fragmentów wypowiedzi lidera PIS, nie mająca nic wspólnego z faktycznym stanowiskiem Prezesa. Pamiętajmy, że Kaczyński pogratulował kandydatowi PO, po ogłoszeniu wyborczego rozstrzygnięcia. Nie stawił się na prezydenckie zaprzysiężenie ze względów moralnych, emocjonalnych, rodzinnych, co nie przekreśla przecież jego kwalifikacji politycznych. Kaczyński nie egzekwował od swoich posłów podobnej postawy, pozostawił im wolną rękę. Nie dostrzegłem w tym geście niczego niezykłego. Z resztą nie tylko ja; wielu publicystów dużo bardziej liberalnych od RAZa, potrafiło zrozumieć decyzję "Kaczora", nie czynić mu z tego powodu wtrzutów, nie mówić o cynizmie, okłamywaniu wyborców.
Za zakończenie Ziemkiewicz wskazuje jedynie słuszną receptę dla PIS. Tylko ona może pomóc liderowi PIS wygrać z Platformą Obywatelską:
"Obrońcy Kaczyńskiego powołują się na przykład Węgier, gdzie równie wyszydzany i niszczony w mediach Wiktor Orban odniósł ostatecznie miażdżące zwycięstwo. Nie zauważają tylko, że Orban pracował na ten sukces w zupełnie inny sposób, budował sprawną strukturę polityczną, a nie sektę, i skupiał się nie na symbolach, tylko na punktowaniu błędów i nadużyć nieudolnego rządu."
Jest jedno ale. Węgrami nie wstrząsnąła tragedia analogiczna do "naszej", smoleńskiej. Partia Orbana nie straciłą jedengo ze swych liderów, nie wspominając o kilku charyzmatycznych politykach pokroju A. Szczygły, K. Putry, P. Gosiewskiego. Ten fakt determinuje obraz PIS kreowany przez media. Kaczyńskiemu zawsze można zarzucić, że podejmuje polityczne decyzje kierując się pragnieniem zemsty za śmierć brata, że to jest siła determinująca podejmowane przezeń kroki. I to bez względu na jakość krytyki poczynań rządu płynącej ze strony PIS. Orban o tego rodzaju oskarżenia martwić się nie musi.
Inne tematy w dziale Polityka