chinaski chinaski
1570
BLOG

Wniosek generalny: PIS przetrwał swój najtrudniejszy rok

chinaski chinaski Polityka Obserwuj notkę 73

Wczorajsze, nieco przeszacowane, jak się okazało, sondażowe wyniki wyborcze kandydatów PISu do sejmików (, bo one najlepiej oddają faktyczną siłę polityczną danej formacji), wywołały przyjemną konsternację wśród salonu. Seweryn Blumsztajn, naczelny polski antyfaszysta, w trakcie tzw. wieczoru wyborczego w TOK FM, nie mógł zrozumieć, dlaczego PIS ma ciągle ponad 20% poparcia. Mimo codziennej, zmasowanej propagandy ze strony olbrzymich holdingów medialnych, zohydzania tej partii w prasie, telewizji, radio, mimo tych wszystkich ciosów zadawanych w PISowskie plecy  przez podpuszczonych Brutusów: J. Kluzik -Rostkowską, P.Poncyliusza, M. Migalskiego, czy na ostatniej prostej M. Kamińskiego, PIS oddycha...

Postępowy umysł naczelnego stołecznej "Wyborczej" pojąć tego nie potrafił. Polskę patriotyczną, katolicką, tradycyjną nie będzie tak łatwo zniszczyć. Skoro nie udało się po dziś dzień, nie uda się pewnie nigdy. Blumsztajn jeszcze tego nie wie, być może zrozumie po przyszłorocznej elekcji parlamentarnej...

Słychać, także w blogosferze, pomruki niezadowolenia: miało być 27%, a jest "tylko" 23. Często piszą to ludzie wspierający dotychczas partię Prezesa, dziś z nadzieją spoglądający na grupę dysydentów...Jakże się mylą, ale o tym za chwilę.

Sądzę, że wczorajsza radość Prezesa w Radomiu była szczera. I nie ma większego znaczenia to, że PIS nie będzie rządził w tylu sejmikach, w ilu dotychczas, że będzie "miał" mniejszą ilość włodarzy miast. Prezes w tych wyborach walczył o coś zupełnie innego, o coś elementarnego, z punktu widzenia wybitnego polityka najważniejszego. Prezes walczył o przetrwanie PISu, dzieła życia, jego i poległego brata Leszka. Wygrał.

Dla partii J. Kaczyńskiego rok 2010 r. był czasem wyjątkowej próby. Straty wywołane katastrofą z 10 kwietnia są niepowetowane, niemierzalne. Zginął jeden z intelektualnych mentorów formacji- L. Kaczyński, najlepsi, najwierniejsi jej "żołnierze": K. Putra, P. Gosiewski, A. Szczygło. Wszyscy zastanawiali się, czy PIS po tak wielkim ciosie się podniesie, czy Kaczyński będzie w stanie to wszystko "pociągnąć"...Człowiek takiej klasy zrobić to musiał, dla siebie, dla Leszka, do Polski...

Ale to nie był koniec ciosów zadawanych przez "los" Prezesowi. W chwilach wyjątkowej próby zawiedli Ci, którzy zawieść musieli. Najsłabsze ogniwo w takich sytuacjach pęka, prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie...Znamy to, choć wciąż się nabieramy.

Prezes się nabrał na chwilę, na czas wyjątkowo dla niego trudnej kampanii. Naiwniacy, a takich także na salonie24 (, a co do dopiero w "zwykłym", "szarym" życiu) niestety pod dostatkiem, w dalszym ciągu dają się nabierać, uwierzą w szczytne zapewnienia Pani Kluzik-Rostkowskiej i fruwającego wciąż ornitologa. Desydenci twierdzą, że gdyby Prezes im pozwolił zasiąść za sterem dziś PIS by triumfował, triumfowałby też na wiosnę/jesień w elekcji parlamentarnej. Rzecz niesprawdzalna, ale jakże pięknie brzmi...Tymczasem, jak stwierdził J. Kaczyński:

"Dziś mamy wszelkie podstawy sądzić, że jeżeli tylko będziemy potrafili uniknąć tej sytuacji, która wytworzyła się w trakcie wyborów, uniknąć tego rodzaju ludzi, to z całą pewnością mamy szanse na zwycięstwo. Już w tych wyborach, gdyby nie ta czarna groteska, w której ci sami powoływali się na spuściznę Lecha Kaczyńskiego i przyznawali się do rozmów z Palikotem."

Trudno wyobrazić sobie szczery szacunek do L. Kaczyńskiego u kogoś, kto kilkadziesiąt dni po tragedii, kilka tygodni po oszczerstwach na temat poległego Prezydenta RP w wykonaniu biłgorajczyka, spotyka się z nim "po cichaczu", by omówić "polityczną sytuację". I taki człowiek tworzy formacje pod skradzionym szyldem "Polska jest najważniejsza!". Jestem przekonany, że te 47% Polaków, które zdecydowało się zagłosować na J. Kaczyńskiego w trakcie wyborów prezydenckich, wcześniej czy później wyciągnie właściwe wnioski z gestów "gołębi"..

Z resztą, jak spoglądam na spoconą, spasioną twarz M. Kamińskiego, śliniącego się do TVNwoskich redaktorów, mam skojarzenia z zupełnie innym zwierzęciem. Bynajmniej nie z żadnym z ptaków...

Podsumowując, wyniki wczorajszych wyborów, są dowodem na to, że J. Kaczyński przetrwał "w jednym kawałku" najtrudniejszy rok w swoim życiu. Najtrudniejszy z wielu względów: rodzinnych, osobistych, politycznych. Rywale muszą podświadomie czuć tą niezwykłą siłę, determinację, klasę. J. Kaczyński nie ma pomocników w prywatnych holdingach medialnych, nie ma największego politycznego sprzymierzeńca, przyjaciela, mentora- swojego brata. Stracił też swoich najlepszych, najwierniejszych, zaufanych ludzi. Kilku pozostało, pozostaliśmy też my - rodacy, którzy mają marzenia i wiarę, że pewnego dnia obudzą się w wreszcie wolnej na 100% Polsce, normalnym kraju. Z nami Prezes nie zginie...

chinaski
O mnie chinaski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (73)

Inne tematy w dziale Polityka