Anna Fotyga to jedna z najbardziej zdemonizowanych postaci polskiej polityki. Nie licząc Kaczyńskiego i Macierewicza, w ostatnich latach właśnie ona otrzymywała największe chłosty od "odpowiedzialnych", krajowych mediów. W trakcie jej ministrowania wyśmiewano się z wszystkiego: poczynając od aparycji, na poglądach i jej honorowym zachowaniu kończąc. Czym zasłużyła sobie tą interesowność, raczej nieznana (przed 2005 r.) inteligentka z gdańskiego Wrzeszcza?
Odpowiedź jest - cytując klasyka- arcyboleśnie prosta, Pani Anna była wierna patriotycznemu programowi braci Kaczyńskich; konsekwentnie, z sukcesami realizowała politykę zagraniczną ambitnego, poważnego, w pełni podmiotowego państwa europejskiego, jakim w latach 2005-2007 była Polska.
Mimo, iż Fotyga po tragicznej śmierci Prezydenta L. Kaczyńskiego, straciła jakikolwiek wpływ na polską politykę międzynarodową, co jakiś czas przykładnie jest pałowana przez któregoś z czerskich "gówniarzy".
Nie inaczej jest dzisiaj.
Dobry 'znajomy' A. Leszczyński, doszukał się kompromitującej wypowiedzi minister Fotygi komentującej ostatnie wyczyny naszej dyplomacji na Białorusi. Pani Anna miała powiedzieć:
"W relacjach bilateralnych kontakty były rygorystycznie limitowane. Bardzo długo, pomimo medialnej awantury o wakaty ambasadorskie, nie wysyłaliśmy polskiego przedstawiciela dyplomatycznego do Mińska, obniżając rangę stosunków. Ambasador Białorusi nigdy nie był przeze mnie przyjęty, a możliwość krótkiej rozmowy podczas wydarzeń dyplomatycznych była przez nas traktowana jako nagroda za poprawę sytuacji Związku Polaków na Białorusi, społeczeństwa obywatelskiego".
Leszczyński w efekcie zaczął rżeć w ten charakterystyczny, idiotyczny sposób:
"Jakże reżim Łukaszenki zdołał przetrwać tak dotkliwe sankcje?! Dyktator powinien był odziać się we włosienicę i pokonać drogę z Mińska do Warszawy na kolanach, a potem z popiołem na głowie pokornie czekać na audiencję. I może zechciałby go przyjąć portier w MSZ.
A na serio. Jak bardzo oderwana od rzeczywistości musiała być nasza minister spraw zagranicznych, by wierzyć, że "możliwość krótkiej rozmowy podczas wydarzeń dyplomatycznych" będzie nagrodą dla dyktatorskiego reżimu? To taka dziwaczna megalomania robiła z Polski międzynarodowe pośmiewisko w czasach PiS."
A do śmiechu naprawdę nie jest. Wiedzą o tym choćby realnie postępowe media niemieckie:
"Białoruskie wybory prezydenckie są "przykrą nauczką" dla Zachodu - komentuje niemiecki dziennik "Financial Times Deutschland".(...)Jak przypomina dziennik, "przed sześcioma tygodniami niemiecki minister spraw zagranicznych Guido Westerwelle oraz jego polski kolega Radosław Sikorski pojechali do Mińska, by nalegać na uczciwy przebieg wyborów oraz zabiegać o zbliżenie Białorusi z Zachodem. Społeczeństwo zobaczyło jednak w telewizji państwowej niewiele więcej niż przyjazne uściski dłoni, które podniosły ocenę Łukaszenki".
Minister Fotyga nie lizała, za przeproszeniem, d... Łukaszence, by za chwilę dostać g... w twarz. Na to pozwolił sobie rasowy antykomunista, oksfordczyk pełną gębą, R. Sikorski. Przy okazji ośmieszył Polskę.
Leszczyńskiego, rzecz jasna, nie stać na drwiny z 'obecnego' Radka (kiedyś, jeszcze w 2005 r. - jak najbardziej). Za to, co uczynił w wojnie z "byłym Prezydentem L. Kaczyńskim", zyskał dozgonną wdzięczność salonu. Wkupił się w łaski.
Ten ciągły napalm zrzucany przez "gówniarstwo" z 'Wyborczej' na największą partię opozycyjną jest ostatnio wyjątkowo "chrzczony". Dwa dni temu czytałem na wyborcza.pl jak PIS się kompromituje, krytykując rządowe priorytety prezydencji polskiej w UE, dziś demonem jest Ania Fotyga, za kilka dni będą wieszać psy na Waszczykowskim. I tak w kółko. Już niedługo...
Inne tematy w dziale Polityka